91.

401 37 13
                                    

Ten dzień nadzwyczaj mi się dłużył. Miałem wrażenie, że każda kolejna lekcja trwa jeszcze dłużej niż poprzednia.

Oschłe, pozbawione emocji spojrzenia nauczycieli wcale mi nie pomagały.

* * *

Kiedy nareszcie udało mi się opuścić ten budynek, poczułem ulgę.

W końcu ile można siedzieć w tym wariatkowie. Im bardziej się ot owego miejsca oddalałem tym lepiej się czułem. Przypadek? Nie sądzę.

Przechodziłem właśnie jednym z chodników, kiedy nagle usłyszałem za sobą dobrze znany mi głos.

Odwróciłem się, a mój wzrok zatrzymał się na jednym ze stojących tam samochodów.

- Może gdzieś pana podwieźć? - usłyszałem pytanie, a na mojej twarzy mimowolnie pojawił się delikatny uśmiech.

Podszedłem bliżej do pojazdu. Ręce oparłem o prawie że całkowicie otwartą szybę samochodu.

Patrzyłem przez dłuższą chwilę na kierowcę, zastanawiając się nad odpowiedzią.

- Może... - odparłem po chwili, udając jeszcze niezdecydowanego.

Tak na prawdę to wsiadłbym do tego auta tu i teraz, ale... Liczyłem na jakąś zachętę z jego strony.

- Dlaczego tylko może? - spojrzał na mnie pytającym wzrokiem - Myślałem, że nie za bardzo lubisz podróże autobusami.

- Kto wie może je polubiłem - zaśmiałem się, w dalszym ciągu zgrywając niezdecydowanego.

- Mam do ciebie wysiąść? - posłał mi ostrzegawcze spojrzenie przez, które przeszły mnie dreszcze.

- Chcesz mnie siłą zaciągnąć do samochodu? - spytałem zaskoczony.

Tego się nie spodziewałem.

- A czemu nie? - zaśmiał się - Jeśli będziesz się tak długo zastanawiać to albo cię tutaj zostawię, albo zabiorę stąd siłą - dodał.

Szczerze mówiąc... Chyba bardziej podoba mi się ta druga opcja...

Nie chciałem jednak ryzykować, że typ mnie tu zostawi więc po prostu  postanowiłem wsiąść do samochodu.

* * *

Jechaliśmy już dłuższy czas. Między nami nie wiedzieć czemu zapanowała cisza, którą postanowiłem przerwać.

- Serio byś mnie tam zostawił? - zapytałem. Ciekawiło mnie to - Tak samego w wielkim mieście - pisnąłem, udając, że nie wiedziałbym co w takiej sytuacji zrobić.

Blondyn spojrzał na mnie, przez dłuższy czas nic nie odpowiadając.

- Jeśli stawiał byś opór i nie chciał wsiąść to owszem - rzekł, kładąc jedną z dłoni na moim udzie i powoli nią przesuwając do góry.

- Super... - przewróciłem oczami - Dobrze wiedzieć, że porzucił byś  mnie przy pierwszej lepszej okazji - powiedziałem udając obrażonego.

- Akurat tego bym nie zrobił - zaprzeczył, posyłając mi wymowne spojrzenie.

Przynajmniej się bronić próbuje.

- Mam cię pilnować i nie mogę dopuścić do tego, abyś mi się gdzieś zgubił - dodał z lekkim, zadziornym uśmieszkiem.

Że ja zgubił? No chyba mu się coś pomyliło.

- Ja się nie zgubię - powiedziałem oburzony.

Znaczy... Co najwyżej mogę zgubić się w jego hipnotyzującym spojrzeniu.

Ale... Raczej nie. Znaczy może... Ale raczej nie. A z resztą nie ważne.

Coś czuję, że jak tylko przekroczymy próg domu to zacznie się jakaś wojna.

To nie tak, że ja na tak ową wojnę liczę. Tym bardziej nie liczę, że skończy się ona na czymś więcej. Absolutnie nie mam czegoś takiego na myśli.

Przez resztę drogi powrotnej panowała między nami taka sama cisza jak wcześniej. Tym razem jednak  żaden z nas nie zamierzał jej przerywać.


Kiedy nareszcie zaparkowaliśmy, na moją twarz wkradł się na dosłownie ułamek sekundy błyskotliwy uśmieszek.

Wysiedliśmy bez słowa z pojazdu, wolnym krokiem zaczynając kierować się w stronę budynku.

Już miałem otworzyć drzwi i zacząć iść w kierunku schodów, ale... Jak się chwilę później okazało blondyn miał w planach dokładnie to samo.

Zanim zdążyłem się zorientować, zamiast klamki moja dłoń spotkała się z tą należącą do mojego partnera.

W tym też momencie poczułem jak  moje policzki zaczynają się lekko czerwienić.

Niby jesteśmy razem, a to co teraz miało miejsce to nic wielkiego, ale... Jakoś tak mi się to spodobało. Bardziej  niż zwykle.

Staliśmy w miejscu, nie wiedząc co tak właściwie teraz zrobić. W jednej chwili oboje zaczęliśmy być strasznie niepewni i... Nieśmiali...?

Co jest?

To, że najczęściej spędzaliśmy czas razem. Zarówno w szkole jak i w domu nie znaczy, że w ciągu zaledwie kilku godzin osobno, moglibyśmy się za sobą stęsknić czy coś tego typu.

- Może ja otworzę - rzekł po dłuższym czasie blondyn. Ja zgodziłem się skinięciem głowy, po czym oboje weszliśmy do budynku.



**********

Cześć 😁

Wiem, że rozdział miał być w środę, ale jakoś nie miałam pomysły co w nim napisać... 😕

(około 665 słów)

Zacznijmy Od Początku... Skarbie ~ KxP ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz