Tom II ~ Rozdział 15

360 43 20
                                    

Cole jeszcze wtorkowego popołudnia zajechał z Lutherem do Gabriela. Eleonora nie kryła zmartwienia stanem zdrowia syna, podobnie jak Leon, który wprowadził ojca i wuja na piętro. Przed pokojem brata życzył Cole'owi powodzenia i większej uwagi. Mężczyzna jeszcze ocenił ramię Leona, czy aby na pewno dobrze się zrosło, skoro niechętnie je unosił.

Wszedł następnie do sypialni Gabriela po ówczesnym zapukaniu. Nie otrzymał zaproszenia, ale nawet nie liczył na to. Dostatecznie znał chorobę chłopaka, aby wiedzieć, że nie zawsze zdobywał siły na bycie miłym. Tak jak miało to miejsce i tym razem. Okna były zasłonięte, tworząc półmrok. Cole dzięki wyostrzonemu wzrokowi dostrzegł Gabriela siedzącego na podłodze i opierającego się plecami o bok łóżka. Patrzył w stronę okna, chociaż było ono zasłonięte całkowicie. Nie chodziło więc o widok, o faktyczne patrzenie na cel, a utkwienie wzroku w czymkolwiek. Wyciszał się, odcinał od potencjalnego powodu wściekłości.

– Gabrielu, to ja – odezwał się cicho Cole, aby nie pobudzać chłopaka. Został zignorowany. Podszedł powolnym krokiem bliżej. – Przynoszę wieści od Arrowa.

Gabriel w ułamku sekundy przekręcił i uniósł głowę na Cole'a, który nieco się wzdrygnął. Kucnął w bezpiecznej odległości od niego i uśmiechnął przyjacielsko. Wszyscy mieli rację, Arrow był kluczem od samego początku.

– Czy chcesz, żebym mówił, czy jednak wolisz załatwić to za jakiś czas z nim? Uszanuję twoją wolę.

Z namysłem Gabriel rozejrzał się na boki, aż uniósł wzrok do oczu Cole'a i usiadł po turecku, co niejako miało zasygnalizować, że nie był bojowo nastawiony. Chciał posłuchać i było to pocieszające.

– Zapewne zmartwiłeś się nagłym zachowaniem Arrowa, ale będę trochę adwokatem diabła i powiem, że on jest chory, Gabrielu.

– Chory – powtórzył ochrypnięty.

– Tak – przyznał, wiedząc, że rozum chłopaka pracował na większych obrotach niż zwykle. W głowie musiał panować chaos głosów. – Musisz zrozumieć, że był zaatakowany przez Szaleńców i stracił rodzinę. Nieoczekiwane spotkanie na cmentarzu przywołało złe wspomnienia, ale zaręczam ci, że nie jesteś za to odpowiedzialny. Musi przepracować swoje lęki i wróci do nas silniejszy.

Gabriel pokręcił głową i się zaśmiał. Coś w tym geście kazało wierzyć, że stan chłopaka wcale nie był aż tak poważny, jak malował go Leon. Cole pragnął wpuścić więcej światła do sypialni, aby samemu się przekonać.

– Zabijamy siebie nawzajem, ironia, nie? – sarknął ochryple, znów się śmiejąc. Opadł głową na materac łóżka, wpatrując w sufit. – Gdy on ode mnie odskakuje i zanosi się płaczem, cierpię wraz z nim. Gdy nie ma go przy mnie, martwię się, że znów ściąga na siebie problemy, a ja jako jego opiekun nie mogę mu pomóc. Jednego dnia czuję, że możemy zburzyć cały świat u podstaw, zatrząś ziemią. Następnego zwijam się z bólu, bo nikt nie rani mnie jak on. To działa w obie strony i wiem o tym. Ja ranię go równie mocno.

– Pięknie mówisz – przyznał Cole, samemu siadając na podłodze. Odsunął swoją aktówkę na bok. – Luther zaczyna wierzyć, że wasze rodziny są skazane na nienawiść.

– Nieprawda – wtrącił hardo. – Nie nienawidzę go. Nigdy go nie nienawidziłem. On mnie też.

– Czyli rozumieć mam, że wcale nie jesteś na niego zły?

Spojrzał na wuja z nieskrywanym szokiem. Wszystko wskazywało na to, że stan Gabriela wcale nie miał podstaw w zdarzeniu minionego dnia. W takim razie Cole nie rozumiał nagłego zachorowania.

– Byłem zraniony – przyznał w końcu. – Nikt nie chce widzieć, jak osoba, którą się kocha, od nas ucieka. Czy to sprawia, że mam się poddać? Nie chcę. – Pochylił się w stronę wuja. – Ciocia Eve przepowiedziała mi, że mogę wreszcie zburzyć to, co jest fałszywe w moim życiu. Przepowiedziała mi osobę, która mi w tym pomoże. Kilka osób. Kto powiedział, że zmiany przychodzą łatwo? Kto powiedział, że niczego się od ciebie nie oczekuje? Arrow jest chory? Wiem, ja też. Obiecałem mu, że na niego zaczekam i zrobię to. Mam dość zakłamania.

Lost energy//bxb//✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz