Tom III ~ Rozdział 9

285 29 26
                                    

Verity Chandler obudziła się ze śpiączki, ale popadła w apatię.

Gabriel nie mógł jej odwiedzić, odradzał mu to sam Jacob, który znów wymownie próbował dać mu do zrozumienia, że beznadziejny z niego przyjaciel. Bo co? Bo odwiedzał Verity za mało? Czymkolwiek sobie na to zasłużył, miał w poważaniu opinię Jacoba. Sam porzucił ich na lata. Porzucił Gabriela. Na szczęście Jacob nic już dla niego nie znaczył, ponieważ liczył się jedynie Arrow. A tego stan psychiczny był dość zachwiany. Do oporu próbował skontaktować się z Edgarem, powtarzając, że wierzy w jego niewinność. Nikomu prócz najbliższych nie wyjawił nikłej konwersacji z nim. Gabriel jednak wiedział, że w głowie Cole'a przetoczyło się krótkie „załamie się, gdy pozna prawdę". Zgadzał się z nim. Dlatego właśnie po uśmierceniu Willa i Caroline siedział przy nim częściej. Co i tak zostało ograniczone przez dostanie pracy dorywczej w antykwariacie u przemiłego staruszka. Musiał uważać także na siebie, chociaż był Umiejętnym, to grupa przestępcza udowodniła, że rasa dla nich nie gra roli. Każdy mógł paść ich ofiarą w następnej kolejności, choć wierząc Edgarowi, to Arrow był następny.

Uparty osioł się nie bał.

Na szczęście ceremonię pogrzebową doglądało wielu Łowców Chandlera oraz Czyścicieli Beckera. Tragedia dosięgła rządzących, więc nic dziwnego, że te dwa nazwiska połączyły się w tym szczególnym dniu.

Niestety, tylko na papierze.

Gabriel przyjechał na cmentarz z Arrowem i Eve. Verity przyjechała z ojcem – Jacob został w domu z wiadomych przyczyn. Spotkali się jednak dopiero przy składaniu kondolencji. Verity ledwo dostrzegła Arrowa, a w oczach wybuchła jej czysta furia. Rzuciła się do przodu i gdyby nie reakcja Gabriela, zapewne zrobiłaby coś, czego potem by żałowała. Owen wraz z Eve stali przy innych, dlatego nie przypuszczali, co mogło dziać się na uboczu alei.

– Nie wierzyłam im! – warknęła, czym przykuła uwagę Umiejętnych. – Wierzyłam w twoją niewinność! Zabiłeś ich!

– Co ty wygadujesz, V? – potrząsnął nią Gabriel, ale ona w amoku patrzyła jedynie na Arrowa pełnego żalu.

– Zabierasz nam wszystko, niszczysz wszystko! Pozbawiasz nas rodzin! Jesteś potworem jak twój ojciec, niczym się nie różnicie! Na swoich rękach masz krew wszystkich, którzy zginęli!

– Verity! – wrzasnął Gabriel, zduszając ją mocniej. Wreszcie się zatrzymała i spojrzała na niego niemal z góry. Widział, że pogardą pała także do niego.

– Jak możesz? – powiedziała ciszej. – Jak możesz nas zdradzać? Jak możesz być tak zaślepiony?

– Kochanie, uspokój się. – Owen zaszedł ich cicho, dotykając ramienia córki od tyłu, przez co ta drgnęła. Wiedział, że robienie scen na tak publicznym wydarzeniu tylko dolałoby oliwy do ognia w mediach. Musiał zachować spokój, wszyscy musieli. – Proszę cię. Zrób to dla mnie.

– Tato... oni... – zachlipała, a on wziął ją w ramiona. Gabriel odpuścił i cofnął się o krok, stając przy Arrowie.

– Już dobrze, mamy siebie – szeptał kojąco, głaszcząc ją po głowie. – Nie zabiorą nam siebie.

Owen obdarzył Gabriela spojrzeniem, za którym kryła się cicha prośba. Skinął głową, chwycił dłoń Arrowa i oddalił się z nim. Nie zabronił im złożyć hołdu zmarłym, jednak Verity wymagała specjalnej troski w tym ciężkim czasie, a widok tej dwójki działał na nią pobudzająco. Owen za wszystkich sił pragnął oszczędzić jej kolejnego zastrzyku trucizny.

Oddalili się w pobliże parkingu, gdzie planowali zaczekać na bliskich. Przypuszczali, że wrócą do mieszkania sami, jednak nie ustalili godziny powrotu, a dzwonienie w tej chwili wydawało się... cóż, nie na miejscu.

Lost energy//bxb//✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz