Tom I ~ Rozdział 26

408 49 36
                                    

Arrow miał trudności z oddychaniem. Przeczuwał, że to atak paniki wymieszany z cieczą, która namieszała mu porządnie w głowie. Słyszał więcej, widział wyraźniej, czuł intensywniej i, przede wszystkim, zyskał siłę, która go przerażała.

Postawił się ojcu i to na oczach tak ważnych dla nich obu ludzi. Nie było wątpliwości, że ojciec naprawdę go zabije. Dałby mu wszystko, o co mógłby poprosić, a tymczasem stoczył się na dno, gdzie czekało tylko cierpienie.

Nie żałował samego ratunku Gabriela, naprawdę nie chciał mieć go na sumieniu z powodu ojca. Nie chciał, aby Trójca znów patrzyła na niego jako kopię wroga, który odebrał im bliskich. Jeśli musiał zginąć, w porządku, w takiej walce to nawet chwalebne. Chyba. Chciał się jakoś pocieszać, bo jeśli by przestał, udusiłby się własnym powietrzem, które coraz trudniej wdychał.

– Odsuń się, Gabriel – rozkazał Cole, padając na kolana przy skulonym Arrowie.

Chłopak klęczał, ale zwinął się w taką agonalną pozycję, że czołem dotykał ciemnego panelu podłogi. Zagrywał sobie dłońmi głowę, dusił się.

– Gabriel, daj mu pracować – polecał Owen, ale nie miał dość odwagi, żeby odciągać chłopaka.

Ten zrobił dostatecznie wiele miejsca – czyli wcale nie – aby Cole mógł widzieć poszkodowanego i nawet go dotknąć.

– Arrow, wiem, że to może być trudne, ale musisz dać się doprowadzić do sali. Muszę sprawdzić stan skażenia.

– Podejrzewasz, że jest przeładowany? – dociekał Owen.

– Nie dałem mu tyle energii, żeby do tego doprowadzić. Gabriel również wątpię, aby mu ją przekazywał, skoro wszyscy widzieliśmy jego oczy, gdy wchodził do salonu. – Uniósł wzrok na Luthera. – To oznacza, że James mu ją zaimplikował. Teraz sam już nie wiem, czy chciał go zabić, bo przeczuwał taki przebieg zdarzeń, czy nie zdawał sobie sprawy, że jego syn już dostał energię. – Wrócił do Arrowa, który zacharczał i zaczął pokrzykiwać. – Pomożemy ci. Musisz wstać.

– Zam...

– Co on mówi? – spytał skonsternowany Owen.

– Nieważne. Gabriel, podnieś go i zanieś do łóżka – zadecydował Cole, a Gabriel wewnętrznie poczuł falę gorąca. Wyjątkowo te słowa na niego podziałały, chociaż chodziło o ratowanie życia, a nie miłosne podboje. Opanował się szybko.

Uniósł Arrowa, jakby ten nic nie ważył – poniekąd tak było, Umiejętni mieli większą skalę ciężkości niż Zwykli – i mimo protestów i krzyków niósł go do szpitalnej sali.

Ciało Two zostało sprzątnięcie profesjonalnie, a brak krwi, która nie towarzyszyła skręceniu karku, ułatwił Czyścicielom robotę. Dosłownie wyczyścili miejsce zbrodni, aby teraz żaden z wchodzących nie zauważył różnicy.

Arrow wylądował na swoim łóżku, wciąż wijąc się niemiłosiernie. Sapał, biegał wzrokiem i prężył się, aby za chwilę kulić. Gabriel z niechęcią odkrył, że oczy Arrowa wciąż są czarne jak atrament. Widział coś takiego tylko u osób naćpanych. Przytrzymał go za łokieć, dociskając do materaca. Drugą dłoń położył na ramieniu i również dociskał. Po drugiej stronie łóżka Cole już pobierał krew, co nie było łatwym zadaniem, ale najwidoczniej miał o tym większe pojęcie, niż Gabriel sądził. Kątem oka odkrył, że przy drzwiach stał Leon i zaczynał wypytywać stojących obok siebie Owena i Luthera.

– Gdzie byliście? – pytał Chandler z nutą złości.

– Zamknęli nas w pokojach – odparła Polly, nie wychylając się, więc Gabriel ją jedynie słyszał. – Czyściciele nie chcieli nas wypuścić. Co tu się dzieje?

Lost energy//bxb//✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz