Rankiem Jacob przyszedł do mieszkania Newta sam i to ze sporymi zakupami, bo czuł się źle z tym, że to czarodzieje ciągle wszystko mu kupowali. Scamander postanowił zrobić śniadanie z przyniesionych przez Kowalskiego produktów, podczas gdy Jenna brała prysznic.
- Wolisz kawę czy herbatę? - zapytał Newt, jednocześnie smażąc coś na patelni.
- Może kawę? - mruknął Jacob po chwili namysłu, stając przy blacie. - Nie spałem dobrze...
- My też nie.
Na te słowa Jacob uśmiechnął się znacząco.
- Tak? A co robiliście?
- Piliśmy herbatę - odparł Newt od razu, na co Jacob stracił swój uśmiech.
- Co? W nocy?
- Tak... Nie mogliśmy spać - przyznał Newt trochę smutno. Cieszył się wewnętrznie z tego, co sobie powiedzieli o tym, by nie tracić już kontaktu, lecz z drugiej strony żałował, że nie potrafił wyznać jej nic więcej; wypili herbatę i wrócili do swoich sypialni bez żadnej głębszej rozmowy.
Jacob przejechał dłońmi po swojej twarzy, kręcąc głową.
- Newt, jeśli wy po nocach będziecie tylko pić herbatę, to to do niczego nie doprowadzi. Musisz w końcu ruszyć do przodu!
Newt z przerażeniem w oczach spojrzał na wejście do kuchni, licząc, że Jenna się tam nie zbliżała.
- Ale my...
- Wiem, co musisz zrobić - przerwał mu Jacob. - Musisz dać jej jakiś prezent - mówił podekscytowany.
- Prezent...?
- Pewnie. Ty wiesz, jak Queenie się cieszyła, gdy... - Jacob w tamtym momencie stracił swój zapał, przypomniawszy sobie o ukochanej. - Gdy dałem jej bransoletkę...
Newt na moment zapomniał o smażeniu, odłożył łopatkę, którym mieszał wszystko na patelni, a następnie niezręcznie poklepał przyjaciela po ramieniu.
- Znajdziemy ją, Jacob. Na pewno.
- Tak, tak... - odparł Kowalski, po czym wziął głęboki wdech, by się uspokoić. - Wracając do ciebie, prezent. Prezent dla Jenny.
Scamander kolejny raz upewnił się, że Jenna nie nadchodziła, a następnie wrócił do smażenia.
- Może rzeczywiście... - powiedział po chwili namysłu. - Ale... Wątpię, że ona chciałaby brans...
- Dzień dobry - powiedziała Jenna głośno, pojawiając się w kuchni w rozpuszczonych włosach i czarnym szlafroku. - O, cześć, Jacob. O czym sobie rozmawiacie? - zapytała, a wtedy Newt spojrzał na nią, natychmiast zauważając żmijoptaka wijącego się na jej ramionach, wtedy rozmiarów zwyczajnego węża.
- Ona to jest rozrabiaka... Znowu wyleciała? - zapytał, odnosząc się do zwierzaka.
- Nie szkodzi, miałam przynajmniej towarzystwo. Wąż węża wyczuje. - Jenna z uśmiechem pogłaskała żmijoptaka po głowie, co zdawało mu się bardzo podobać. - Lubimy się z... Czy ona ma jakieś imię?
- Nie, jeszcze nie... - odparł Newt, po czym doznał nagłego oświecenia. - Ale ty możesz ją nazwać.
Popatrzył natychmiast na Jacoba, szukając w nim otuchy, a ten pokiwał zachęcająco głową, dyskretnie pokazując Newtowi uniesione kciuki. Jenna wyglądała na nie mniej zadowoloną.
- To może... Hm, trzeba pomyśleć. Z ciebie jest specjalna bestia. - Zaśmiała się, przypominając sobie, jak z Newtem łapali ją w Nowym Jorku. - Leć teraz do dzieci, co?
Żmijoptak zdawał się rozumieć wszystko, co Jenna do niego mówiła. Odleciał w kierunku piwnicy, wywołując u niej dziecięcy uśmiech. Obserwujący ją Newt również nie mógł przestać się cieszyć, lecz gdy się odwróciła, natychmiast wrócił do smażenia. Jacob widział to wszystko i postanowił wystawić przyjaciela na próbę samodzielnego "zaatakowania" dziewczyny.
- To skoro łazienka wolna, to pozwolicie, że skorzystam - powiedział, a następnie szybkim krokiem usunął się z kuchni, nawet jeśli wcale nie potrzebował nigdzie iść.
Jenna uważała tamto zachowanie za nieco dziwne, wzruszyła jednak ramionami, tłumacząc sobie, że to jakieś mugolskie zwyczaje. Sama podeszła do Newta, zwabiona nie tylko zapachem tego, co przygotowywał.
- Pomóc ci z czymś może? - Uśmiechnęła się niewyobrażalnie słodko jak na siebie, co zaczerwieniło Newtowi uszy.
- Jacob chciał kawy - odparł, patrząc to na nią, to na patelnię, nie będąc w stanie utrzymać wzroku na jednym.
- A ty herbaty, prawda? Bez mleka? - powiedziała, a Newt pokiwał głową, zaskoczony, że zapamiętała jego preferencje. Nie tracąc uśmiechu, Jenna wyjęła różdżkę, by zająć się przygotowywaniem napojów, co jakąś chwilę zerkając dyskretnie na Newta gotującego po jej prawej. On robił to samo, i gdy w końcu spotkali się wzrokiem, sytuacja zrobiła się nieco niezręczna.
- W ogóle, mam nadzieję, że nie masz mi za złe, że chodzę tu tak ubrana i bawię się ze zwierzętami, kiedy chcę - wydusiła Jenna, sama nie wierząc w to, co mówiła, bo zazwyczaj nikogo ne pytała o pozwolenie na nic. - Po prostu poczułam się tu... Bardziej jak w domu niż z moimi rodzicami.
- Nie, nie, w porządku...! - wydusił Newt. - To dobrze, że tak się czujesz... Znaczy...
- Nie denerwuj się - powiedziała Jenna, zostwiając wszystko, by położyć rękę na jego ramieniu. - Przy mnie naprawdę nie warto - dodała z nieco smutnym uśmiechem, co wydawało się Newtowi absurdalne, bo przy nikim się nie denerwował tak, jak przy niej. Patrzył jej w oczy i zastanawiał się, co odpowiedzieć, gdy przerwało im głośne pytanie:
- Newt, jesteś tutaj?
W kuchni pojawił się ktoś, kogo oboje się nie spodziewali. Jenna natychmiast odsunęła się od Newta, po czym założyła ręce, mierząc wzrokiem osobę, która im przeszkodziła.
- No proszę, wilk z lasu - syknęła.
- Tezeusz? - powiedział zdumiony Newt, nieco zawstydzony tym, co jego brat mógł przed chwilą widzieć.
- Było otwarte, więc wszedłem... - odparł Tezeusz, wyglądający na dziwne speszonego jak na siebie. - Newt, możemy porozmawiać? Sami? - dodał, posyłając Jennie krótkie, wrogie spojrzenie.
- Już, Scamander, uspokój się. - Jenna uniosła ręce w geście poddania się. Dziwnie było jej patrzeć na Tezeusza, który po raz pierwszy nie miał na sobie oficjalnych ubrań, a zwykłą, ciemną koszulę i spodnie w tym samym kolorze. Ona sama machnęła różdżką, by zamienić swój szlafrok na czarną bluzkę również spodnie - Tezeusza nie wielbiła, ale czuła, że dla Newta było to ważne.
- Przejdę się z Jacobem czy coś, pokażę mu Londyn i w ogóle, porozmawiacie w spokoju - powiedziała ze szczerą życzliwością, co zamiast ucieszyć Newta, bardziej go zmartwiło.
- A na pewno będziesz bezpieczna? - zapytał, przypominając Jennie o tym, że rzeczywiście byli w niebezpieczeństwie.
- Nie no, poradzę sobie...
- Nie, lepiej nie wychodź - przerwał jej Tezeusz, podchodząc do nich. - Jesteśmy na celowniku. Nawet jak nie zaatakują ciebie, to możesz ich tutaj doprowadzić. Zostańcie lepiej.
Jenna patrzyła na niego z uniesionymi brwiami, z jednej strony nie wierząc, że nie chciał z niej zrobić mięsa armatniego, a z drugiej najwyraźniej bardziej martwił się o Newta niż nienawidził jej.
- Dobra, jeśli to ma uchronić Newta, to niech tak będzie - stwierdziła, rozpalając twarz młodszego Scamandera do czerwoności. - W takim razie ja pójdę nakarmić zwierzęta i wezmę Jacoba do pomocy.
W tamtym momencie Jacob w istocie wrócił do pomieszczenia, a Jenna zachęciła go do podążenia za nią do piwnicy. Kiedy dawno zniknęli za drzwiami, Tezeusz westchnął.
- Ty naprawdę ją kochasz?
- Co? - Newt wyglądał, jakby zobaczył przed sobą samego Merlina. - Nie mówiłem, że...
- Ale widzę, jak patrzysz.
![](https://img.wattpad.com/cover/146877470-288-k650335.jpg)
CZYTASZ
Wytresuj sobie węża • Newt Scamander
Fanfiction🐍 Jenna Wharflock nie jest w stu procentach sympatyczną osobą z krystalicznie uczciwą przeszłością. Jednak jeśli już komuś pomaga - a jako magizoolog pomaga najczęściej zwierzętom - robi to dobrze. Jako Ślizgonka jest zdeterminowana osiągnąć każdy...