|43|

1.2K 61 0
                                    

Wspólnie pojechaliśmy do domu Tate aby przekonać ją do pomocy. Doskonale wiedzieliśmy, że powinna wyjechać do Europy ale pilnie jej potrzebowaliśmy.

- Oui, oui - zawołała Malia widząc, że jej samolot ma zaplanowany lot zgodnie z rozkładem. Wzięła torbę chcąc wyjść z pokoju ale zatrzymaliśmy ją w drzwiach. - Nie. Nie. To tylko szczury i wilki, i może trochę robaków. - powiedziała na start. Bardzo jej zależało na wyjeździe i nie chciała mieszać się w kolejne zagadki miasta.

- Potrzebujemy cię. - stwierdziła Lydia.

- Chcę do Paryża.

- Paryż istnieje od 2000 lat. Nigdzie się nie wybiera. - Malia jednak nie chciała się poddać i podeszła do okna.

- Malia, dzwonili Mason i Liam.

- Poradzą sobie.

- Nie możemy cię zmusić, byś została, ale może sama zechcesz. - powiedział Scott.

- Nie chce. - oznajmiła.

- Okej. - odsunęliśmy się aby mogła wyjść. Opuściła pokój ale po chwili wróciła ze zrezygnowaną miną.

- Co mamy zrobić?

- Znaleźć Ogara. - oznajmił uradowany Scott widząc, że zmieniła zdanie. Udaliśmy się do samochodu aby pojechać do szkoły. Do Liama i Masona.

- Otworzyliśmy drzwi do innego świata i coś za nami przyszło. Ogar musi to powstrzymać. - wyjaśniła Lydia tłumacząc nam skąd wziął się drugi Piekielny Ogar w Beacon Hills. Podobno pojawił się właśnie przez to coś co wypuściliśmy. Zaatakował Parrisha i Liama ciągle powtarzając, że musi kogoś powstrzymać.

- Czyli odstawimy to na miejsce i z głowy. - stwierdziła Malia.

- To nie takie proste. - westchnęłam.

- Ocaliliśmy Stilesa i sprowadziliśmy resztę, ale nie tak miało być. Za wszystko trzeba zapłacić.

- Jak wysoką cenę? - zapytałam przytulając swoje plecy do oparcia fotela.

- Bardzo dużą. - odparła. Niestety każda nasza decyzja niesie za sobą pewne konsekwencje.
Zaparkowaliśmy na parkingu szkolnym i stanęliśmy przed szkołą.

- Wiemy co wypuściliśmy? - zapytała Malia.

- Wie to tylko Ogar. - odpowiedziała Lydia rozglądając się wokół siebie.

Czyiś ryk dotarł do naszych uszu. Najprawdopodobniej był to właśnie Ogar, którego szukaliśmy więc szybko pobiegliśmy w stronę lasu skąd dochodził ryk. Wszelkie nauki bardzo się przydały, bo w dosyć krótkim czasie doprowadziłam nas na miejsce gdzie zastaliśmy mężczyznę z ranami na ciele i dziurą po kuli w głowie.

- Podobno Piekielne Ogary są nieśmiertelne. - powiedziała Lydia.

- Spójrzcie. - pośród liści na ziemi zauważyłam pocisk z dość dobrze znanym nam symbolem. - Argent.

- Czyli to prawda.. - wyszeptała Martin z przerażoną miną.

- Co takiego? Co jeszcze usłyszałaś? - zapytaliśmy podchodząc bliżej dziewczyny.

- Odgłosy tych, którzy nigdy nie skrzywdzili człowieka. - wyznała.

- Coś ich zabijało?

- Zabijali siebie nawzajem...

Zrezygnowaliśmy ze spotkania z Masonem i Liamem. Nic poważnego im się nie stało, a my mieliśmy aktualnie przed sobą bardzo trudną decyzje.

- Na wypadek, gdyby ktoś zapomniał. Ostatnio prawie go straciliśmy. - powiedziała Lydia.

- Jeśli to poważne, a go nie wezwiemy.. zabije nas. - wtrąciła Malia.

- Nie słyszałyście jego głosu. Cieszył się, że tam jest. - dodał Scott trzymając w ręce telefon.

- Puść wiadomość od niego. - zaproponowałam.

- Cześć Scott. Dotarłem. Jestem w Quantico w FBI. Naprawdę tu jestem! Powiedziałem Lydii, że tęsknie i chce wracać do domu, ale posłuchaj. Bez względu na wszystko wyjedź z Beacon Hills. Wsiadaj do Jeepa i jedź. - Scott odtworzył wiadomość, którą dostał od Stilesa. Cieszył się z tego szkolenia i ściągnięcie go z powrotem byłoby błędem.

- Nie dzwonimy. - powiedziałam. - Jest szczęśliwy. Nie psujmy tego.

- Masz racje. - przyznał Scott. - Niech spełnia marzenia.

Coś znowu działo się w mieście i to z naszej winy. Nie wiedzieliśmy z kim lub czym mamy do czynienia. Nawet nie mamy pojęcia jak się do tego zabrać.
Wróciłam do domu i od razu wzięłam do ręki telefon.

- Tu Theo. Zostaw wiadomość, a może kiedyś oddzwonię. - kolejny raz włączyła się poczta głosowa. Przez całą poprzednią noc oraz dzisiejszy dzień próbowałam się do niego dodzwonić. To nie było do niego podobne.
Przedzwoniłam do paru osób, ale niestety nie posiadali żadnych informacji. Nikt go nie widział przez ostatnie 24 godziny. Gdzie jesteś, Theo?
Wyszłam na spacer po mieście. Ostatnio robię to coraz częściej. Bardzo przywiązałam się do tego miejsca. Mam stąd wiele dobrych wspomnień, jak i tych złych. Poznałam tu dużo wspaniałych osób i mimo trudności dalej ze sobą jesteśmy. Jednak wszystko kiedyś się kończy. Wyjeżdżamy na studia. Każdy do innego miasta. Zaczynamy nowy etap w życiu i już nie będziemy się tak często widywać, a tym bardziej rozwiązywać nadprzyrodzonych zagadek.
Przechodząc przez las, w oddali zauważyłam jakieś zamieszanie. Skupisko ludzi, a po środku Liam ze świecącymi oczami. Podeszłam bliżej i wtedy zobaczyłam co jest tego głównym powodem. Na drodze stało auto, a przed nim leżały ciała Bretta i jego siostry Lorilee. Nie żyli. Stanęłam w połowie drogi i padłam na kolana. W uszach zaczęło mi piszczeć, a łzy stanęły w moich oczach. Przyjechał tu tylko po to, aby pomóc Liamowi z drużyną. Za parę dni miał lot do Nowego Jorku. Dostał się na wymarzony Uniwersytet. A teraz leżał martwy na środku drogi i nawet nie wiedziałam dlaczego do tego doszło.

- Liam? - zebrałam się i podeszłam do chłopaka aby odciągnąć go na bok. Ludzie go obserwowali i wytykali palcami.

- Polowali na nich. - wydusił ciężko oddychając. - Nie zdążyłem..

- Liam, to nie twoja wina. - powiedziałam zamykając go w swoich ramionach. - Wiem, że zrobiłeś co mogłeś.

- Zrobię wystarczająco, gdy dorwę tych, którzy są za to odpowiedzialni.

----

Enjoy!

V.

Sacrifice || Theo Raeken Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz