- Albert, nie zapomij o pierogach! - zawołał Jacob, stojąc już w swojej piekarni, w której miało odbyć się wesele. Newt, będący świadkiem, jeszcze ten ostatni raz poprawiał mu krawat.
- Tak jest, szefie - odparł mu pracownik, znikając gdzieś w kuchni.
- Albert! - krzyknął nagle. - Nie więcej niż osiem minut dla klusek.
- Dobrze, szefie.
- Miły chłopak, nie widzi różnicy pomiędzy pasztecikami, a gołąbkami, ale...
- Kochanie! - Jacobowi przerwała Queenie, która już w sukni ślubnej znikąd pojawiła się w pomieszczeniu, a przerażony Kowalski natychmiast zakrył oczy. - Newt nie wie, o czym ty mówisz, ja też nie wiem, a ty dziś nie pracujesz - dodała, również zabierając się za jego krawat.
- Och, ale ja wiem doskonale, o czym mówi - wtrąciła Żaneta, która wsadziła tylko głowę do pomieszczenia. - I doprawiłabym gołąbki. Dasz mi wolną rękę, Jacob?
- Pewnie, jasne... - odparł Kowalski.
- O, a ty się masz dobrze, mój drogi? - zapytała Newta zmartwiona. - Denerwujesz się przemówieniem? Och, będzie w porządku, skrabie, powiedz mu.
- Nie denerwuj się przemówieniem - powtórzył Jacob posłusznie.
- Nie denerwuję się - wymamrotał Newt.
- Co to za zapach? Dlaczego coś jakby się paliło? Albert! - krzyknął Jacob nagle i czym prędzej wybiegł z pomieszczenia prosto do kuchni, upewniając się przy tym, że nawet nie zerknął na Queenie.
- A ty się chyba denerwujesz czymś innym, co? - zapytała blondynka.
- Nie mam pojęcia, o czym mówisz. - Newt unikał jej wzroku, nawet jesli wiedział, że ona bez problemu mogła wyczytać jego myśli.
Queenie poklepała go po policzku, a następnie wyszła, co Newt wykorzystał, by umknąć na zewnątrz. Czuł, że tylko tam będzie w stanie choć trochę się uspokoić.
- Dzień, w którym spotkałem Jacoba po raz pierwszy... - Przeczytał z kartki, na której przygotował zarys swojej mowy. - Dzień, w którym spotkałem Jacoba po raz pierwszy w banku...
- Och, jak dobrze, że nie jesteś ważniakiem.
Ten znajomy głos sprawił, że odwrócił się gwałtownie, po czym zupełnie zmiękły mu nogi. Na chodniku, w marnym świetle nocy, otoczona powoli padającym śniegiem stała Jenna, ale nie taka, jaką znał na co dzień.
Ona wyglądała obłędnie.
Jej gęste włosy były spięte i wygładzone tylko z jednej strony głowy, a cała ich reszta swobodnie opadała na jej ramiona w formie loków. W uszach miała małe, srebrne kolczyki, korespondujące z wężowym naszyjnikiem, który wciąż zwisał z jej szyi. Choć nieco przykryta szarym płaszczem, z bliska widoczna też była sukienka, jasnoniebieska zabudowana pod jej szyję, a jednak z rozcięciem na dekolt.
- Nie spóźniłam się chyba, co? - zapytała, widząc po minie Newta, że nie był w stanie z siebie wydusić słowa, gapiąc się na nią z otwartymi ustami. - Nigdy jeszcze nie spędziłam tyle czasu na szykowaniu się, przysięgam.
- Nie, jeszcze... Jeszcze Jacob i Janet uwijają się w kuchni... - wydukał Newt na tyle, ile mógł.
Choć jeszcze przed momentem była pewna siebie, Jenna straciła nieco swojej przebojowości, gdy stanęła ostatecznie tuż naprzeciw Newta, chcąc dowiedzieć się, co o tym wszystkim w ogóle sądził.
- To... Warto się było tyle stroić, myślisz? - zapytała ostrożnie, zupełnie nie wiedząc, jakiej odpowiedzi się spodziewać. Czy Newt zaniemówi? Przerazi się? Jakoś ją zbyje?
![](https://img.wattpad.com/cover/146877470-288-k650335.jpg)
CZYTASZ
Wytresuj sobie węża • Newt Scamander
Fanfiction🐍 Jenna Wharflock nie jest w stu procentach sympatyczną osobą z krystalicznie uczciwą przeszłością. Jednak jeśli już komuś pomaga - a jako magizoolog pomaga najczęściej zwierzętom - robi to dobrze. Jako Ślizgonka jest zdeterminowana osiągnąć każdy...