Przeteleportowałam się do lasku przy ruinach bazy gdzie stał mój ojciec oraz Banner'a, Sam'a i Bucky'ego. Steve trzymał walizkę podbiegłam tam.
-Tato co tu się dzieje?-Spytałam zaniepokojona widząc smutnego Barnes'a.
-Dove, ja... - Spojrzałam na walizkę
-Ty chcesz odnieść kryształy? - Po moim policzku spłynęła łza - Dlaczego nic mi o tym nie powiedziałeś? -Spytałam z wyrzutem
-Dove, ktoś musi to zrobić, możesz mnie nienawidzić... -Zaczął ale mu przerwałam
-Nie tato spokojnie rozumiem - Uśmiechnęłam się smutno - Musisz ratować świat-Spojrzałam w jego oczy - Nie mieliśmy dużo czasu ale cieszę się, że cię poznałam i mówię to z biłem serca - Po moim policzku poleciały kolejne łzy-Ale byłeś naprawdę dobrym ojcem chociaż sztywnym - Na ostatnie słowo uśmiechnęłam się lekko
-Z tego co słyszałem od zielonego, gdy kłóciłem się z Tony'm o przyjęcie cię do Avengers i byłem w żałobie bo myślałem, że nie żyjesz. Ty walczyłaś u boku bogów o Asgard jestem z ciebie dumny. - Po jego policzku spłynęła łza - Jesteś najlepszą rzeczą która przytrafiła się w moim życiu -Starłam jego łzę- Kocham cię Dove,-Ten westchnął- Gdy zobaczyłem cię jak walczysz z Thanos'em bałem się o ciebie.-Po jego policzku spłynęła kolejna łza- Wtedy zrozumiałem co takiego widział w tobie Tony -Objęłam ojca po czym się odsunęłam
-Twoja mama dała mi najwspanialszy skarb na świecie ciebie-Pogładził mnie po policzku- Proszę bądź ostrożna i szczęśliwa
-Będę, kocham cię i dziękuję za wszystko -Mówiąc to uśmiechnęłam się do niego
-Też cię kocham-Powiedział szczerze zabierając dłoń z mojej twarzy
-Steve- Zaczął Bruce
Ten spojrzał na mnie po czym wszedł na platformę pojawiając się w kombinezonie. Uśmiechnęłam się patrząc na ojca który po chwili zniknął. Czułam jak moje serce kolejny raz się rozpada.
-Dove - Ktoś dotknął mojego ramienia obróciłam się widząc Sam'a
-On wróci-Powiedział patrząc na mnie
-Nie wróci,-Wyjaśniłam ruszając do przodu zatrzymał mnie Bucky
-Skąd to wiesz? - Spytał
-Zostanie tam znam go wy też o tym wiecie- Powiedziałam czując, że to koniec mojego beztroskiego życia
********
Przeteleportowałam się do domu i zaczęłam się ogarniać. Przebrałam się w dżinsy i T-shirt wcześniej biorąc prysznic. Gdy padłam na łóżko dostałam smsa z adresem. Udałam się tam teleportując na ławce siedział staruszek.
-Dove kochanie -Usiadłam na ławce przyglądając się znajomej twarzy- To ja Steve dla ciebie minęło kilka minut może godzina a dla mnie kilka lat
-Dlaczego zostałeś?-Spytałam łapiąc jego rękę a ten zaczął swoja przemowę
- Wiem to ciężkie, żyłem tak długo ze swoją miłością, widziałem jak dorastasz - Uśmiechnęłam się do niego - Twoje pierwsze słowo kroki, poszukiwanie naszej bazy i wiele innych chciałem żebyś to wzięła - Podał mi srebrny medalik w którym było jego zdjęcie z mamą oraz moje gdy byłam mniejsza.
- Będę cię kochał wiecznie - Podał mi tarczę - Jeśli chcesz używaj jej, -Westchnął- Wiem, ze będzie ci tylko zawadzać więc przekaż ją Sam'owi
-Sam to zrobisz -Powiedziałam uśmiechnięta teleportując nas do lasku gdzie zobaczyłam Sam'a i Bucky'ego
-Chłopaki!-Krzyknęłam a ci podbiegli do mnie
-Steve?-Spytał niedowierzając Bucky
-Tak to ja w starszej śliwkowej wersji -Powiedział uśmiechnięty - Sam wiem, że nie będziesz chciał ale wybrałem cię -Wręczył czarnoskóremu tarczę
-Rogers- Zaczął
-Zasługujesz i bez marudzenia przepraszam was chłopaki ale czas na emeryturę -Spojrzał na mnie -Dove zabierzesz mnie do domu?-Spytał a w jego oczach widziałam radość.
-Tak tato, pa chłopaki -Pomachałam im teleportując się do domu .

CZYTASZ
Obca
أدب الهواةMieszkała z matką w Nowym Jorku. Od roku szukała bazy Avengers. Przez co wracała wieczorami do domu tłumaczyła się wtedy, że musiała się przejść i pomyśleć. Nie chciała żeby matka dowiedziała się o jej poszukiwaniach. A szczególnie o tym co odkryła...