1905
Ośmioletnia Jenna siedziała na ciemnozielonej pufie przed sporym lustrem, psychicznie przygotowując się na to, że matka będzie czesała jej włosy - a to nigdy nie było czymś przyjemnym. Poprawiła błękitną sukienkę, obawiając się, że zostanie zganiona za jej gniecienie i niemalże w tym samym momencie do pokoju weszła jej matka.
Kobieta z liczną biżuterią zarówno na rękach, jak i na szyi trzymała srebrną szczotkę, która dla Jenny stanowiła synonim narzędzia tortur. Wzięła głęboki wdech, kiedy Albine Wharflock zaczęła rozczesywać jej włosy. Stojąc za córką w czarnej szacie, w lustrze wyglądała, jakby Jennę chciał zaatakować jakiś dementor.
- Musisz dziś zachowywać się jak najlepiej, Jenna - powiedziała Albine, rozpoczynając czesanie. - Być może poznasz dziś swojego przyszłego męża.
- Męża? Ja będę mieć ślub, mamo? - zapytała ośmiolatka, dla której ten koncept wydawał się jeszcze dość absurdalny.
- Oczywiście, choć w swoim czasie - odparła Albine oczywistym tonem. - Zanim do tego dojdzie, muszę cię nauczyć, jak być dobrą żoną i damą. Musisz nauczyć się gotować, organizować przyjęcia, zabawiać gości, nie mówiąc już o wychowywaniu dzieci...
Jenna wzdrygnęła się. Koncept posiadania dzieci wydawał się jej wtedy absurdalny, zwłaszcza, że z jej wiedzy do zajścia w ciążę trzeba było się całować... A za każdym razem, gdy widziała, jak robili to jej rodzice, wyobrażała sobie, że musiało to być okropne.
- Jak będziesz dorosła, to pojedziemy do Paryża. Tam kupimy suknię, welon, w tym samym salonie, gdzie mnie to kupowano...
- Z kim ja się ożenię?
- Nie z kim się ożenisz, tylko za kogo wyjdziesz, Jenna! - krzyknęła Albine, ciągnąc za gęste włosy córki jakby w ramach kary. - Zważaj na słowa, nie możesz wyjść na głupią.
Jenna wiedziała, że powinna przeprosić, lecz zaczynało ją męczyć ciągłe przepraszanie za absolutnie wszystko, co robiła.
- Wyjdziesz za dobrze postawionego i bogatego czarodzieja - tłumaczyła Albine, czesząc włosy już nieco agresywniej. - Czystej krwi, oczywiście, bo to najważniejsze. Miło by było, gdyby był ze Slytherinu, ale to się jeszcze okaże... Z takim małżeństwem będziesz ustawiona do końca życia. A z nazwiskiem Wharflock wcale nie będzie trudno znaleźć ci kogoś odpowiedniego. Jeśli nie Malfoyowie, to Blackowie... Choć ten ich cały Arcturus ma dopiero cztery lata, a ja nie wiem, czy chciałabym, żebyś miała młodszego męża. To nieprzyzwoite.
Nastąpiło kolejne pociągnięcie szczotką, a Jenna zagryzła zęby, by nie jęknąć z bólu. Miała niestety gęste włosy, więc czesanie zawsze zajmowało wiele czasu.
- Gdy pójdziesz do Hogwartu, to tam też noś się jak dama. Żadnych wybryków i nigdy nie zapisuj się na mugoloznastwo ani wróżbiarstwo, bo są bezużyteczne. Tak samo opieka nad magicznymi zwierzętami... To nie są zawody dla ciebie.
Jenna jeszcze długo słuchała o tym, co nie było dla niej odpowiednie, jak powinna o siebie dbać i za kogo wyjść. Gdy w Hogwarcie zderzyła się z inną rzeczywistością, skorzystała już z pierwszej okazji, by uwolnić się od reżimu swojej matki - i robiła wszystko wbrew niej.
- Roger! Roger! Dostałam się do drużyny! - krzyczała piętnastoletnia Jenna, wskakując prawie na swojego brata w pokoju wspólnym Slytherinu.
- Matka cię zabije - odparł miażdżony przez jej uścisk Roger.
- Przynajmniej nie będę musiała jej już oglądać - odparła Jenna, ani na moment nie tracąc entuzjazmu. - Dostałam się, skopałam tyłki tym idiotom, jestem ścigającą Slytherinu!
Roger nie był daleki od prawdy, gdy przewidział, że Albine będzie chciała zamordować swoją córkę za grę w Quidditcha. Jenna w ramach protestu została w Hogwarcie i na święta Bożego Narodzenia, i na Wielkanoc, a gdy przyszło lato, to prawie nie było jej w domu. Próbowała nocować jak najdłużej u różnych znajomych, byle nie wracać do domu, za co Albine się zemściła.
Oświadczyła jej, że zaaranżowała jej małżeństwo, które miało dojść do skutku od razu po tym, jak stanie się dorosła. Jenna ją wyśmiała - i w dzień, w który skończyła siedemnaście lat, natychmiast udała się do Ministerstwa Magii zrzec wszystkich ustaleń matki.
- Proszę jeszcze tu podpisać i wszystko będzie gotowe, panno Wharflock - mówił pracownik Ministerstwa, podczas gdy Jenna siedziała w jego gabinecie przy biurku z piórem w ręku. Podsunął jej pergamin z długim tekstem, na który dziewczyna spojrzała z rozdziawionymi ustami.
- Naprawdę? I będę wolna?
- Jak najbardziej.
Jenna z ogromnym uśmiechem na twarzy złożyła swój podpis na dole kartki.
- Nigdy nie czułam się lepiej - powiedziała, odrzucając pióro.
Pracownik sprawdził jej podpis, a następnie pokiwał głową z aprobatą.
- Świetnie. Od teraz wszystkie ustalenia pani matki nie mają już żadnej mocy.
Jenna podniosła się z siedzenia i klasnęła w ręce z radości.
- Idę się chyba napić z tej okazji.
Pracownik zmierzył ją zdziwionym wzrokiem, bo dziewczyna wyglądała na bardzo młodą, po czym spojrzał na jej dokumenty... I zauważył dzisiejszą datę.
- Och... To dziś są pani urodziny? To szybka decyzja...
- Jedyna słuszna - odparła Jenna dumnie. - Dziękuję za pomoc, do widzenia.
Od tamtej pory Jenna w każdym aspekcie żyła na własny rachunek. Choć początkowo próbowała odbudować relację z matką, ale gdy ta potępiła jej marzenie zostania magizoologiem, przestała próbować - i buntowała się dalej.
To przez matkę Jenna, już trzydziestoletnia, nie wiedziała po dziś dzień, czym jest prawdziwa miłość, bezinteresowna, nieszukająca korzyści materialnych, niewybredna, nieskupiona tylko na seksie. To przez nią początkowo sądziła też, że to, czym obdarzał ją Martin było miłością - bo przecież chciał dla niej dobrze i nie negował tego, co chciała, wspierał ją w jej wyborach...
To trzydziestoletnia Jenna wciąż obawiała się, że osoba, którą, jak sądziła, kochała będzie oczekiwała czegoś w zamian. Nie docierało nawet do niej, że Newt nie chciałby nic więcej niż już miała mu do zaoferowania.
Z mieszkania wyszła na kolejny spacer, tym razem samotny, wzdłuż Tamizy, bo wciąż nie chciała jakoś wracać do domu Scamandera. Minęła co najmniej kilka par przechadzających się tą samą trasą, uśmiechających się, zakochanych w sobie i zdających się nie widzieć nic z pięknego miasta, a tylko tę drugą osobę.
Jenna dojrzała do przyznania przed samą sobą, że właśnie tego chciała. Robiło jej się cieplej i przyjemniej na samą myśl o tym, że mogłaby tam iść z Newtem, trzymać się za rękę, nawet jeśli zupełnie nie potrafiła sobie tego wyobrazić. Nie umiała zwizualizować sobie sytuacji, w której wróci do mieszkania Scamandera i jakoś ustalą to wszystko, a następnego dnia będą mogli tak po prostu wspólnie wyjść.
I jeszcze ten Grindelwald, i ta Brazylia... Wcześniej była zupełnie pewna tego pomysłu, a w tamtej chwili nie miała pojęcia, czy da radę tam pojechać i trwać w udawaniu, że do Newta nic wielkiego nie czuje.
CZYTASZ
Wytresuj sobie węża • Newt Scamander
Fanfic🐍 Jenna Wharflock nie jest w stu procentach sympatyczną osobą z krystalicznie uczciwą przeszłością. Jednak jeśli już komuś pomaga - a jako magizoolog pomaga najczęściej zwierzętom - robi to dobrze. Jako Ślizgonka jest zdeterminowana osiągnąć każdy...