36🐍

6.8K 925 385
                                    

Newt był niedaleko wejścia, w swojej malutkiej pracowni i najwyraźniej przygotowywał maść dla oparzonego niuchacza, który siedział na blacie i kradł jego narzędzia.

- Puk, puk - powiedziała Jenna, pukając delikatnie w drabinę, by go nie wystraszyć. Newt uniósł wzrok znad miski, w której coś mieszał, a bardzo delikatny uśmiech wkradł mu się na twarz. Był już bez płaszcza i miał podwinięte rękawy, a przez to podobał się Jennie bardziej. Dziewczyna wyjęła Jaspera ze swojego płaszcza i pozwoliła mu pochodzić po pomieszczeniu, a sama zdjęła go i stanęła tuż obok magizoologa.

- Zjedz coś, Scamander. Martwy ratownik to żaden ratownik - powiedziała, oferując mu zapakowaną do połowy kanapkę. Odłożyła pozostałe na jedyne wolne miejsce na blacie.

- Dziękuję, ale muszę najpierw... - Newt nie dokończył, jakby zakładając, że Jenna wiedziała, o co mu chodzi, i tak też było. Odłożyła też zatem ostatnią kanapkę, wiedząc, że dopóki nie zajmie się zwierzakiem, na siebie nie spojrzy.

Newt nałożył trochę maści na swoje ręce, a następnie spojrzał na niuchacza.

- Przytrzymasz go? Wiesz, trochę się wierci...

- Pewnie - odparła Jenna entuzjastycznie. - Chodź, malutki - szepnęła, powoli obejmując niuchacza, by Newt mógł go posmarować. Zwierzak rozglądał się, trochę przestraszony, a gdy Newt dotknął jego oparzeń, pisnął i chciał się wyrwać, lecz Jenna trzymała go mocno.

- Spokojnie... - mówił Newt kojącym głosem, dokładnie wmasowując maść w futerko niuchacza, by sięgnąć skóry. Zwierzak wciąż jednak piszczał i miotał się.

- Spokojnie, nasz wojowniku - mówiła Jenna, uśmiechając się znowu do niuchacza jak do dziecka. - Twoje dzieci muszą mieć zdrowego tatę.

Newt spojrzał na Jennę na ułamek sekundy, po czym znowu na niuchacza. Choć jeszcze przed momentem zalewał go żal, wtedy był szczęśliwy.

- Teraz łapka - powiedział Scamander, unosząc ręce, a Jenna przełożyła ręce, by usztywnić łapkę. Tam Newt musiał nałożyć już inną maść, której zaczął szukać. Nastąpiła chwila ciszy, która skłoniła Jennę do refleksji.

- Hej, a co do Lety... Przykro mi. Naprawdę - powiedziała cicho. - Nie lubiłam jej, ale to, co zrobiła... Zyskała u mnie ogromny szacunek. Chciałabym jej podziękować, że... Że uratowała ciebie.

Newt milczał przez chwilę, bo trudno było mu znaleźć dobre słowa. Nie chciał mówić, jak się czuł, jak to wszystko z Letą na niego wpłynęło, bo rzadko mu to wychodziło.

- Martwię się o mojego brata - powiedział po chwili, co było zresztą zgodne z prawdą.

- Rozumiem cię, gdyby to był mój brat, to byłabym przerażona... Ale myślę, że sobie poradzi. Ma już dwie osoby, którym na nim zależy. Ciebie i tę Janet.

Newt pokiwał głową, zbyt zamyślony, by w ogóle zapytać o kobietę. Jenna nie mówiła tego wszystkiego bez powodu: zmierzała do czegoś ważnego, czegoś, co chciała mu powiedzieć odkąd bała się, że oboje zginą.

- Ty też sobie poradzisz, wiesz? - zapytała cicho. - Ja... Mnie na tobie zależy - wyszeptała, nie wierząc, że przeszło jej to przez gardło. Kiedy jednak to wypowiedziała, czuła tyle emocji, że nie wiedziała, czy zrobiła dobrze. Serce zaczęło bić jej jeszcze szybciej, niż gdy bała się o swoje życie kilkadziesiąt minut wcześniej.

Oczy Newta na kilka sekund zatrzymały się na jej. Zatkało go, nie wierzył, że czuła w zasadzie to samo, co on próbował jej powiedzieć tak okrężną drogą... W środku skakał, ale na zewnątrz go zatkało.

Byli dorośli, ale uczuć uczyli się jak dzieci.

Newt oprzytomniał dopiero po kilku chwilach. Wtedy też wyjął różdżkę, skierował ją na łapkę niuchacza i powiedział:

- Ferula.

Łapa niuchacza sama się zabandażowała, a wtedy Jenna powoli go puściła i zaczęła delikatnie drapać go po głowie.

- Dzielny chłopak - powiedziała z dumą w głosie. Newt nie patrzył jednak już wtedy na niuchacza, lecz wlepił wzrok w podłogę, nieświadomie drapiąc się po ramieniu.

- Wiesz... Nie wiem, czy chcesz, ale jeśli chcesz... Gdybyś chciała... - zaczął, znowu nie umiejąc połapać się we własnych słowach. Był zły sam na siebie, że tak to wyglądało.

Jenna mu nie przerywała, nie chcąc wybić go z rytmu, zamiast tego patrzyła na niego wyczekująco, podekscytowana tym, co chciał jej przekazać.

- Gdybyś chciała przyjechać do mnie... Może? Po tym wszystkim...

Dłoń Jenny wylądowała na jej sercu, gdy to powiedział. Obiecała sobie, że już nigdy nie stchórzy przed nim.

- Z radością - odparła, będąc tak szczera, jak chyba jeszcze nigdy wcześniej. - Tak bardzo się cieszę, że jednak tu przyjechałam... I że mnie zatrzymałeś.

Newt wtedy już nie potrafił się nie uśmiechnąć.

- A i... Nie przejmuj się Tezeuszem, on myśli, że ty sprowadzasz mnie na złą drogę... - zaczął nagle, na co Jenna parsknęła śmiechem.

- Uwierz mi, on jest ostatnią osobą, którą bym się przejmowała.

- To... Powinniśmy zjeść? - zapytał Newt nieśmiało, wskazując na kanapki.

- Odniosę tylko Jaspera na drzewko. On też musi coś zjeść. - Jenna odwróciła się i podniosła nieśmiałka z blatu za nią. - Chodź, malutki, zaniosę cię na drzewko...

Przeszła ledwie kilka kroków w kierunku drzwi malutkiej izby, gdy nieśmiałek pisnął, wyraźnie protestując.

- Nie chcesz tu zostać sam? Och, dobrze, to damy ci coś na górze... - powiedziała Jenna i już się odwróciła z powrotem do wyjścia, gdy coś na blacie po prawej przykuło jej uwagę. Stała tam ramka ze zdjęciem, ta sama, co kilka miesięcy wcześniej, gdzie znajdowało się zdjęcie Lety...

Teraz jednak ujrzała swoją własną twarz, co rozczuliło ją do granic możliwości. Pierwszy raz w życiu czuła się tak doceniona i aż trudno było jej w to uwierzyć. Martin wielokrotnie ją komplementował, obsypywał słodkimi słowami, ale tak jeszcze nigdy się nie czuła, nawet gdyby powiesił jej ogromny portret w swojej sypialni.

Wyszli więc razem z walizki z niuchaczem, nieśmiałkami i kanapkami. Jacob wciąż siedział na schodach, Tina gdzieś zniknęła, a Tezeusz i Żaneta siedzieli naprzeciw siebie w fotelach. Jenna nie była pewna, co działo się pomiędzy nimi, lecz wyglądało, jakby weszli im w środek rozmowy. Blondynka zdawała się mieć łzy w oczach, co trochę przestraszyło magizoolożkę - zastanawiała się, czy jej nowa znajoma nie powiedziała przypadkiem Aurorowi tego samego, co jej. Miała nadzieję, że nie, bo byłoby to naprawdę złe posunięcie.

- Robię herbatę. Chcecie? - zapytała Tina, która stała przy czajniku.

- Poproszę - powiedział Newt, też dopiero odrywając wzrok od swojego brata, który miał zmartwienie wymalowane na twarzy.

- Ja też - dodała Jenna, wymieniając z Newtem zdziwione spojrzenia.

- Przepraszam was - powiedział Tezeusz, wstając nagle. - Pójdę już chyba na górę.

I bez dodatkowych słów, Tezeusz zrobił jak powiedział.

- Ja też - dodał zapłakany Jacob i prędko ruszył za Aurorem. Jenna zaczęła się zastanawiać, czy podejść do Żanety i zapytać, co się stało, ale nie chciała tego robić przy innych.

- Jedzmy i śpijmy - stwierdziła w końcu Jenna, wzdychając. - To był bardzo długi dzień.

Wytresuj sobie węża • Newt ScamanderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz