Betsy musiała zapalić, więc Arrow czmychnął w stronę budynku z ulgą, bo nie nawykł do takiej wersji siostry. Poniekąd nawet rozumiał, przecież w myślach często nawiązywał do odejścia brata jako tego kulminacyjnego punktu zwrotnego życia całej rodziny. Nigdy nie przyszło mu jednak do głowy, że siostra mogła się o niego martwić w ten sposób. Że on tak jak Axel nie zwróci uwagi na rozstawione pułapki, które zostawił na swojej drodze James. Teraz gdy zdawał sobie sprawę z ich istnienia, chciał ostrożnie stawiać kroki ku przyszłości.
W budynku administracyjnym zastał zaskakującą pustkę. Kręciło się kilku ludzi w garniturach i strojach łowców – charakterystyczne czarne szaty nigdy nie były sobie równe. Łowca musiał tylko dostosować się do koloru, a krój pozostawał wolnym wyborem. Większość i tak pozostawała przy schematycznym stroju, składającym się z obcisłych – acz wygodnych! – spodni, elastycznej bluzki z wytrzymałego włókna i przede wszystkim wysokich butów. Niektórzy nosili peleryny, pod którymi skrywali całe swoje osprzętowanie do walki, inni szaleli ze stylem, robiąc z siebie modelów na wybiegu. Wszyscy jednak nosili przy sobie ten sam herb nacji Chandlera – znak nieskończoności. Motto brzmiało: „Nigdy się nie poddawaj. Nigdy nie wątp w misję. Zawsze walcz za słabszych". Dawniej Arrow nie wierzył w potęgę przeciwstawnej organizacji do tej należącej do jego ojca. Wszak to James pierwszy toczył boje o słabszych, tyle że jego motto brzmiało z deczka inaczej, a znak w herbie zajmowała krwistoczerwona kropla.
„Zabijaj wszystkich, którzy na śmierć skazali swe ofiary. Słowa to broń, nie ufaj żadnym. Ufaj dowodom".
Wysoka i patyczkowata rudowłosa kobieta podeszła do Arrowa, nim ten zdążył się zorientować w terenie. Patrząc na jej twarz, miał wrażenie, że patrzył na perfekcyjną symetrię. Grzywka cienkimi pasmami okrywała blade czoło, podkreślając zieleń oczu.
– Godność? – spytała go, zerkając na podkładkę z klamrą, która trzymała pojedyncze kartki papieru.
– Becker. Arrow.
Kobieta nie zdołała się powstrzymać przed dokładnym obejrzeniem syna sławnego Jamesa. Nawet jeden z łowców, który przechadzał się korytarzem, haniebnie zerknął przez ramię. Paskudną miał szramę na policzku. Szybko zreflektowała się chrząknięciem i powróceniem do dokumentu, przywdziewając na usta serdeczny uśmiech, a łowca poszedł dalej i już się nie odwrócił.
– Witamy panie Becker. Jestem Carol Linn i to ja będę przyjmować wszystkie wasze zażalenia i zgłoszenia. Dzisiaj jednak służę pomocą w informacji. Proszę podejść ze mną do biurka.
Wskazała dłonią masywny mebel na środku korytarza, który ewidentnie nie stał w tym miejscu w dni szkolne. Nie usiadła na wygodnym krześle, tylko wzięła do ręki garść długich prostokątnych wycinków z papieru. Arrow zastanawiał się chwilę, czym to jest, ale gdy dostrzegł, że kobieta po cichym „mam" odrzuciła resztę do jednego z dwóch plastikowych pudełek, zrozumiał.
– Poproszę cię o wystawienie prawego nadgarstka.
Zrobił to posłusznie, a Carol obwiązała wokół niego papier i przykleiła go przygotowaną wcześniej na jednym z zakończeń taśmą dwustronną.
– Voilà! – powiedziała uradowana, jakby robiła to tego dnia po raz pierwszy, a nie setny.
Spojrzał na front nowej biżuterii i zmarszczył brwi. Widniał tam krótki zapis: B-1. Pomyślał o swoim nazwisku, pasowałoby do litery. Liczba pozostawała zagadką. Przecież nie mógł być pierwszy na B, a już tym bardziej nie pierwszy w zapisach. Kobieta nie raczyła mu tego wyjaśnić sama z siebie, przeszła za to do innych kwestii administracyjnych.
– Na prawo od wejścia, teraz moje lewo, mamy szatnie. Zaraz się tam udasz, aby zmienić obuwie przed wejściem na aulę. Poczekaj, pójdę po twój klucz do szafki.
CZYTASZ
Lost energy//bxb//✔
Подростковая литература„Arrow Becker jest Zwykłym. Słabym człowiekiem, który każdego dnia mierzy się z apodyktycznym ojcem, robiąc mu na złość. Wybiera się ku jego niezadowoleniu na kierunek Łowcy w akademii wroga. Tam niespodziewanie trafia pod skrzydła Gabriela Wilkerso...