Tom II ~ Rozdział 17

399 42 26
                                    

Od rana Eve spędzała czas produktywnie z Arrowem. Od kiedy ich wspólne wyjścia do jej pracy stały się zwieńczeniem dnia, w Arrowie zapłonęła chęć do życia. Częściej zaczynał rozmowy z własnej inicjatywy, często wypytywał kobietę o jej dotychczasowe życie. Imponowała mu na każdej płaszczyźnie. Różniła się od jego własnej mamy czy siostry, w zasadzie to jeszcze nigdy nie poznał takiej kobiety jak ona. Ładnie się ubierała, chociaż nie w drogie rzeczy; nie miała problemu z brudzeniem sobie rąk fizyczną pracą; pomagała potrzebującym. Wydawała mu się leśnym elfem, który kroczył wśród zielonej trawy z rozpuszczonymi włosami i pobudzał przyrodę do życia, gwarantując bezpieczeństwo. Jeszcze ten jej głos, który umiejętnie wykorzystywała do śpiewu i wprowadzania słuchaczy w dany nastrój.

Arrow nawykł już do jej usposobienia i nawet chętnie podjął się próby nauczenia gry na instrumencie. To pierwsza zdrowa chęć, jaką odczuł od tygodni. Tu, u Eve, nic go nie pospieszało ani na niego nie naciskało. Mógł na chwile pozwolić sobie rozleniwić i zapomnieć o chaosie panującym w życiu.

Wciskał klawisze fortepianu, przywołując w pamięci obraz grającej cioci. Jego gra – o ile w ogóle można było tak o tym mówić – w niczym nie przypominała jej gry, ale chociaż próbował. Kobieta podeszła do niego, aby udzielić kilku rad – najchętniej przyjąłby wielogodzinny plan zajęć. Cały czas słyszała nuty, gdy krzątała się po domu i, mogło się zdawać, nie robiła nic szczególnego. W końcu chłopak nie wytrzymał i poprosił ją o zagranie. Ucieszyło ją to. Zrobił jej miejsce na ławeczce i z podziwem obserwował smukłe palce na klawiszach. Raz tu, raz tam. Raz biały, raz czarny. Prawa dłoń, lewa dłoń. Potem on dostał szanse zagrania i zrobił to, zagrał niemal identycznie jak ona z kilkoma mniejszymi gafami. Mimo iż nie zdawał sobie z ich istnienia sprawy – słuchu muzycznego najwidoczniej nie posiadał – Eve uśmiechnęła się z rozczuleniem i poprosiła go o zagranie na dwie dłonie. Wyczyn jakich mało! Tutaj nawet Arrow dostrzegł obrzydliwy dźwięk, jaki wychodził spod jego repertuaru. Eve wybuchła śmiechem.

– Doprawdy, jesteś jak Cole – skomentowała radośnie, obejmując go ramieniem na plecach. – On kompletnie się nie zna na muzyce. Na naszym ślubie podeptał mnie prawie trzykrotnie. Chciałam zrezygnować z pierwszego tańca, ale uparł się, że raz w życiu da radę.

– Co to ma do mnie i fortepianu? – spytał urażony.

– Nie macie pojęcia, jak melodia powinna brzmieć, aby była poprawna. Jak wam zagra, tak wam leci. Kompletni z was wzrokowcy.

– Nie uważam, aby wzrokowiec był gorszy od słuchowca. Poza tym nauczę się tego! Zobaczysz, jeszcze ci to zagram poprawnie!

– Nigdy w to nie wątpiłam, kochany – powiedziała szczerze, opierając na jego ramieniu głowę.

Zapanowała między nimi komfortowa cisza, jakiej było wiele. Czerpał z jej miłości do świata energię, a ona bezceremonialnie mu ją udostępniała. Leniwie wodził palcami prawej dłoni po klawiszach, mając ją po swojej lewej. Idealnie prezentowały się przed nim sygnety rodzeństwa, ale wreszcie nie czuł ich przytłaczającego ciężaru. Zaczynał powoli wierzyć, że Betsy zaznała spokoju. Axel natomiast już nie był jego przewodnikiem, wcale go nie potrzebował. Gdy odwracał się, dostrzegał wielu ludzi, Umiejętnych zwłaszcza, którzy byli skorzy mu pomóc przy upadku. Dzięki Cole'owi oraz Eve nabrał świeżego powietrza w płuca i wiedział, że podoła wyzwaniom, jakie świat mu stawiał na drodze. Jeśli by się poddał, nigdy nie dostrzegłby sensu śmierci wszystkich tych, którzy zmarli. Betsy walczyła o jego marzenia, a matka mimo wszystko go kochała i chroniła. Śmierć nigdy nie spała, a jej oddech ciągle czuł na karku. Wiedział, że gdzieś tam istnieje data końca, ponieważ jako jeden z nielicznych umknął spod kosy już dwukrotnie.

Lost energy//bxb//✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz