Tom II ~ Rozdział 20

440 43 19
                                    

Zajechali najpierw pod ośrodek badań Higginsa, gdzie w izolacji pozostawał Luther Wilkerson. Gabriel ucieszył się, że nikt nie znał nowego auta Arrowa, dzięki czemu przejechali przez miasto bocznymi drogami bez większego zwracania na siebie uwagi. Ubrali też przeciwsłoneczne okulary, co z powodu rażącego słońca było zrozumiałe. Komplikacje pojawiły się dopiero przy bramie, gdzie ochroniarze musieli ich obu wylegitymować. Na widok Arrowa Beckera zrobili się podejrzliwi, wtedy podał im telefon z połączeniem do Cole'a, który wszystko wyjaśnił i tak zdołali wjechać bez dalszej inspekcji pod ośrodek.

Kierowca zgasił silnik i oparł się wygodnie na siedzeniu, czekając, aż Gabriel wyjdzie i załatwi swoje sprawy. Planował go wszak zawieźć do brata i osobiście upewnić się, że wszystko będzie w porządku. Wtem Gabriel chwycił go za udo, aż ten drgnął. Ręki jednak nie cofnął.

– Pójdź ze mną.

– S-Słucham? – wydukał, unosząc okulary na czubek głowy. – To chyba kiepski pomysł.

– Dlaczego? – Teraz to Gabriel zdjął swoje okulary i zaczepił o koszulkę pod szyją. – Ojciec i tak wie, za co dostałem od matki i dlaczego wyniosłem się z domu. Na pewno też wytknęła mu, że pieprzę się z potomkiem Beckera. – Zacisnął palce znacząco na nodze chłopaka. – Chcę mu pokazać w ten sposób, że nie żałuję wolności. Jeśli jednak to dla ciebie za dużo...

Arrow zamyślił się przez chwilę, patrząc na masywną budowlę przed nimi. Sam już nie posiadał rodziny, w zasadzie nigdy nie przypuszczał, że mogło ją spotkać coś gorszego niż zdrada i nieślubne dziecko ojca. Gabriel pokłócił się z rodziną i niejako Arrow był iskrą zapalną, dlatego, jeśli istniał cień szansy na naprawę tego, co mógł stracić, wolał mu pomóc. Skinął więc głową i już chwytał za klamkę, drugą dłonią zsuwając okulary.

– Lepiej, żeby nie widzieli potomka Beckera w tym miejscu. Chodźmy.

Wysiedli i poszli bez zbędnego balastu do wejścia ośrodka. Tutaj także ochrona ich zatrzymała, ale Cole musiał już obdzwonić odpowiednich ludzi, ponieważ teraz każdy tylko usłyszał ich godność, a od razu kiwali i przepuszczali dalej. Powinni przejść rewizje, o czym Gabriel wspomniał mimochodem, ale Cole musiał użyć silnego argumentu, skoro nikt nie przeszukiwał ich kieszeni. Szli korytarzami pod ciekawskimi spojrzeniami, jechali windami, odpowiadali na pytania, aż stanęli przed oszklonymi drzwiami, gdzie napisane było „izolacja; wstęp za pośrednictwem personelu". Spojrzeli sobie w oczy z niemym pytaniem, aż w końcu Gabriel użył dzwonka na ścianie i po paru chwilach dostrzegli po drugiej stronie wezwanego lekarza. Wyglądał na głęboko znudzonego – tudzież zmęczonego – gdy otwierał im drzwi i patrzył po ich twarzach jak po kolejnej przedszkolnej wycieczce. Westchnął zniecierpliwiony.

– Wilkerson? – spytał.

– Zgadza się. Przyszedłem do ojca.

– Nie uprzedzaliśmy go, przypuszczając, że jednak zrezygnujesz z wizyty – ostrzegł, wpuszczając ich na korytarz. Gabriel znał procedury lepiej, niż mógłby kto przypuszczać. Jemu też składano bardziej niezapowiedziane wizyty, a to tylko dlatego, aby pacjentów dodatkowo nie stresować. – Będzie zaskoczony.

– Jak on się ma? – dopytywał, idąc za lekarzem.

– Stabilnie, ale uparty z niego mężczyzna i woli robić sobie krzywdę, niż unieść krzesło i wybić szyby. – Gdyby były jeszcze do wybicia, pomyślał Gabriel. – Pod skórą buzuje, chociaż i tak jest lepiej, niż było. W oczach czai się Szaleństwo, ale poza tym postawą okazuje względny spokój. Prosiłbym jednak – zaznaczył, zatrzymując się przy drzwiach i patrząc po twarzach małolatów – aby nie poruszać przy nim żadnych drażliwych tematów. Dyrektor Higgins zapewniał, że wizyta jego syna będzie lekiem, ponieważ to o niego się najbardziej martwił i się z tym zgodzę, jednak jedno źle dobrane słowo, a może dojść do rękoczynów. Z tego, co wiem, jesteś Zwykłym?

Lost energy//bxb//✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz