61🐍

3.4K 567 93
                                    

- Zakochałam się, Roger, co mam owijać w bawełnę - powiedziała Jenna po tym, jak brat zapytał ją o jej problem, przechadzając się po już prawie jesiennym londyńskim parku. - I zupełnie nie wiem, co z tym zrobić.

- W Scamanderze - przyznał jej brat bez żadnego zawahania, poprawiając kocyk, którym przykryta była jego córka w wózku.

Jenna stanęła na środku alejki, patrząc na brata z rezygnacją. Wiedziała, że nie było najmniejszego sensu zaprzeczać; znał ją za dobrze.

- Jak zgadłeś?

- Wiesz, ciebie wbrew pozorom łatwo oczarować. - Roger zaśmiał się, wracając do pchania wózka. - Wystarczy kochać zwierzęta.

- Roger!

- A nie pamiętasz, jak zabujałaś się w tym młodym nauczycielu, co przyszedł na zastępstwo z opieki?

Tamto pytanie wywołało w Jennie wspomnienia, o których już dawno zapomniała. Dostała jednak niemalże gęsiej skórki na myśl o młodym, jasnowłosym nauczycielu, który przez zaledwie dwa tygodnie nauczał ich opieki nad magicznymi stworzeniami. Był energiczny, pełen pasji i zdawał się wiedzieć więcej niż ich poprzedni, o wiele starszy edukator, a Jenna wpatrzona była w niego jak w obrazek. Gdyby nie jej wypadek na miotle, który nastąpił niewiele po tamtych lekcjach, zorganizowałaby petycję o przywrócenie go na stanowisko. Pamiętała to doskonale...

- Jak się czujesz? - zapytała Becca, odwiedzając ją w skrzydle szpitalnym wraz z Rogerem.

Szesnastoletnia Jenna, leżąca połamana i poobijana w łóżku, jęknęła.

- Czułabym się świetnie, gdyby przywrócili nam Dunneta na nauczyciela...

- A ty znowu o nim. - Roger przewrócił oczami, opierając się o ramę szpitalnego łóżka. - O ciebie pytaliśmy, połamańcu - dodał, klepiąc dłonią w gips siostry.

- Ała!

- Czyli upadłaś bardziej, niż opowiadałaś - zauważył Roger.

- Nic mi nie będzie - mruknęła Jenna, choć poprawiła swoje ułożenie w łóżku z wyraźnym grymasem na twarzy. - Muszę wydobrzeć na ten mecz z tymi cholernymi Gryfonami. Jak wygramy, to jeszcze tylko Puchoni i puchar jest nasz...

- Przyniosłam ci ciastka z Miodowego Królestwa - powiedziała Becca, kładąc turkusową torebkę na szafce Jenny.

- Dzięki... - Brunetka posłała jej uśmiech. - To teraz jeszcze tylko petycja o Dunneta.

- Petycja, serio? - zapytał zrezygnowany Roger.

- Zostały nam jeszcze prawie dwa lata w tej szkole, warto próbować... Żaden chłopak w tej szkole nie wygląda w połowie tak dobrze, jak on i na pewno się tak nie zna na zwierzętach... A młody był, ile starszy mógł być ode mnie? Pięć, sześć lat?

Jenna zaśmiała się sama do siebie, gdy przypomniała sobie tamtą swoją wypowiedź - była tak zdeterminowana przywrócić nauczyciela, jak jeszcze nigdy wcześniej.

- Ale on był przystojny, sam przyznaj - stwierdziła Jenna, patrząc już na zasypiającą bratanicę.

- A ta dalej swoje.

- No a nie był?! - zapytała oburzona Jenna, po czym wraz z bliźniakiem jednocześnie parsknęli śmiechem. Dopiero jęk małej Diany uświadomił im, że powinni jednak zachowywać się nieco ciszej. Jenna spoważniała i wydała z siebie głośne westchnięcie.

- Ech, to były prostsze czasy. Zabujanie się w nauczycielu od początku nie miało prawa bytu, a teraz...

- Właśnie, wracając... Bo jak się zakochałaś, to jaki jest twój problem? - przerwał jej Roger. - Ty chyba nie masz problemu z wygarnięciem komuś czegokolwiek.

- Właśnie mam. Newt jest taki... - Na samą myśl o nim Jennie zrobiło się cieplej, a w sercu ją ścisnęło. - Dobra, może zebrałabym się na odwagę, żeby mu powiedzieć, ale co dalej? Ja nie wyznania się boję, a tej relacji... On jest taki dobry, każdemu by wybaczył, a ja jestem... Ech, wiesz jaka.

- Jennie, jak dla mnie, to jesteś taka, że jak kogoś kochasz, to nigdy byś go nie skrzywdziła. Wiele razy dbałaś o mnie lepiej niż nasi rodzice, nawet jak cię wkurzałem.

- Ale ty jesteś moim bratem, i to bliźniakiem - argumentowała. - To taka inna miłość, wrodzona, no znaliśmy się przed urodzeniem.

- Ale to nie ma znaczenia. Ja wiem, że jeśli go kochasz, to nigdy byś go nie zraniła.

Jenna ciężko wypuściła powietrze ustami.

- Następny, co ma we mnie aż za dużo wiary.

- To ci powiem, skąd ją biorę. - Roger ścisnął mocniej rączkę od wózka, prostując się. - Wiesz, jakie jest moje ulubione wspomnienie z tobą?

- Jak zeżarłeś moje purée? - odpowiedziała Jenna bez chwili zawahania, na co Roger zachichotał krótko.

- To... Numer dwa - stwierdził, za co siostra zdzieliła go w ramię. - Ale pamiętam, jak skończyliśmy Hogwart, i znalazłaś na ulicy tego rannego słowika. Ja myślałem, że już nie żył, a ty go podniosłaś i walczyłaś do ostatniej chwili, a później udało ci się go na nowo nauczyć latać...

W oczach Jenny w kilka sekund pojawiły się łzy. Zazwyczaj nic jej nie wzruszało; dla zwierząt miała jednak specjalne miejsce w sercu.

- Nawet mi nie mów - powiedziała, pospiesznie ocierając oczy. - Tęsknię za nim. To był pierwszy zwierzak, jakiego uratowałam.

- Zaimponowałaś mi wtedy - kontynuował Roger. - Pierwszy raz pomyślałem, że moja siostra nie umie tylko łamać nosów. I nóg. I umie coś robić delikatnie.

Mały uśmiech wkradł się na usta Jenny, która spuściła głowę.

- I wiem, że od tamtej pory zrobiłaś wiele innych takich uczynków. A to są właśnie dowody na to, że jeśli ci na czymś zależy, to tego nie zawalisz.

Jenna milczała przez chwilę, spacerując ze wzrokiem wlepionym we własne stopy. Przyswajała słowa brata i, choć próbowała je zanegować, nie znajdowała odpowiednich argumentów nawet w swojej głowie.

- No... Jak tak o tym mówisz, to zaczynam w siebie wierzyć...

Znowu zapadła cisza, którą znowu przerwała Jenna.

- Chciałabym coś zrobić dla niego, Roger. Nie wiem, cokolwiek, chociaż jakoś wyglądać może lepiej? Faceci to wzrokowcy...

- Oj, to nie do mnie z tym, do Carol. Ja ci makijażu dobierać nie będę.

- No akurat Carol to też się maluje do bólu, zwłaszcza w tym szpitalu - powiedziała sarkastycznie.

- Zawsze możesz jeszcze poprosić naszą kochaną mamę o pom...

- Hamuj się, Roger - przerwała mu dziewczyna, a wtedy znowu się roześmiali.

- Jennie, powiem ci tak... Jeśli on to odwzajemnia, to wystarczy, że po prostu będziesz.

- Ej, jesteśmy Ślizgonami. Jak ja chcę już powalić, to w pełni i mieć pewność, że mi się uda. Poza tym... - Westchnęła po raz kolejny. - Jemu podobała się Leta, ona bywała irytująca, okej, ale jaka piękna... A ja piękna nie jestem. Wyglądam jak twoja damska wersja.

Roger teatralnie złapał się za serce.

- Sugerujesz, że moja córka nie będzie piękna? - Zajrzał do wózka, gdzie Diana spała już w najlepsze, przytulona po części do maskotki czarnego kota.

Jenna spojrzała na bratanicę sceptycznie.

- Lepiej będzie, jak się wda w Carol. Wyglądem oczywiście, bo liczę, że będzie z niej rodowita Ślizgonka.

- Jak z ciebie - stwierdził Roger, zauważając okazję, by dogryźć siostrze. - Ale proszę... Jeszcze kilka lat temu zamordowałabyś mnie, gdybym zasugerował, że zakochasz się w Puchonie, a teraz...

- Zamknij się, cieciu.

Wytresuj sobie węża • Newt ScamanderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz