Tom II ~ Rozdział 4

390 50 72
                                    

Betsy dostawała na głowę, gdy ciągle słyszała rozmowy z pokoju brata. Jej ciekawska natura kazała podsłuchać i jakież było jej zaskoczenie, gdy Gabriel Wilkerson odwiedził jej brata nie raz, nie dwa, a kilka razy od czasu ich pogodzenia. Wchodził drzwiami? Wątpiła. W ciągu tygodnia był w ich domu już pięć razy, a to tylko raz, gdy ich „przyłapała" bez ujawniania się. Mieli szczęście, że sypialnia rodziców była pod jej sypialnią, inaczej Pearl słyszałaby wszystko.

Chciała, żeby brat znalazł sobie przyjaciół, ale jakoś nie cieszyła ją perspektywa Wilkersonów w tej roli. Przechodziła załamanie nerwowe do tego stopnia, że napisała już kilka listów. Nigdy nie pisała do Axela z taką częstotliwością. Łamała się w swojej roli, życie ją łamało.

Kiedy to się zaczęło sypać?

Mogłaby wskazać dzień rozpoczęcia edukacji Arrowa w akademii, ale nie była aż tak okrutna, żeby obwiniać o swoją krzywdę tego dzieciaka. Obwiniała o nią tylko rodziców. Gdyby miała więcej oleju w głowie, skorzystałaby z wyciągniętej dłoni Leona i uciekła z Arrowem. Zamiast tego i ona i on uparcie siedzieli w toksynach, licząc, że przeżyją. Zaczęła w to szczerze wątpić.

Spojrzała na życie toczące się poza jej samochodem, w którym siedziała. Zaparkowała pod cukiernią, odebrała pyszną roladę i tak czekała już paręnaście minut, aż chęci życiowe powrócą. Deszcz stukał w karoserię i szyby, obmywał widok, ale wcale go nie czyścił. Wyobrażała sobie, że ścieżki deszczu były jej łzami. Wcale nie pomagało.

Spojrzała na swój telefon, który znów się rozświetlił, informując o nowej wiadomości. Kolejnej. Wiedziała, kto pisał, ale nie miała ochoty odpisywać. Leon stał się bardzo nieznośny od ich intensywnej rozmowy w domu. Była od niego starsza, powinna zachowywać się dojrzalej, a jednak ten paw za dobrze czuł się w roli najstarszego syna i brata. Chciał być jak Axel i jak bardzo Betsy lubiła z tego szydzić, musiała przyznać, że chyba nie potrafił już nie grać swej roli. Był dzieckiem w ciele dorosłego, ale jednocześnie był poważny i odpowiedzialny.

Zupełnie jak Axel.

Była zmęczona.

Sięgnęła do schowka po pudełeczko swoich leków na nerwy. Tak je nazywała. Przestała odwiedzać psychiatrę jakiś czas temu. Sądziła, że zbliżyli się z Arrowem do siebie, więc nie czuła się już tak samotnie. Ten dupek prawie umarł i to nie raz! Powinna powrócić na terapię, powinna wytrzymać do czasu odzyskania wolności przez Axela, ale nie dawała już rady. Prościej by było, gdyby przechyliła zawartość pudełeczka i po prostu zasnęła snem wiecznym. Nie musiałaby się martwić dzieciakiem i jego losem; głupotą matki, która w każdej chwili może cię uderzyć; nieobliczalnością ojca; obietnicą Tomy.

Odkręciła pokrywkę. Poczuła kwaśny zapach tabletek. Czternaście. Starczyłoby. Każdy, kto przechodziłby obok auta, pomyślałby, że po prostu zasnęła, czekając na kogoś. Zanim zadzwoniono by po pomoc, ona mogłaby już nie żyć.

Przyłożyła pudełeczko do wagi. Serce jej biło jak szalone, dłonie się trzęsły. Wystarczyło, aby przechyliła. Aby sięgnęła po butelkę wody zza siedzenia.

Przechylała je powoli.

Rozbrzmiał telefon.

Podskoczyła, a zawartość pudełeczka wraz z nią. Sapnęła zdezorientowana i jakby rzucała się po koło ratunkowe, chwyciła telefon, nawet nie patrząc na imię dzwoniącego. Musiała odebrać, zanim pozwoliłaby sobie powrócić do myśli o śmierci.

– Tak? Halo? – odezwała się rozgorączkowana.

– Nie mów, że mnie wystawiasz! – warknął do niej szeptem. – Betsy, umówiliśmy się na coś!

Lost energy//bxb//✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz