Tom III ~ Rozdział 28

194 25 2
                                    

W końcu Owen się uspokoił, otarł oczy i popatrzył na dawnego ucznia pogodnie. Przechylił głowę, dalej dostrzegając w nim cień strachu, wściekłości i chęci doskoku do krtani.

– Czy to znaczy, że wszystko było dla ciebie grą? Wpuściłeś tu ich celowo?

– Słuchałeś mnie jednym uchem czy co? – spytał, poważniejąc. – Jestem wściekły, że zatrudnieni przeze mnie ludzie dopuścili do tej sytuacji. Chyba błędnie masz mnie za jakiegoś jasnowidza i intryganta. Usiądź, pogadajmy.

Arrow pozwolił sobie na opanowanie emocji i wysłuchanie dyrektora do końca. Chciał w końcu odkryć wszystkie karty, bo miał wrażenie, że z każdym kolejnym graczem tajemnic przybywało, a nie ubywało. Oczywiście źródło, gdyby już wybiło informacjami, byłoby najbardziej wiarygodne. Jednak James Becker prędzej by wysechł, niż wyjawił całą prawdę.

– Kłamałeś w kwestii Jamesa? – spytał, ledwo zajmując miejsce naprzeciwko siedzącego już Owena. Ten rozparł się wygodnie na siedzeniu ze splecionymi dłońmi.

– Nie. Naprawdę to się wydarzyło. Przyznam, że budowałem napięcie, bo robiłeś zabawną minę. Przepraszam. Naprawdę nie znoszę twojego ojca ze wzajemnością. Wszystko spotęgował fakt, że przywróciłem go do życia i kazałem wziąć się w garść, bo ludzkość go potrzebuje. Jak widać, dał radę. Nie ma za co, nie ma za co – marudził, machając dłonią. – Ale jak wspominałem, nie mam wizji jak Eve. Nie wróżę z fusów. Mam intuicję, która działa lepiej od intuicji każdego z was. Wiedziałem, że muszę ratować Jamesa i wiedziałem, że przyjęcie cię do szkoły jest potrzebnym ruchem. Ale gdybym prześledził papiery Edgara, Ronana, Kevina i reszty, nigdy bym ich nie przyjął. Nie jestem psychopatą, Arrow. Nie doprowadziłbym do krzywdy córki, bo ta zadurzyła się w Szaleńcu. Zaufałem Cole'owi, zleciłem Łowcom mieć na niego oko. I co mi to dało, powiedz? Gabriel został zgwałcony, moja córka ma złamane serce, a moja żona nie żyje. Nawet mnie intuicja może zawieść, bo po prostu nic mi nie mówi.

– Nie mogę uwierzyć, że tata się... Zawsze wydawał się takim potężnym i wpływowym człowiekiem.

– Nadal nim jest – potwierdził ze skruchą. Wymienili się długim spojrzeniem. Owen westchnął. – Myślisz, że nie potrafię docenić Jamesa? Wiem, ile wziął na swoje barki, abyśmy jako Trójca wypadli przy nim świetnie. To mściwy palant i w pewnym momencie życia znów mu się klepki przestawiły.

– Gdy odmówiliście Axelowi bycia ochronionym immunitetem. Wtedy zmienił go w Skażeńca.

– I tak, i nie – odparł enigmatycznie, kiwając głową na boki. – Wywarliśmy na Lutherze presję, mówiąc mu, że zaraz będzie lizał buty Jamesowi, bo co on pierdnie, to ten robi. Chyba odmówił mu bardziej do udowodnienia męstwa. Oczywiście my też byliśmy przeciwko ochronnej bańki całej waszej rodziny, bo zaraz inni Czyściciele by się buntowali, dlaczego ich rodziny nie są chronione? To było zbyt złożone.

– Skrzywdził Axela przez was, zdajecie sobie z tego sprawę?

– A ty zdajesz sobie sprawę, że przyszedł do nas po ataku Szaleńca na Axela? Szaleniec ten, według raportu, któremu, wierz mi, dogłębnie się przyjrzałem, Axelowi upuścił krwi, a nie wysuszył. – Arrow zmarszczył czoło, głowiąc nad tokiem myślenia dyrektora. – Gdy przyszedł do nas, Axel był już Skażony. Chciał ukryć ten fakt. Dlaczego? Tego nie wiem, spytaj ojca. Lub Axela.

– Brakuje czegoś.

– Hm? – mruknął zaciekawiony.

– Brakuje części wydarzeń na osi czasu. Między tym, jak zostałem z bratem zaatakowany przez Szaleńca, a tym, jak się do was zgłosił James z prośbą o ochronę nas. Coś musiało go popchnąć do wszczęcia konfliktu z Wilkersonami.

Lost energy//bxb//✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz