|67|

718 47 13
                                    

Nigdy nie wiesz kiedy po raz ostatni widzisz kogoś. Nie wiesz o tym, że kłócisz się z kimś ostatni raz, kochasz ostatni raz, albo po raz ostatni patrzysz w oczy tej osoby.
Theo nie chciał być tu, nie chciał płakać, nie chciał słyszeć krzyku, nie czuć bólu, a jedynie jej dotyk.
Ale ona odeszła o całe życie za wcześnie...

Siedzieli w ciszy czekając aż dołączy do nich Deaton. Nikt nie rozumiał co robi tam tyle czasu, skoro wszystko było jasne.. przecież sprawdzili oddech, puls, bicie serca.. Wszystkie czynności były zatrzymane.
W końcu ich rozmyślania przerwał druid. Wyszedł z gabinetu, zamknął drzwi i usiadł obok Theo z ogromną księgą.

- To księga magiczna, którą dała mi Monroe abym wedle przepisów zawartych w niej stworzył książkę, która pochłonie was i tym samym usunie was z tego świata. Oczywiście zrobiłem to, bo wiadomym jest, że nie prosiła o to, tylko od razu przeszła do gróźb. Jednak nie byłbym sobą, gdybym nie spróbował was uratować. Musiałem nieźle namącić aby nie zauważyła szczegółów, które wam podałem abyście z powrotem mogli tutaj wrócić. - Deaton dokładnie zaczął opisywać cały plan związany z książką. Właśnie miał wyjaśniać dlaczego nie umieścił w niej Malii ale przerwał mu wybuch.

- Co to było? - zapytał Liam i wybiegł na zewnątrz. Kłęby dymu unosiły się znad starej gorzelni. Dołączyła do niego reszta próbując zrozumieć co się tam mogło stać.

- Tam zmieniłeś się w Alfę i tam Monroe chce to zakończyć. - powiedział Scottowi Deaton. - Zostań tu z ciałem Alex.

- Co? Czemu? - zdziwił się McCall. Był potrzebny gdzie indziej, nie mógł zostać.

- Nadal można odebrać jej moc. Musisz zostać i jej pilnować. Zaufaj mi. - doktor położył dłoń na ramieniu Alfy i lekko je ścisnął. Druid dołączył do reszty i powiedział im, że Scott ma inne zadanie. Bez swojego przywódcy udali się na miejsce wybuchu, a McCall wrócił do lecznicy i wszedł do gabinetu. Wziął głęboki oddech i spojrzał na ciało przyjaciółki. Nie rozumiał dlaczego czuje swoją drugą połówkę. Doskonale pamiętał jak opisywała to uczucie, gdy Theo go zabił. Czuła niewyobrażalną pustkę, a on teraz nie czuje nic specjalnego. Jakby nadal tu była.


Stanęli przed szczątkami gorzelni. Niedaleko niej zauważyli tak bardzo znienawidzoną przez nich kobietę i jej zwolenników. Zobaczyli również przykutych do drzewa ciężkimi kajdanami nastolatków, którzy zapewne byli wilkołakami.

- Przydałby się tu Scott. - wtrącił Isaac. Był przywódcą i powinien tu być zdaniem bety.

- Jest potrzebny gdzie indziej. - odpowiedział mu Deaton i pewnym krokiem wystąpił do przodu. Monroe od razu ich zauważyła. Widząc brak drugiej Alfy zaśmiała się w duchu. Zaraz wybije jego stado, a on nawet nic z tym nie zrobi. Nakazała swoim ludziom być czujnym i podeszła sama do stada.

- Już po żałobie? - zapytała z uśmiechem. Czuła, że ma ogromną przewagę. Skoro zabiła najsilniejszą Alfę, to mogła zabić każdego. Theo miał ochotę poderżnąć jej gardło, ale został zatrzymany przez Liama. - Nawet nie błagała o życie. Wyświadczyłam jej przysługę. Nie musiała się dłużej męczyć.

- Lepiej się zamknij. - warknęła Malia. Kończyła się jej cierpliwość.

- Spokojnie, zaraz do niej dołączycie. Zostaje tylko pytanie, gdzie wasz Alfa? Tak bardzo się załamał? - Monroe była bardzo pewna siebie, co nie uszło uwadze Deatona.

- Zastanawiam się, dlaczego nie przejrzałaś dokładnie tej księgi. - zaczął doktor.

- Przejrzeli ją moi ludzie. Nic tam nie było. - powiedziała już mniej pewnie.

- Jesteś pewna? Nie sądzisz, że nie bez powodu nie ma tu Scotta? - zapytał budząc jeszcze większe wątpliwości w kobiecie.


Siedział przy ciele przyjaciółki nie spuszczając z niego oczu. Wyglądała jakby spała. Scott zaczął opowiadać o wspólnych chwilach. Czasem nawet się zaśmiał, ale spotykał się z ciszą i dochodziło do niego, że już nie dostanie odpowiedzi.
Spojrzał ponownie na twarz Alex i wtedy zaczął analizować. Przecież Deaton nie dopuściłby do osłabienia organizmu. Znał świat i zasady nadnaturalnych. Nie zrobiłby tego... chyba, że miał jakiś plan. Czy to było możliwe, że sfingował jej śmierć tak, jak jego przy puli śmierci? Nie.. Powiedziałby o tym. Nie skazałby ich na takie cierpienie. A może jednak? Nie wiadomo w ilu miejscach były podsłuchy. Może doktor chciał uniknąć zawalenia się planu.

- Co ty robisz Scott.. Nie przywrócisz jej życia. - westchnął i złapał jej dłoń. Zdziwił go fakt, że była ciepła. Wtedy na jego ręce pojawiły się już dobrze mu znane czerwone linie, które przeszły na rękę Alex. Widział, jak przepływają kierując się prosto do wcześniej zadanej rany. Owa rana zagoiła się zostawiając za sobą jedynie bliznę. Ciszę w pomieszczeniu wypełnił dźwięk nabieranego powietrza, a oczy Alex otworzyły się ukazując nieskazitelną czerwoną barwę, która po chwili, w dużej mierze, zmieniła się w fiolet.

----

Enjoy!

V.

Sacrifice || Theo Raeken Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz