Tom I ~ Rozdział 16

433 48 63
                                    

Betsy Becker pragnęła wymazać cały piątkowy dzień z pamięci. Najlepiej całe dziesięć lat nieobecności Axela w domu. Nie nadawała się na troskliwą i opiekuńczą, lepiej jej wychodziło bycie samotną, wtedy wiedziała, że liczyć może jedynie na siebie. Im bliżej było do wyjścia Axela z więzienia, tym bardziej chciała krzyczeć i bić każdego wkoło.

Wzięła łyk smacznej kawy, siedząc przy stole w kuchni. Korzystała, że jej matka była u sąsiadki na ploteczkach. Cała i zdrowa. To ona powinna towarzyszyć Jamesowi, a nie Betsy. Chętnie by powiedziała o tym głośno, ale działała w zespole. Stała za plecami Arrowa i osłaniała go. Tak wiele rzeczy chciało opuścić jej pomalowane usta, a tak niewiele to robiło. Zdecydowanie nie czuła się sobą. Tłamszona wymogiem czyichś oczekiwań.

Nie potrafiła jednak powiedzieć sobie dość, zwłaszcza po zobaczeniu nieprzytomnego brata, który osuwał się w jej ramionach. Którego musiała dostarczyć do domu, położyć do łóżka i względnie przygotować do snu. James powrócił do niszczenia jej braci i ani trochę jej się to nie podobało. Miała ochotę ukręcić mu głowę i pewnie by to uczyniła, ale do tego potrzeba umiejętności. W walce był najlepszy, nawet upływ lat nie zarysował jego poruszania się. Przypomniała sobie to, gdy kroczyła obok niego na przeklętym bankiecie.

Idealny, pod krawatem, sunął przodem ich procesji, podczas gdy córka odstawała nieco z tyłu po jego prawicy, a Toma jeszcze dalej za nimi. Był tylko reprezentantem prywatnej ochrony Jamesa, nie jego rodziną do prezentowania arystokracji. Wszyscy patrzyli na nich uniżenie, przesyłali pozdrowienia. Betsy wciąż czuła obrzydliwe dłonie na swoim ciele, gdy ktoś ją przytulał, pozdrawiał lub chciał sobie zmacać. Parszywe gnoje i suki.

Najgorzej jednak było, gdy James stanął celowo przed Lutherem Wilkersonem, jego synem Leonem oraz przyjacielem Colem, który przywitał ich serdecznym uśmiechem dobrego przyjaciela rodziny i świata. Betsy kupiła ten uśmiech. Pamiętała tego jegomościa z dzieciństwa, gdzie to naburmuszona szła podjazdem do auta Jamesa i niechcący na niego wpadła. Chwycił ją zwinnie i uśmiechnął się w ten sam sympatyczny sposób. Gdyby już miała wyjść za mąż, to za taki właśnie uśmiech. Tylko że obecnie nie gustowała w A. zajętych, B. starych.

– James, witaj – powiedział do niego. Betsy dostrzegła, jak Leon nieznacznie wysunął się przed ojca i także starał się odegrać swoją rolę najlepiej. – Ileż to cię publicznie nie widziałem?

– Dostatecznie, uważam – odparł, rozkładając nieco ramiona. Córka nie powstrzymała wywrócenia oczami. – Teraz mam zamiar popracować nad reklamą.

– W takim razie powinniśmy życzyć powodzenia – dołączył do dyskusji Leon.

– Czy ta wyrośnięta dama u twego boku to Bethany? – zmienił temat Cole, posyłając dziewczynie bardziej przyjazny uśmiech. Ciekawe, pomyślała.

Podeszła kroczek do przodu, jakby ktoś wywołał ją do tablicy, a James delikatnie położył jej dłoń na dole pleców, jakby bał się ją skrzywdzić. Jeszcze ciekawsze, pomyślała.

– Owszem. Wszystkie moje dzieci są dziś reklamowane na każdym gruncie – oznajmił z nutą dumy, w którą nie wierzyła.

– Ach tak. Arrow w akademii. Dobrze się dogaduje z Gabrielem.

– Tak mówi. Akademia mu służy.

Betsy i tym razem nie pohamowała swojej mimiki, bo popatrzyła na ojca kątem oka, krzywiąc się z niesmakiem. James Becker był świetnym aktorem, który nawet modulował swój głos w taki sposób, który nadawał słowom odpowiedniego wydźwięku. Oczywiste było, że nie podobała mu się samowolka Arrowa i prał mu skórę tak długo, aż ten z nim nie wygrał. Bezczelny sukinsyn!

Lost energy//bxb//✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz