Tom I ~ Rozdział 4

623 57 68
                                    

Akademia przestała sprawiać wrażenie więzienia, a chłopak nawet zaczął czuć się w niej jak w drugim domu. Tym ciekawszym od matki histeryczki, siostry nieudacznika i wiecznie nieobecnego ojca. Jedne, czego miał dość już pierwszego dnia, to wszechobecne spojrzenia i szepty na jego temat. Znalazło się kilku śmiałków, co to podeszło do niego otwarcie i zagadywało na temat szczęścia w posiadaniu opiekuna tak wysokiej klasy. Starał się – naprawdę – być miłym dla każdego, ale przy czwartej osobie otwarcie powiedział:

– Świetnie, że zazdrościsz, ale mnie to nie obchodzi.

Tak w ciągu dosłownie jednej dziesięciominutowej przerwy rozeszła się plotka, jakoby podopieczny Gabriela Wilkersona był niesłychanym gburem. Ale i to nie ostudziło zapału drugiej części uczniów, którzy podchodzili do niego i przybijali z nim piątki, jakby był „ponad Umiejętnych", co w luźnym tłumaczeniu oznaczało, że nie miał „kiślu w gaciach na samą wzmiankę o Świętej Trójcy".

Na długiej przerwie padł wyczerpany na ławkę w szatni, gdzie liczył na dwadzieścia minut ciszy i spokoju. Nie dostał go.

– Chłopie, ale furorę robisz.

Pochylał się nad swoimi kolanami, więc uniósł głowę na słowa rozbawionego Edgara. Jakoś tak się stało, że przez ponad trzy godziny go nie widział, a przecież byli na tym samym kierunku. Może po prostu nie miał kiedy zauważyć przez wianuszek kobiet i mężczyzn wokół siebie.

– Błagam, litości.

– Zaczepiali cię tak samo, gdy łaziłeś przed zajęciami z Wilkersonem?

– Nie. Tylko patrzyli jak sroki w gnat.

Edgar parsknął i usiadł obok nowego przyjaciela. Wyciągnął nogi przed siebie, zanim powiedział:

– Łaź za nim, niech będzie twoją obstawą. Przecież to jego wina, nie?

Z chęcią by to zrobił, gdyby nie miał ludzi dość. Gabriel nie objawiał się jako szczyt towarzystwa, nie tak jak Edgar. Zdecydowanie byli od siebie różni.

Opiekun oprowadził go od szatni do sal, nawet zaprowadził do sekretariatu, aby mógł odebrać swój tablet do pracy na zajęciach, o czym Carol wcześniej mu słowem nie wspomniała. I tak oto Gabriel się ulotnił, bo przyszedł czas na zajęcia. Nawet nie wymienili się numerami telefonów i, szczerze mówiąc, Becker wątpił, aby jego partner chciał w ogóle to robić. Na jego nieszczęście, Arrow Becker był z krwi swego ojca zrodzony, więc upartość również odziedziczył po nim. Mężczyzna dobitnie nauczył go od maleńkości co to posłuszeństwo, co to siła własnego zdania i karania innych, gdy się z nim nie godzą. Co prawda Arrow nie miał zamiaru Gabriela zamykać w piwnicy, ale zdecydowanie nie chciał dać mu o sobie zapomnieć. Cały rok musieli nauczyć się współpracować, aby ich ocena końcowa z zajęć była bardziej niż zadowalająca.

Arrow Becker nigdy nie pozwolił sobie spocząć na laurach, a porażki traktował jak lekcje od życia.

– Swoją drogą, czemu nie jesteś na stołówce? – spytał po długiej ciszy.

– Panna Verity, gdybyś zapomniał, to też córka Trójcy. Nie tylko za tobą łażą hieny.

Parsknął śmiechem, bo to określenie idealnie pasowało do ludzi, którzy chcieli już pierwszego dnia zdobyć czyjeś uznanie lub wywrzeć podziw.

– Mogę zadać prywatne pytanie? – Edgar spojrzał na niego z zaciekawieniem, dlatego blondyn sam przyjął luźniejszą postawę i oparł się o oparcie jak jego towarzysz. – Jak twoi rodzice podeszli do sprawy łowców? Popierają cię?

– Matka umarła przy porodzie, a stary pracował jako łowca, teraz jest księgowym, więc można powiedzieć, że ma w to wylane. Przejąłby się, gdyby czesne szło z jego kieszeni, ale sam wiesz, jak jest. Zielone światło oznacza, że wszystkie koszta idą z podatków.

Lost energy//bxb//✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz