Tom II ~ Rozdział 10

357 42 103
                                    

Podczas gdy w jednej części Los Angeles jedni świętowali urodziny, August Tremblay jak co noc patrolował okolicę domu Beckerów. Zaczynał być tym potwornie znużony, ale wiedział też, że długo nie zajmie Axelowi wyjście na wolność. Severin zapewniał, że James miał obecnie ważniejsze rzeczy na głowie niż szukanie nowego powodu do przedłużenia wyroku osadzenia syna. Chciał mu wierzyć, chciał, aby wszystko w końcu zaczęło się układać.

Wybiła czwarta nad ranem, a to godzina końca warty. Za kolejne dwie godziny miało wstać słońce i w tym czasie August nie mógł być zauważony w przyczaice. Czwarta to dobra godzina i prawie nikomu nie przychodziło do głowy, aby wstawać tak wcześnie. Uznał, że warta zakończona i mógł wrócić do domu się przespać.

Kolejna nudna i spokojna noc, tym lepiej.

Dziesięć minut później Arrowa coś zbudziło. W pierwszej chwili nie rozpoznał rabanu, ale wyraźnie wybudził on go z głębokiego snu do tego stopnia, że powtórzenie hałasu poderwało mu głowę, która nieznośnie pulsowała bólem. Chwycił się za nią i rozejrzał po pokoju. Wciąż było ciemno, a to oznaczało, że albo była późna noc, albo bardzo wczesny ranek. Sięgnął telefon i odkrył, że było trochę po czwartej.

Hałas tłuczonego szkła zmusił go do wypadnięcia z łóżka na równe nogi. Świat zawirował mu przed oczyma, więc pochwycił się za głowę i z telefonem w drugiej ruszył do drzwi. Otworzył je i wszedł bez pukania do pokoju Betsy, żeby ją obudzić lub po prostu sprawdzić, czy to nie u niej. Tylko że jej pokój stał pusty, a on powoli zaczynał sobie przypominać, że siostra miała spać na parterze. Albo mu się to przyśniło. Bez znaczenia, bo hałas go na tyle zaniepokoił, że nawet z ciężkim kacem zaczął schodzić na parter. W domu panował mrok, co mówiło mu, że nikt z domowników raczej sobie śniadanka nie szykował. A może jednak to mama lub Betsy nie mogła spać i chciała po ciemku się czegoś napić? Nie łączył dość dobrze myśli, bo te wciąż były ospałe, a ból głowy nie pomagał mu w rozbudzeniu.

Poszukał włącznika dłonią u podnóża schodów, ale światło nie zadziałało. Dla pewności przełączył dwukrotnie, ale lampa sufitowa dalej nie dawała oznak zasilania. Syknął pod nosem. Postanowił skorzystać z latarki w telefonie, a gdy zimny promień oświetlił salon przed nim, serce zabiło mu szybciej. Wszystko było porozrzucane, porozbijane lub po prostu poszarpane, jakby przez pomieszczenie przeszło stado dzikich zwierząt.

Nie, nie zwierząt.

Szaleńców.

Chciał pobiec do swojego pokoju po sztylet, który ukrywał pod materacem łóżka, ale nim w ogóle zdążył się odwrócić na pięcie, już poczuł silny uścisk na karku. Uderzył z impetem w futrynę, gdy napastnik rzucił nim jak zabawką. Przypomniał sobie wszystkie doznania z walk i swoje spotkania ze śmiercią. Nie chciał umierać, ale jeszcze bardziej przytłaczała go myśl, że Betsy nie było w pokoju. Nie zostawiłaby go. Obudziłaby i uciekliby razem. Nie zostawiłaby go.

– Betsy! – krzyknął, choć przypominało to bardziej jęknięcie. – Betsy!

Martwił się bardziej o nią niż o siebie, chociaż napastnik znów natarł i tym razem mierzył do niego pięścią. Telefon upadł już wcześniej ekranem do podłogi, więc Arrow miał większą widoczność i zdołał dać nura. Tam, gdzie chwilę wcześniej była jego głowa, teraz znajdowała się pięść i osypujący się tynk. Tego żadna energia Umiejętnego by nie wyleczyła. Tym razem ani Gabriel nie przyjdzie mu z pomocą, ani obcy łowca. Nikt nie wiedział, że w ich domu hasał Szaleniec.

Tato, ratuj nas.

Arrow mierzył siły na zamiary, był racjonalistą i wiedział, że bez broni i z zerową gotowością bojową nie byłby w stanie nawet dotknąć Umiejętnego. Widział przegraną i, wszyscy święci jego świadkami, wolał umrzeć ze świadomością, że Betsy uciekła. Tylko że w to nie wierzył.

Lost energy//bxb//✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz