Dla mnie to ok ale dla niektórych może być NSFW wolę napisać prewencyjnie ok? Ok
~
- Jen, po co ty właściwie się pchasz do tego Nowego Jorku? Mogłabyś zabawić tu chwilę, ja o wszystko zadbam - powiedział Martin, prowadząc Jennę już nie po ruderze, w której trzymał swoich podwładnych, a po ukrytej pomiędzy winnicami, ogromnej toskańskiej willi, w której normalnie mieszkał.
Martin był jednym z najbardziej wpływowych ludzi w magicznych Włoszech, którego wielu się bało, a pozostali podziwiali. Dzięki tej pozycji, a nawet samemu swojemu wyglądowi, był w stanie bez problemu zdobyć prawie każdą kobietę w kraju. Szakal miał jednak od pewnego czasu tak ogromną słabość do Jenny, że nawet nie chciał patrzeć na inne czarownice.
Pragnienie zwłaszcza zwiększał fakt, że dziewczyna pojawiała się u niego nie częściej, niż co parę tygodni, dodatkowo na krótko. Gdyby mógł, zatrzymałby ją na o wiele
dłużej.Jenna szła przez przestronną willę mężczyzny tak, jakby była u siebie. W końcu zatrzymała się na tarasie z widokiem na winnicę. Słońce prawie całkowicie schowało się już za horyzontem, zalewając krajobraz krwistoczerwoną poświatą. Ślizgonka uśmiechnęła się i pomyślała wtedy, żeby może na starość na stałe związać się z tym widokiem?
Martin zawsze ją tam zabierał nie bez powodu. W domu mógł przestać być władczy, nie musiał zachowywać się tak, żeby utrzymać swój status - mógł za to w pełni oddać się Jennie.
Jego szajka co prawda wiedziała, lub chociaż domyślała się, co łączyło ich lidera z tamtą kobietą, ale on i tak starał się nie pokazywać przy nich zbyt wielu uczuć. O czym jednak mogli sobie myśleć, gdy przy spędzaniu z nią czasu mówił im, że był niedostępny dla nikogo, i że gdyby ktokolwiek mu przerwał, to słono by tego pożałował?
- Och, z przyjemnością, Martin - powiedziała, opierając się o wiklinowe krzesło i nie odrywając wzroku od zachodu. - Ale teraz mam biznes niecierpiący zwłoki. I nie wiem, ile mi zajmie. Masz jakichś ludzi w Nowym Jorku teraz?
- Sebastian nadal tam jest - odparł Martin, stając obok niej. - Gdybyś potrzebowała pomocy, to wiesz, że masz mi tylko dać słowo. Jeśli chcesz, to pojadę z tobą.
- Słuchaj, doceniam - powiedziała Jenna z uśmiechem, obracając się do niego przodem i zarzucając mu dłonie na szyję. - Ale jestem dużą dziewczynką, poradzę sobie.
- Oj, nikt nie wie i nie widział lepiej niż ja, że jesteś dużą dziewczynką - mruknął mężczyzna, oblizując wargi i kładąc dłonie na jej biodrach. Jenna spojrzała głęboko w te jego nienaturalnie wręcz błękitne oczy i mimowolnie się uśmiechnęła. Nie tylko przez to, że mężczyzna naprawdę fizycznie się jej podobał, ale też przez to, że pomyślała o swojej matce - gdyby usłyszała tę rozmowę, gdyby wiedziała, kim jest Martin, gdyby zobaczyła jego tatuaż rogatego węża na ręku... Zapewne dostałaby zawału.
- Oj, Martin, nie mów mi tak, bo się jeszcze w tobie zakocham.
Mężczyzna przygryzł wargę, nie wierząc w to, jakie uczucia wywoływała w nim brunetka.
- Oszaleję przez ciebie - szepnął, a następnie nachylił się, najwyraźniej chcąc ją pocałować (czy w usta, czy w szyję - ona sama nie była pewna). Ona jednak prędko położyła dłoń na jego ustach i lekko go odepchnęła, robiąc to tylko po to, żeby się z nim podroczyć.
- A, a, a, nie ma tak łatwo. Jeszcze nie - powiedziała wyraźnie zadowolona z siebie, czym prawdopodobnie doprowadziła go do skrajności. Szakal westchnął głęboko, a następnie ujął twarz Jenny w swoje dłonie.
- Ale dziś na noc zostaniesz? No tyle ten cały Obskurus chyba poczeka. A już tak długo się nie widzieliśmy...
Temu już Jenna nie potrafiła odmówić.
- Dobra, ale tylko na dziś. Jak będę za często zostawać, to jeszcze ci się znudzi.
Na te słowa Martin ucieszył się tak, jakby święta przyszły szybciej.
- Jenna, od naszego ostatniego spotkania to żadnej innej kobiety nie tknąłem - odparł od razu. - To ja przyniosę wino - dodał cicho, a następnie prędko ruszył w głąb domu.
Biegnąc ile sił w nogach po dachach nowojorskich budynków, teleportując się co chwilę w celu złapania wybitnie agresywnego Obskurusa, Jenna zastanawiała się, czy w tamtym momencie nie lepiej wyszłaby jednak na piciu wina w Toskanii.
Tamten Obskurus był czymś tak agresywnym i niszczycielskim, że Ślizgonka nigdy nie widziała czegoś podobnego w całym swoim życiu. I choć nie raz znalazła się już w niebezpiecznej sytuacji, wtedy naprawdę zaczynała bać się o to, czy z Ameryki wyjdzie żywa. Chciała uratować tego dzieciaka - ale o siebie też zaczynała się martwić.
Czarna masa niszczyła i pochłaniała absolutnie wszystko na swojej drodze. Jenna biegła za Newtem, który najwyraźniej miał jakiś plan, a ona postanowiła po prostu iść za ciosem.
- Credence! Credence, mogę ci pomóc! - zawołał nagle Newt, a Jenna spojrzała na niego z niedowierzaniem. Wątpiła w to, że słowa przemówią do tamtego niszczycielskiego istnienia, ale ponieważ sama nie miała lepszego pomysłu, nie powstrzymywała Scamandera.
W pewnym momencie Newt złapał ją za rękę i zanim zrozumiała, co się działo, deportował ich do stacji mugolskiego metra. Tam oboje ledwo uniknęli Obskurusa, który wreszcie osiadł na ścianie niczym wielka, czarna pajęczyna.
Newt odczekał chwilę, po czym powoli się podniósł, najwyraźniej chcąc do niego podejść. Widząc to, Jenna gwałtownie złapała go za nadgarstek, zatrzymując go.
- Newt - wydusiła, podczas gdy ona patrzył na nią wielkimi oczyma. -Uważaj, błagam - szepnęła, z jakiegoś powodu strasznie się o niego martwiąc. On, choć wciąż zaskoczony, skinął głową, a następnie odwrócił się z powrotem przodem do Obskurusa, wyciągając swoją rękę z jej ścisku. Jenna sama była zbyt przerażona, by pójść za nim.
- Credence... Tak masz na imię, prawda? - mówił Newt, powolutku się do niego zbliżając, podczas gdy Jenna z otwartą buzią i bijącym jak młot sercem obserwowała ich zza filara. - Chcemy ci pomóc, nie chcemy cię skrzywdzić.
Choć to raczej nie był dobry moment, Jenna szczerze się ucieszyła. Przyjemne ciepło ją ogarnęło, gdy usłyszała, że mówił w liczbie mnogiej.
- Spotkałem kiedyś kogoś takiego jak ty - kontynuował Newt spokojnie. - Dziewczynę, którą uwięziono. Zamknięto i ukarano za stosowanie magii.
I wtedy, ku ogoromnemu zaskoczeniu Jenny, czarna masa na moment zamieniła się z powrotem w normalnego chłopca. Credence był przerażony, ale słowa Newta jakimś cudem zdawały się go uspokoić.
- Credence, czy mogę do ciebie podejść? - zapytał Newt delikatnie, tak, jakby mówił do małego dziecka. - Mogę się zbliżyć?
Jenna już wtedy myślała, że wszystko się uda, że Obskurus się uspokoi, a potem uda się im mu pomóc...
I nagle pojawił się Graves.
CZYTASZ
Wytresuj sobie węża • Newt Scamander
Fanfiction🐍 Jenna Wharflock nie jest w stu procentach sympatyczną osobą z krystalicznie uczciwą przeszłością. Jednak jeśli już komuś pomaga - a jako magizoolog pomaga najczęściej zwierzętom - robi to dobrze. Jako Ślizgonka jest zdeterminowana osiągnąć każdy...