Tom I ~ Rozdział 13

435 51 82
                                    

Sobotni poranek w domu Arrowa zapowiadał się pracowicie. Przegrzebał swoje rzeczy i tym razem miał pewność, że nie znajdzie nic, w czym mógłby się pokazać na balu w akademii. Dlatego właśnie uwielbiał mundurki – miał o połowę zmartwień mniej każdego ranka. Teraz klął jak szewc, gdy bluzka okazała się znoszona, a spodnie miały przetarcia między nogami. I to nie miało nic wspólnego z nowoczesną modą, na którą mógłby się powołać. A buty? Buty miał tylko sportowe i jedne od garnituru, które chyba też lata świetności miały za sobą, bo wyglądały na pomarszczone i stare. Jakby to nie wystarczyło jako argument, to po przymierzeniu okazały się za małe.

Rzucił butem w rozklekotaną szafę, która na szczęście na niego nie runęła w odwecie.

– Ty wiesz, że ostatni raz widziałam cię w nich, jak miałeś dwanaście lat, nie? – spytała Betsy, opierając się o futrynę z wyśmiewającym wyrazem twarzy.

– Pierdol się.

– Wreszcie rozmowa na poziomie. – Podeszła do niego, depcząc po niekontrolowanym bałaganie z ubrań. – Randka? Mam nadzieje, że nie z tą siksą Hazel. Widać, co robi z pizdą.

– Jesteś obrzydliwa – powtórzył mantrę, za którą dostał szerszy uśmiech. – Chcesz pokpić? To kpij. Mam pomóc dziś mamie w sprzątaniu, jakimś cudem znaleźć forsę na ciuchy i czas, żeby w ogóle jeździć po sklepach. Kurwa, kto wymyślił luźne stroje! Powinni kazać włożyć nam garnitur!

– Garnitur jest droższy – stwierdziła.

Posłał jej z dołu najbardziej złowrogie spojrzenie, na jakie mógł sobie pozwolić w tej pozie. Betsy nie zdawała się tym przejmować, wszak była jedynie z nim szczera. Wiedziała też, jak ważna jest ta impreza i że pośród bałaganu nie znajdzie nawet gaci, które pasowałyby stylem do klasy. Nie żeby Arrow w jej mniemaniu miał jakikolwiek styl, a żeby się jeszcze do wyższej klasy wpasowywał to niemożliwe. Tak bardzo nie interesował się nowościami, że już patrzeć nie mogła na spraną pościel, którą uparcie wciąż zakładał. O tym, że skarpetki wyrzucał dopiero po pojawieniu się dużej dziury, wolała nie myśleć, bo wpadała w szał.

Arrow nie był biedny. Dostawał kieszonkowe od mamy i to różnej wielkości w przeciwieństwie do Betsy, która swoje przychody generowała tylko ciężką pracą dorywczą. Chomikował każdy cent, aby przypadkiem bez sensu go nie wydać. Jeśli bezsensem było dla niego kilka par nowych skarpet, to miała zamiar umoczyć mu głowę w klozecie.

– Pojadę z tobą do centrum – zakomunikowała, siląc się na spokój. – Pomóż matce i jedziemy.

– Przegapiłaś ważny punkt – zauważył, wstając i zrzucając z siebie szarą koszulkę. – Nie mam kasy. A żeby kupować w centrum, musiałbym mieć tysiące dolarów. Mam co najwyżej kilkadziesiąt.

– Kilkaset – poprawiła go.

– Chyba lepiej wiem, ile mam.

– Chyba lepiej wiem, ile tracisz.

– Ty mi w rzeczach grzebałaś – oznajmił, mrużąc na nią powieki. – Grzebałaś!

– Ktoś musi panować nad twoimi wydatkami, co się pultasz bez sensu?

– Betsy! – krzyknął, gdy ona wychodziła z pokoju, mając go totalnie gdzieś. – Ty...!

Wychyliła głowę, uśmiechając się zachęcająco do brata, ale gdy ten nie miał zamiaru dopowiadać, poczuła rozczarowanie.

– Liczyłam na siarczystą kurwę.

– Pierdol się! – powtórzył.

– Przestańcie się drzeć i chodźcie sprzątać! – zawołała złowrogo Pearl z parteru. – Albo sama tam wejdę i zrobię bałagan w waszych pokojach!

Lost energy//bxb//✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz