85.

472 42 5
                                    

- Czekaj... Czy wy się znacie...? - usłyszałem zaskoczony głos mojego chłopaka.

- Tak - odpowiedział entuzjastycznie Victor. W jego głosie już nie było słychać ani krztyny zaskoczenia - Wpadliśmy na siebie ostatnio na ulicy - powiedział - Dosłownie na ulicy - sprecyzował, posyłając w moją stronę delikatny, prawie że niedostrzegalny uśmiech.

Piotrek jednak chyba dostrzegł ten jak dla mnie niepozorny gest ze strony chłopaka, zaczynając bardziej uważnie go obserwować.

Może... Był trochę zazdrosny...?

Tylko o co...? Przecież nic się nie stało. Po prostu los chciał, że chwilę rozmawiałem z tym typem, nic więcej.

- Jeśli mogę spytać to... Co ma znaczyć to "dosłownie na ulicy"? - zmarszczył brwi blondyn.

Patrzył jeszcze przez chwilę na Victora. Po chwili jednak kierując  swój wzrok na mnie.

Widziałem, że jest na mnie trochę zły, że o niczym mu nie powiedziałem.

- Pan kolega prawie wpadłby pod samochód gdybym go w ostatniej chwili nie pociągnął z powrotem na chodnik - odpowiedział Victor.

Dostrzegłem zaskoczenie na twarzy blondyna. Po chwili znowu na mnie spojrzał. Tym razem jednak był bardziej zaniepokojony.

* * *

Rozmowa z czasem zaczynała robić się coraz bardziej niezręczna. Zarówno ja jak i mój partner chcieliśmy powoli stamtąd iść.

Pani Róża natomiast wydawała się być naprawdę zadowolona z naszego spotkania z jej bratankiem.

Sam Victor też sprawiał wrażenie zadowolonego z faktów, że znowu mnie spotkał.

I... Chyba zdążył się już zorientować, że Piotrek jest moim chłopakiem. Wprawdziwe nie pytał o to, ale jeśli sam jeszcze się nie domyślił to zapewne nasza sąsiadka mu powie.

* * *

Kiedy opuściliśmy tamto mieszkanie, a drzwi zdążyły się już za nami zamknąć Piotrek sprawiał wrażenie strasznie zamyślonego.

Powoli kierowaliśmy się na nasze piętro. Między nami panowała cisza, która trochę zaczynała mi już przeszkadzać.

Już miałem otworzyć drzwi, ale zanim zdążyłem przedręcić klucz w zamku blondyn niespodziewanie przyparł mnie do jednej ze ścian, tym samym uniemożliwiając mi to.

Zaskoczył mnie tym dość nagłym ruchem. Nie opierałem się mu, tylko po prostu patrzyłem na niego z zaciekawieniem.

- Kochanie co ty robisz? - spytałem z lekką niepewnością w głosie.

- Dlaczego mi nic nie powiedziałeś? - Zadał pytanie. Jego głos był poważny i słychać w nim było jakby krztynę... Żalu...?

- Nie chciałem cię martwić - odparłem, wzruszając ramionami - Nic się nie stało. Poza tym nie spodziewałem się, że ten chłopak jest rodziną naszej sąsiadki. Nie myślałem, że jeszcze go kiedyś zobaczę - wyjaśniłem.

- Kacper, jestem za ciebie teraz odpowiedzialny. Miałeś szczęście, że nic ci się nie stało - westchnął - A gdybyś jednak wpadł pod jakiś samochód...

- Wszystko jest okej - skrzywiłem się, nie do końca rozumiejąc to jego przejęcie tą sytuacją - Jak wspomniałem, nie chciałem cię martwić skoro nic takiego się nie wydarzyło.

Blondyn chwilę się zastanowił.

- A ten Victor...? Mam wrażenie, że jak na jedno, przypadkowe spotkanie coś za bardzo cię polubił - stwierdził, uważnie mi się przyglądając.

- Chyba nie jesteś o niego zazdrosny? - przewróciłem oczami.

- Tego nie powiedziałem - odparł z powagą.

W tym momencie między nami zapadła dłuższa chwila ciszy.

Spóściłem wzrok, patrząc teraz na podłogę.

- ... Nie zdradziłbym cię... - powiedziałem cicho.

Mój wzrok nadal wlepiony był w tę ponurą podłogę. Nie chciałem teraz patrzeć mu w oczy. Nie wiem czemu...

- A teraz jeśli pozwolisz, może wejdziemy do środka i tam porozmawiamy - dodałem równie cicho co wcześniej.

Blondyn zgodził się, już po krótkiej chwili kierując się ze mną do salonu.

Usiedliśmy obok siebie. Ja w dalszym ciągu na niego nie patrzyłem.

Nie chciałem, aby to nieporozumienie popsuło naszą i tak dopiero co naprawioną relację.



***********

Cześć 😁

Taki może trochę... Sad rozdział... 😕

(około 560 słów)


Zacznijmy Od Początku... Skarbie ~ KxP ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz