Tom III ~ Rozdział 16

212 27 17
                                    

Dochodziła dziesiąta wieczorem, gdy towarzystwo przeniosło swoje imprezowanie – jakże huczne – na tyły domu. Hazel z Leonem i Axelem korzystali z jacuzzi, dyskutując ze sobą zajadle. Arrow z Gabrielem zajmowali dwuosobową huśtawkę, a August siedział naprzeciwko nich na wiklinowym krześle. Grali niezobowiązująco w karty, co akurat im bardzo odpowiadało. Żadnych wyzwań ani żadnych wyznań. Chociaż uśmiech dużo częściej przecinał im twarze niż pozostałej trójce w jacuzzi. Owen siedział za to na schodkach pod lampą i czytał naukowy bełkot. Axel lubił go podpuszczać, aby w końcu zachowywał się jak nastolatek w jego wieku.

Owen jednak okazywał się odporny na głupotę starszego Beckera, bo tylko pokazywał mu sporadycznie środkowy palec, nie zaszczycając nawet komentarzem werbalnym. Dla pozostałych Wilkersonów sam fakt, że Owen siedział z nimi, a nie samotnie w pokoju był wystarczający. Relaksował się na swój własny sposób i nikt nie mógł mu tego spokoju zabrać. To też nie tak, że cały czas siedział z nosem w książkach. Często podchodził do innych i zagadywał, tutaj pomógł coś przygotowywać do jedzenia, tutaj grał z nimi w gry zespołowe – które nie miały w nazwie „dla dorosłych".

Sobota więc została okrzyknięta przedwcześnie spokojnym dniem.

– Sądziłam, że nie lubię Arrowa, ale ty to go bijesz na głowę – warknęła Hazel. – Jak można być takim egocentrykiem? Leon, jak możesz go nadal lubić!

– Jak się wychowywało razem, to jakoś łatwiej – stwierdził przepraszająco.

– Aha? – prychnął Axel. – Miło. Toma!

Wiedział, że mógł go w ten sposób zawołać, bo brat siedział i zamulał w pokoju przy otwartym oknie. Akurat idealnie nieopodal jacuzzi.

– Przestań – uciszył go Arrow.

– Ty tam graj. Toma!

Niespodziewanie brat naprawdę odpowiedział na jego wezwania, bo już po chwili zjawił się na ganku z mordem wypisanym na twarzy. Jednak to nie to zaniepokoiło wszystkich, a jego bojowy wizerunek. Wyglądał zupełnie jak w chwili przyjazdu.

– Wybierasz się dokądś? – spytał Axel z rozstawionymi ramionami na brzegach.

– Co cię to obchodzi? Czego chciałeś?

– Miałem pytać, czy robimy ognisko, czy pijemy w domu... teraz jednak pytam, gdzie się wybierasz?

– Pierdol się z tym apodyktycznym tonem – warknął.

Arrow poczuł się zaalarmowany, bo jak dotychczas Toma był raczej łatwy do zirytowania, tak teraz jeżył się na poważnie. To podsuwało mu tylko jeden powód i aż cierpła mu skóra na samą myśl, że oni tutaj siedzieli, a matka Tomy...

– Jak musisz wracać, to jedź – rzucił Arrow. Brat popatrzył na niego podejrzliwie, ale się nie odezwał. Mierzyli się tylko spojrzeniami i czekali, który pierwszy zareaguje.

– Jemu nie powiesz, że jest apodyktyczny. To obieranie stron – wtrącił niby żartobliwie Axel. – Zostajesz czy jedziesz? Nie wiem, czy brać cię pod uwagę w piciu.

– I tak bym z tobą nawet setki nie wypił – odpyskował. – Gdzie masz klucze od garażu?

– W kurtce przy drzwiach – odpowiedział bez zwłoki. Już się Toma odwracał, aby wyjść, gdy Axel musiał mieć ostatnie zdanie w tej grze słownej: – Jak mam zaopiekować się tyloma dziećmi sam!

– Jest tak spokojnie, że Arrow ciągle śpi – odbił dobitnie, na co Arrow posłał mu zrezygnowane spojrzenie.

– Dzięki.

Lost energy//bxb//✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz