Tom I ~ Rozdział 6

580 50 119
                                    

W prywatnej sferze bibliotecznej nie byli tak do końca skazani na samotność. Z winy Gabriela, który wyjawił przyjaciołom, gdzie to od teraz będzie spędzał długie przerwy. Oczekiwano od niego niemożliwego: zaprzyjaźniania się z Beckerem. Oni ledwie ze sobą rozmawiali. Tyle, ile musieli przy wymianie informacji do projektu. Skupiali się na swoich częściach, informowali o zamierzeniach i albo drugi to akceptował, albo coś zmieniali.

Gabriel odkrył, że poniekąd dobrze mu się współpracuje z tym chłopakiem. Jeśli się już z nim nie zgadzał, robił to w konstruktywny sposób. Przez to ich praca wskoczyła na wyższy poziom, niż zamierzali. Analizowali trochę za głęboko, planowali zbyt obszernie.

Kolejnym ciekawym okryciem był charakter pisma podopiecznego, bo to on zajmował się częścią praktyczną. Spisywał starannie to, co przygotowali wspólnie i osobno. Nie podejmował decyzji za nich obu i to się podobało szatynowi.

Jesteśmy sobie równi, powtórzył w głowie, jakby nie dowierzał tym słowom do tej chwili. Jednak taka była prawda. Arrow traktował go równo i tego samego oczekiwał w zamian.

Fascynowały go te drobne dłonie, które z taką starannością kreśliły słowa i zmieniały je w zdania. Nie spieszył się, ale nie robił też tego wolno. Raz przyłapali się na tym, że jeden gapił się zbyt intensywnie, a drugi o tym wiedział.

– Ptaszki mi zaśpiewały, że pracusie jesteście.

Gabriel nie poświęcił uwagi siostrze, skupił się na dokończeniu rozdziału o powstaniu. Przypuszczał, że blondyn odpowie, ale też tego nie zrobił, zapisując coś na kartce z boku. Dziewczyna ze znużenia wskoczyła na blat i popatrzyła na podopiecznego brata krytycznym wzrokiem. Może szatyn go szanował, ale ona wyraźnie miała z tym problem.

Nie moja sprawa, mówił w myślach.

– Powiedz mi, podoba ci się mój brat?

Gabrielowi nawet nie drgnęła brew, tak bardzo był przyzwyczajony do zboczonych zaczepek Hazel. Chociaż zaznaczyć wypadało, że o jego popędy homoseksualne bardzo rzadko zahaczała.

– Kazirodztwo nie jest w modzie – odpowiedział jej bez zainteresowania.

– Nie przypominam sobie, żebyście byli braćmi.

– Mówiłem o tobie – odbił, uśmiechając się pod nosem. – Jeśli tobie się podoba, to mu to powiedz. Nie musisz eliminować konkurencji.

Zdawać by się mogło, że kącik ust Gabriela nieco drgnął. Złudzenie uśmiechu. Lubił gry słowne.

– Patrzcie go, pyskaty – prychnęła. – Dlaczego chcesz być łowcą? Skrycie nienawidzisz Umiejętnych?

– Chorujesz na paranoję? – spytał, unosząc na nią twarz. Popatrzyła na niego z rosnącą złością.

– Dla wszystkich jesteś taki wredny czy tylko dla nas?

– Spytaj tych, którzy nazywają mnie dupkiem. Powiedzą ci.

– Cokolwiek planujecie z tatusiem, nie uda się wam.

W tej chwili Gabriel poczuł się zobowiązany do wtrącenia. Zamknął nawet książkę, aby dobitnie skarcić siostrę za przeszkadzanie im w pracy. Dla niej może i była to przerwa śniadaniowa, ale dla nich kolejny ciężki czas w dniu, jej obecność nie była im do niczego potrzebna.

– W takim razie obserwuj mojego tatusia, a nie suszysz mi głowę przy projekcie.

– Hazel, idź już.

Zamknęła usta, chociaż chciała coś odpyskować swojemu rówieśnikowi. Popatrzyła na brata ze zdradą w oczach, ale ten się tym nie przejął. Wszak obiecali sobie z blondynem, że nie będą oceniać siebie przez pryzmat rodzin, prawda? Hazel nie składała takich obietnic, ale tego było za wiele. Nawet dla niego, który wolał się nie wtrącać w sprzeczki innych. Jeszcze doszłoby do nieszczęścia i dostałby za to naganę, a za naganę karę od ojca. Zbyt wielka drabinka zdarzeń, aby chcieć do niej doprowadzić.

Lost energy//bxb//✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz