33🐍

7K 909 396
                                    

Jenna Wharflock bardzo rzadko się bała. Życie nauczyło ją, że niewiele sytuacji było w ogóle wartych strachu. Jednak gdy stała tam, sama pośród nieznanych jej czarodziejów, a kilkanaście metrów od niej stał Grindelwald, drżała ze strachu jak nigdy wcześniej, nawet jeśli była czystej krwi, z szanowanej magicznej rodziny... Marzył jej się dom, jej własny, mogłaby nawet słuchać zrzędzenia swojej matki, płaczu małej bratanicy, czegokolwiek... Byle wyjść stamtąd cało.

Wiedziała, że gdzieś na widowni byli też Newt, Jacob, Queenie, Credence, Porpentyna, Kama, Leta... Wolała ich jednak nie szukać, nie nawiązywać kontaktu wzrokowego, by jakoś przeżyć. Z ich wszystkich naturalnie najbardziej bała się o Newta, nawet jeśli ten już dawno udowodnił, że nie był nieporadnym Puchonem.

- Martin, gdzie jesteś, jak mi cię potrzeba... - szepnęła sama do siebie, choć wątpiła, że nawet z nim i jego świtą w tamtym momencie czułaby się bezpieczniej.

Grindelwald przemawiał, ale ona starała się go nie słuchać, wolała myśleć, że była gdzieś indziej, że to był tylko zły sen... Kto wie, może zaraz znowu obudzi się w Toskanii, dostanie kawę i rogaliki, przywita ją słońce, a żaden czarodziej nie będzie jej zagrażał...?

Zawsze mogła zamienić się w węża. Mogłaby wtedy na pewno uciec niepostrzeżenie przez jakąś szparę... Ale co z Newtem? Nie miała serca go tam zostawić, po prostu nie potrafiła tego zrobić, nie chciała ratować siebie kosztem jego... Zamierzała wyjść stamtąd albo z nim, albo w ogóle.

Bała się tylko, że stchórzy, że instynkt samozachowawczy będzie silniejszy. Nie uważała się za szlachetną osobę. Nigdy taka nie była. Chciała ratować siebie, jednak... Coś trzymało ją na tym spotkaniu, przez co walczyła sama ze sobą. Wiedziała, że gdyby nie Newt, już dawno wyniosłaby się stamtąd. Nie miała jednak pojęcia, co zrobi w sytuacji zagrożenia.

Grindelwald pokazywał tłumowi świat zniszczony przez mugoli, a Jenna sama nie wiedziała, czy w niego wierzyć. Sceny były makabryczne, pełne wybuchów, śmierci, cierpienia...

- Między nami są Aurorzy - powiedział nagle Grindelwald, przerażając Jennę jeszcze bardziej i wywołując szmery całego tłumu.

Uniosła głowę. Niedaleko miejsca, w którym stała, przy wejściu ustawił się Tezeusz. Jenna nie potrafiła wtedy ocenić, czy był ich wybawieniem, czy sam też był szaleńcem, że się tam pojawił.

- Śmiało, bracia czarodzieje, dołączcie do nas - powiedział Grindelwald, po czym zaczął patrzeć na nich wyczekująco.

Aurorzy zaczęli schodzić po schodach z Tezeuszem na czele. Wtedy Jenna nie była nawet na niego zła jak zazwyczaj - przeciwnie, żal było jej patrzeć, jak brat Scamandera pakuje się w piekło na własne życzenie.

- Oni zabili wielu moich zwolenników. Tak, to prawda - powiedział Grindelwald. - Aresztowali mnie i torturowali w Nowym Jorku. Pozbywali się nawet swoich czarodziejów i wiedźm... Za wielką zbrodnię szukania prawdy. Za pragnienie wolności.

Jenna kręciła głową sama do siebie. Nie była w stanie pojąć, że większość ludzi w tamtym pomieszczeniu wierzyła w te słowa.

- Wasza złość, wasza żądza zemsty jest naturalna - powiedział Grindelwald, a wtedy jedna z czarownic, stojąca tuż przy Aurorze, wyjęła różdżkę i wycelowała w niego. Ten od razu oddał jej zaklęciem zabijającym. Tłum westchnął i zaczął krzyczeć.

- Nie! - wrzasnął Grindelwald, uspokajając wszystkich, a następnie podszedł do zabitej i uklęknął przy jej ciele. - Zabierzcie tę młodą wojowniczkę do jej rodziny - powiedział delikatnie, zdawać by się mogło, że nawet się przejmował, lecz Jenna w ogóle tego nie kupowała.

Wytresuj sobie węża • Newt ScamanderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz