Tom III ~ Rozdział 8

251 28 34
                                    

W poniedziałek dwudziestego ósmego marca Arrow wstał skoro świt. Zjadł z wujostwem śniadanie, wymienili się uprzejmościami i rozeszli w swoje strony; Cole do pracy, Eve do Eleonory, a Arrow po Gabriela do szkoły. Nikt nie roztrząsał opuchniętego od płaczu Arrowa z poprzedniego wieczora. Tym razem dano mu przestrzeń i nie pytano, bo tego właśnie potrzebował. Przestrzeni. Zaproponowali mu wspólny seans, po którym poszli spać. Sprawa zamknięta.

Gabriel wsiadł do auta, witając się z chłopakiem krótkim pocałunkiem w usta. Bał się, że ten nadal może źle znosić jego wyznanie miłosne, ale najwidoczniej się pomylił, skoro wszystko było po staremu. Cieszyło go to.

– Jak u ojca? – zagadnął, włączając się do ruchu.

Nie mieli ze sobą kontaktu minionego dnia głównie z powodu odwiedzin Luthera w izolatce. Arrow sam miał wiele na głowie, aby jeszcze znaleźć dodatkowy czas na dzwonienie do Gabriela. Tak więc skończyło się tylko na wiadomościach z życzeniem dobrej nocy. Nie znał szczegółów spotkania ojca z synem, a jednak trochę go ono ciekawiło. Zwłaszcza w sytuacji, gdzie mężczyzna stracił przyjaciółkę.

– Dobrze, wiesz? – odparł spokojnym tonem, więc Arrow mu uwierzył. – Cole wspominał, że tata dostanie przepustkę na pogrzeb. Poza tym jego stan jest stabilny, więc i tak niebawem zostanie zwolniony. Musimy teraz uważać, bo dziennikarze są wszędzie. Już widziałem te artykuły zapytujące o miejsce pobytu Luthera Wilkersona. Hieny.

– Nic mi nie mów. Gdy jechałem wczoraj na trening z Tomą, zaczepili mnie przy hali. Na szczęście ochroniarze ich pogonili.

– Co mówili?

– „Czy ciebie i Gabriela łączy romantyczna relacja?" – imitował ton dziennikarki. – „Nie wstyd ci, że odbiłeś chłopaka dziewczynie, której zabito rodzinę?"

– Skurwysyny – syknął. – Ale wiesz, że to nie prawda, więc cię to nie dotknęło, prawda?

– Wiem, Riel – przyznał z westchnieniem. – Chodzi tylko o to, że medialnie mają rację. Jestem w ich oczach dupkiem.

– Przejmujesz się ich opinią?

– Niezbyt. – Złapał dłoń Gabriela w swoją, uśmiechając się szerzej. – Bardziej interesuje mnie opinia Verity. Coś nowego?

Pokręcił przecząco głową. Pogrzeb zorganizowano na środę, przez co nikt nie miał pewności, czy Verity się w ogóle na nim zjawi. Co prawda Cole przepowiadał, że do tego czasu organizm powinien pozbyć się toksyn, ale nic nie było pewne na sto procent. Nikt nie miał nawet pojęcia, z kim ona była związana nicią empatii. Mogła się obudzić i być równie kimś innym, jak przed śpiączką. Wszystko było zbyt niepewne i przyciskało to Gabriela do utraty tchu. Nie tylko Arrow bał się jej reakcji na rewelacje.

Starał się jednak czerpać siłę z rozmowy z ojcem. Bardzo wiele mu dała, wsparła go psychicznie i był za nią wdzięczny. Rozwiało się kilka nieścisłości z opowieści Cole'a, a Luther był na tyle otwarty, że niczego przed synem już nie skrywał. Cieszył się jego szczęściem. Chyba pierwszy raz w ciągu dwudziestu lat Gabriel dostrzegł na obliczu ojca szczerość tak dojmującą, że już nie bał się jego autorytetu, nie bał muskulatury. Nadal był postawnym facetem, nadal Szaleńcem, ale teraz był też tatą.

~*~

Niedziela była idealnym dniem na wspólny obiad. Szkoda, że spożytym w szczelnym zamknięciu, jednak wciąż było to przyjemne. Mogli porozmawiać na każdy temat i nikt ich nie podsłuchał – to znaczy w teorii. Lekarze jednak mieli podpisane papiery na milczenie, płacono im nie mało, więc Gabriel czuł się w gruncie rzeczy bezpiecznie. Poza tym izolatka ojca zyskała przytulniejszy asortyment. Kolorowa pościel, walające się książki, skórzany fotel ze stoliczkiem, nowe kwiatki na parapecie. Z wiadomych przyczyn dostęp do jakichkolwiek mediów był ograniczony, aby pacjent nie czuł się poirytowany przez świeże wiadomości z kraju. Zwłaszcza Luther mógłby tego nie znieść. Cole wprowadzał go w najważniejsze kwestie, ufał mu, dlatego Gabriel raczej nie musiał unikać tematów na topie.

Lost energy//bxb//✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz