trochę NSFW, przepraszam, nie naśladujcie tego
~
Przez dwa kolejne miesiące Jenna żyła w zasadzie jak królowa. Mieszkała w wielkiej, toskańskiej willi, piła wino i jadła najlepsze włoskie dania za darmo. Martina często nie było, więc mogła wtedy w samotni przechadzać się między winnicami, udawać się nad morze czy po prostu nic nie robić w samym domu.
Od czasu do czasu pomagała mu, gdy znalazł kolejne zwierzęta z przemytu i leczyła je - sama nie miała nawet jakoś siły znowu gdzieś wyjeżdżać. Wszyscy podwładni Martina wkrótce przyzwyczaili się do jej obecności i po prostu wiedzieli, że była nietykalna, choć Jenna kilkukrotnie musiała zbywać nie do końca taktowne komentarze na swój temat.
Zbliżało się lato, więc pogoda w Toskanii każdego dnia dopisywała, a wieczory były przyjemne, ciepłe, z rozgwieżdżonymi niebami... Jednak pomimo tych wszystkich pięknych, idyllicznych okoliczności Jenna nie była szczerze szczęśliwa.
Wszystko, na co tylko trafiała, kojarzyło jej się z Newtem. Te zwierzęta, jej walizki, nawet ten cholerny tatuaż Martina z rogatym wężem... Łapała się na tym, że szła pomiędzy winnicami i jakoś bała się, że go spotka razem z Letą, mimo że było to niemożliwe. Te wizje jej nie opuszczały i nie pozwalały na zaznanie spokoju, którego we Włoszech szukała. Widać ze Scamanderami po prostu nie było jej po drodze... Jednak liczyła wciąż, że z czasem jej to minie...
Któregoś popołudnia Jenna kąpała się w wannie na piętrze willi, oglądając z otaczających ją okien czerwonokrwiste słońce zachodzące nad winnicą i próbując się zrelaksować. Dla wielu ten widok byłby spełnieniem marzeń, jednak ona wciąż patrzyła na niego z melancholią. Dziewczyna bawiła się bez celu gęstą pianą, która ją pokrywała, aż ktoś bez zaproszenia wszedł do łazienki.
Jenna już była gotowa złapać za różdżkę, by się bronić, nawet jeśli do willi bez zostania rozpoznanym przez bramę nie dało się tak po prostu wejść. W drzwiach na szczęście stał tylko Martin.
- Ciao, bella - powiedział z szelmowskim uśmieszkiem, zamykając za sobą drzwi. Jenna przewróciła oczami.
- Oto powraca - zawołała z przesadną radością. - Dwa dni cię nie było i tak po prostu sobie wchodzisz - dodała, podczas gdy Martin do niej szedł.
- Mówisz jak moja mamma - stwierdził, opierając się o bok wanny. - Miałem robotę, dobrze wiesz.
- No, ja już znam te twoje roboty...
Martin zaśmiał się pod nosem.
- Ale widzę, że ty tu sobie świetnie radzisz beze mnie... - powiedział, zanurzając dłoń w pianie. Gdy włożył ją za głęboko, Jenna odruchowo go pacnęła.
- Ja sobie zawsze świetnie radzę - powiedziała z dumą, choć cały jej wyjazd do Włoch był tego zaprzeczeniem.
- Nie wątpię - mruknął Martin i zaczął nieświadomie bawić się jej włosami spuszczonymi poza wannę. - Mam coś dla ciebie.
Jenna uniosła brwi i spojrzała na niego zaintrygowana.
- Masz całą moją uwagę.
- Dostałem informację, że ten Obskurus, za którym latałaś w Nowym Jorku przeżył. I jest w Paryżu.
- Co? - Jenna wyprostowała się gwałtownie, przez co kosmyki jej włosów wypadły spomiędzy palców Martina. - Ale... To niemożliwe! To... W takim razie jadę do Paryża.
Jenna nawet się nad tym nie zastanawiała. Skoro Credence przeżył, to nie tylko chciała dowiedzieć się jak i ochronić go przed fanatykami Grindelwalda, ale też zagrać na nosie Newtowi, a przede wszystkim Lecie, która przecież też interesowała się zwierzętami. Jej smutek przemienił się w determinację, chęć udowodnienia, że była lepszym magizoologiem - ślizgońska ambicja nie pozwalała jej inaczej.
- Jenna, nigdzie nie jedziesz, bo druga informacja jest taka, że... Grindelwald uciekł z więzienia - oznajmił Martin, na co Jenna klepnęła dłonią o powierzchnię wody.
- To tym bardziej jadę!
- Jenna, nie pozwolę ci się tak narazić, a ja nie mogę jechać z tobą - mówił Martin i próbował być groźny, ale przy Jennie głos mu się załamywał.
- Ty się narażasz codziennie.
- Nie, nie przekonasz mnie - powiedział stanowczo i założył ręce.
Jenna przewróciła oczami. Nie znalazła jeszcze osoby, której nie przekonała do tego, by robiła to, co chciała. No, może poza Tezeuszem. I Gravesem. I jej matką.
- Nie chciałam tego robić, ale trudno, do ciebie da się tylko przemówić argumentem siły. - Jenna westchnęła, a następnie wstała bez żadnych oporów, ukazując się w całej krasie.
Martin wykonał krok w tył, trochę z zaskoczenia, a trochę po to, by lepiej ją widzieć.
- Jenna... - Zmierzył ją wzrokiem, wyraźnie walcząc sam ze sobą. - Nie, nie zgadzam się. Tu chodzi o Grindelwalda - powiedział po chwili, przenosząc wzrok z jej ciała na twarz.
Wtedy to Jenna założyła ręce. Musiała go przekonać, inaczej Martin nie wypuściłby jej nawet z terenu willi.
- Przestań. Gdybyś nie chciał, żebym tam jechała, to nic byś mi o tym nie powiedział - argumentowała, spoglądając na niego podejrzliwie.
- No możliwe, że miałem w tym ukryte intencje... - przyznał, wracając do przyglądania się jej.
- Jestem duża, jak widać - powiedziała, powoli wychodząc z wanny, by stanąć tuż naprzeciw niego. Widziała po jego oczach, że była już wygrana.
- I znowu mi uciekniesz? - zapytał z pretensją.
- Przecież wrócę... - wygruchała wręcz, kładąc dłonie na jego ramionach. - Cała i zdrowa.
- Ale... - zaczął Martin, ale Jenna od razu przyłożyła swój palec do jego ust.
- Ale znajdziesz mi jakąś metę w Paryżu, prawda?
Martin wpadł w sidła, na jakie mało który mężczyzna był odporny. Ciało przejęło władzę nad umysłem, a on, jak mały chłopiec, czuł się bezsilny wobec kobiety stojącej przed nim.
- Cazzo Madre di Dio - burknął Martin pod nosem i splunął. - Ty jesteś jakaś donna fatale.
- Ja wiem - szepnęła i złożyła pocałunek na jego szyi. - Ale gdybym nie była, to bym też nie była tu z tobą, nie?
Martin na moment pozornie wziął się w garść, podszedł do drzwi i odwrócił się do Jenny ostatni raz.
- Im szybciej zobaczę cię w sypialni, tym krócej będę się zastanawiał, czy cię puścić do tych żabojadów. - Zamknął drzwi, a Jenna klasnęła w ręce, jednocześnie uśmiechając się na myśl o tym, co by było, gdyby jej matka to usłyszała.
Najważniejsze było to, że miała już zapewniony darmowy transport i nocleg w Paryżu - pozostawało jej tylko, gdyby było trzeba, rozprawić się z Grindelwaldem już na miejscu.
Późnym wieczorem tego samego dnia Martin wysłał kogoś do Paryża, by przygotować Jennie jakiejś miejsce. On sam znowu gdzieś wyszedł, więc ona postanowiła wybrać się nad morze, pospacerować wzdłuż wody i nacieszyć się, jak sądziła, nadchodzącym sukcesem z Obskurusem, triumfem nad Scamanderem.
Spacer byłby spokojny i przyjemny, gdyby nie to, że w pewnym momencie na plaży zobaczyła dwie znajome jej sylwetki. Po bliższym przyjrzeniu się stwierdziła, że to na pewno były te osoby, za które je miała, ale nie wierzyła, że je widziała.
- No mnie się to chyba śni.
![](https://img.wattpad.com/cover/146877470-288-k650335.jpg)
CZYTASZ
Wytresuj sobie węża • Newt Scamander
Hayran Kurgu🐍 Jenna Wharflock nie jest w stu procentach sympatyczną osobą z krystalicznie uczciwą przeszłością. Jednak jeśli już komuś pomaga - a jako magizoolog pomaga najczęściej zwierzętom - robi to dobrze. Jako Ślizgonka jest zdeterminowana osiągnąć każdy...