Gdy Newt się obudził, spodziewał się zobaczyć gdzieś w mieszkaniu Jennę, która położyła się przecież o wiele wcześniej od niego. Wszędzie było jednak cicho i pusto, wywnioskował więc, że zeszła do piwnicy, do zwierząt. Kiedy jednak nie odnalazł jej nawet tam, zaczął nieco panikować. Ponownie wystraszył się, że uciekła, dlatego pozwolił sobie podejść pod drzwi jej pokoju i delikatnie, bezszelestnie je otworzyć.
Wtem spotkało go zaskoczenie; Jenna nadal spała, skulona na łóżku z Jasperem na ramieniu, a część jej kołdry spadła na podłogę. Z daleka było widać, że coś było nie tak.
Newt podszedł do niej i zauważył, że pot spływał jej z czoła. Przykucnął bez zastanowienia, by go dotknąć, a wtedy poczuł, że była rozpalona. Przeraził się i postanowił ją obudzić, obawiając się, że mogła zemdleć.
- Jenna... Jenna, obudź się - powiedział, lecz ona nawet nie drgnęła. Pozostawało mu nią delikatnie potrząsnąć...
Ale dotknąć tak po prostu jej nagiego ramienia...?
Newt przełknął ślinę. Ponownie zauważył Jaspera i to jego najpierw obudził. Zdezorientowany nieśmiałek zerwał się ze snu, po czym zaskoczył się widokiem Newta.
- Jasper, obudź ją - szepnął do zwierzaka, który zrozumiał i zaczął piszczeć cicho tuż przy uchu dziewczyny, co ostatecznie sprawiło, że otworzyła oczy.
- Jasper...? - jęknęła, podczas gdy nieśmiałek wciąż piszczał. Jenna przetarła oczy, czując pulsujący ból w głowie, po czym zauważyła, że nie była sama.
- Newt? Co się dzieje? - zapytała, wciąż przecierając oczy.
- Masz gorączkę - odparł zmartwiony, a Jenna przeciągnęła się nieco.
- To... Wiele by wyjaśniało... - powiedziała, czując, jak gorąco jej było. - Tylko skąd... Nawet stąd nie wychodziłam...
Newt miał silne przeczucie, że związane to było z otrzymanym przez nią listem, lecz postanowił o tym nie wspominać. Od razu postanowił, że się nią zajmie, miał przecież doświadczenie w dbaniu o chorych... Czy też raczej o chore zwierzęta, ale Jenna w końcu była po części wężem, prawda?
- Wiesz co, ja w mieszkaniu mam całą apteczkę od Carol... - powiedziała, czując, że nie bolała ją tylko głowa, ale każdy mięsień w jej ciele. - To może się ruszę po nie... Zaraz...
- Ja też mam leki. Połóż się, ja... Przyniosę ci herbaty, dobrze? - zaproponował, bo to przyszło mu do głowy jako pierwsze.
- Hej, nie musisz, nie chcę cię zarazić...
- Nie, nie zarażę się - zapewniał, bo tak właśnie uwazał. Sądził, że Jenna wcale nie była chora... Prędzej przeklęta.
Wyjął różdżkę i machnął nią, by kołdra z powrotem ją przykryła tak, jak było trzeba, po czym wyszedł, myśląc o tym, że przygotuje jej jeszcze okład na rozpaloną głowę. Przynajmniej zwierzętom okłady zazwyczaj pomagały...
Jenna chciała jeszcze protestować, ale nie miała już siły. Przeszedł ją dreszcz, a wtedy wtuliła się bardziej w kołdrę. Jasper wyczuwał, że czuła się źle i przytulił się do jej policzka, na co ona uśmiechnęła się szeroko.
- Cholera jasna... Jasper, ja nawet nie pamiętam, kiedy ostatni raz byłam chora... A akurat teraz... - mówiła, a nieśmiałek wciąż ją przytulał, popiskując cicho. - Nie chcę fatygować Newta... On jest za dobry...
Kiedy w kuchni Newtowi wstawił wodę na herbatę i zabierał się za przygotowywanie okładu, do okna zaczęła dobijać się sowa. Scamander otworzył jej i odebrał od niej kilka listów - część od czytelników jego książki, do czego zaczynał się przyzwyczajać, jednak jeden z nich przykuł jego szczególną uwagę.
Był bez koperty, był właściwie luźną, krótką notką napisaną znajomym pismem.
Newt, jeśli możesz, spotkajmy się dziś w Hogwarcie po południu. Musimy porozmawiać.
A. DumbledoreNewt uniósł brwi, a w głowie zrodziły mu się setki pytań co do tego, czego mógłby chcieć jego dawny profesor. Czy udało mu się zniszczyć pakt? Czy wiedział coś o tym, gdzie teraz przebywał Grindelwald? Czy chodziło o coś zupełnie innego?
Był bardzo zaciekawiony, ale z drugiej strony przypomniała mu się Jenna. Nie chciał zostawiać jej samej chorej, lecz jednocześnie musiał spotkać się z Dumbledorem... Gdy wpadł na pewien pomysł.
Jenna, wciąż leżąc, różdżką odświeżała się i związywała sobie włosy, od których było jej już za gorąco, kiedy Newt wrócił do niej po prawie dwudziestu minutach nieobecności.
- Kilku gości chciało cię pocieszyć... - powiedział niepewnie, otwierając drzwi.
Zanim Jenna zdążyła zapytać, o jakich gości chodziło, do pokoju wleciał żmijoptak - ten sam, którego Jenna miała nazwać - a za nim weszła cała rodzina niuchaczy. Żmijoptak ułożył się za szyją dziewczyny i na jej ramionach niczym długi szalik, samica niuchacza natomiast zaczęła wdrapywać się na łóżko. Małe rozbiegły się po pokoju, a samiec pozostał przy Newcie, jakby pytając, czy może też wejść.
- Och, od razu mi lepiej... - przyznała Jenna, z radością głaskając żmijoptaka po głowie i odkładając różdżkę, by drugą dłonią dosięgnąć niuchacza.
Newt podszedł do niej i opadł na kolana, by wygodniej manewrować przy łóżku.
- Pomyślałem... Zrobiłem ci okład - powiedział, wskazując na wiaderko z wodą i mały ręcznik, który w niej zanurzył. Wykręcił go i złożył, po czym umieścił na jej czole, na co Jenna wydała z siebie westchnięcie.
- Dziękuję... Jaka ulga... - Czuła, jak przyjemny chłód dawał jej natychmiastowe ukojenie, co wyjątkowo cieszyło Newta.
- A tu herbata... - powiedział, stawiając kubek na szafce.
- Tak, dziękuję, zaraz wypiję - mówiła Jenna, drapiąc już zarówno żmijoptaka, jak i niuchacza.
- Zrobiłem bez mleka, żeby... Wiesz, żeby nie zniwelowało efektu leków, je też zaraz przyniosę.
Jennie stanęła gula w gardle, której zdecydowanie nie spowodowała jej nagła choroba.
- Za dobry jesteś dla mnie. Ja dam radę, tylko muszę chwilę poleżeć... Zawsze sobie radziłam sama, w ostateczności Carol mnie poskłada...
Problem leżał w tym, że Newt nie chciał, by była z tym sama.
- Właśnie... Dostałem wiadomość od Dumbledore'a. Chce się ze mną zobaczyć.
- Tak? A co się stało? - zapytała Jenna, podnosząc się nieco, przez co jej okład nieco opadł. Newt bez namysłu wyciągnął rękę, by go poprawić, a gdy dotarło do niego, co zrobił, prędko się wycofał.
- Nie wiem, ale napisał, że musimy porozmawiać - wyjaśnił, za nic w świecie nie patrząc jej w oczy. - To chyba ważne, więc chciałbym tam pójść, ale...
Trudno było mu przyznać na głos, że chciał tam dla niej zostać. Jenna jednak zdawała się czytać mu w myślach.
- Ja sobie poradzę, naprawdę. Najchętniej poszłabym zaraz znowu spać - mówiła, czując, jak Jasper chodzi jej po głowie i sam swoimi chudymi rączkami z trudnością, ale poprawia ręcznik. - O, proszę, jakiego mam opiekuna. Dziękuję, mały - dodała ze śmiechem.
- Ja wrócę szybko - zadeklarował. - Pójdę po leki - dodał, chcąc prędko wyjść z pokoju, by rozluźnić atmosferę. Nie znosił tych niezręcznych rozmów, marzyło mu się, żeby był pewniejszy.
Jenna patrzyła, jak wychodził, a w sercu ją ściskało. Dawno nie czuła się tak... Zadbana przez kogoś. Podobało jej się to, było jej milej niż kiedykolwiek, gdy chociażby Martin coś dla niej robił, ba, nawet jej własna matka nigdy się nią tak nie przejmowała. Obawiała się tylko, że aż za bardzo się do tej opieki przyzwyczai, a przecież w końcu nadejdzie dzień, że wszystko wróci do normy i smuciło ją to.
Westchnęła, ponownie drapiąc leżące przy niej zwierzęta.
- Jak tak dalej pójdzie, to się uzależnię od tej waszej mamy...
CZYTASZ
Wytresuj sobie węża • Newt Scamander
Fanfiction🐍 Jenna Wharflock nie jest w stu procentach sympatyczną osobą z krystalicznie uczciwą przeszłością. Jednak jeśli już komuś pomaga - a jako magizoolog pomaga najczęściej zwierzętom - robi to dobrze. Jako Ślizgonka jest zdeterminowana osiągnąć każdy...