Tom II ~ Rozdział 7

436 44 71
                                    

Arrow nie potrafił racjonalnie myśleć po tak intensywnym całowaniu. Wiedział, że Gabriel się cieszył, ponieważ ten nie wytrzymywał bez kontaktu cielesnego. Czy to gdy szli w kierunku sedana Betsy – wtedy trzymali się za ręce – czy gdy już przy nim stanęli – Gabriel znów zaczął go całować, napierając na ciało tak bardzo, że Arrow znów został przyparty, ale tym razem do drzwi auta. Było po prostu intensywnie i nie ogarniał. Czuł, jakby tonął i chociaż umiał pływać, to szarpał się z wodą, a ta pochłaniała go coraz głębiej. Znał uczucie euforii bardzo dobrze, towarzyszyło mu nawet podczas całowania Gabriela na plaży, jednak... jednak potem była tendencja spadkowa.

Znał też bardzo dobrze uczucie paniki. Jak z czegoś tak dobrego przeszło do czegoś tak złego? Nie obwiniał Gabriela, przynajmniej nie robił tego umyślnie. Dla niego działo się to za szybko, on nie potrafił wcisnąć romansu, bycia czyimś chłopakiem do grafiku. Betsy z tego powodu mogła sobie z nim pogrywać, śmiało, ale on po prostu czuł, jak wszystkie karty, które trzymał w ręku, właśnie wypadły. Czuł się przegrany i nagi bez gotowej na wszystko odpowiedzi. Czy tak powinno się czuć, gdy pierwszy raz się z kimś umawiasz? Domyślał się, że musiało być z nim coś nie tak, bo na pewno nie powinien się tak czuć. Brzydził się samym sobą, bo przecież dał właśnie nadzieję Gabrielowi, a ta sprawiła, że stał się na nowo młodszym, niż prezentował się dotychczas. Szeroki uśmiech sięgający oczu, chęć podbicia świata – Arrow to wszystko znał i wiedział, jak łatwo było zabić czyjąś radość.

– Widzimy się jutro? – spytał Gabriel, trącając nosem nos Arrowa.

– Nie bardzo mogę. Obiecałem Edgarowi, że w końcu coś porobimy, a w niedzielę znowu mam rodzinną kolację.

Wcale nie, nigdy nie mieli rodzinnej kolacji, zwłaszcza bez obecności Jamesa, ale Gabriel o tym nie wiedział i nie miał powodów do podejrzeń, że jego chłopak go okłamuje. Był zbyt szczęśliwy, żeby przeszło mu to przez myśl.

– Szkoda. Naprawdę musisz dziś sprzątać?

– Tak. Gdybyś nie zauważył, wyrwałeś mnie swoim fochem z obowiązków domowych – odparł ze śmiechem. Gabriel celowo się odchylił i zmierzył w świetle lamp ulicznych ubranie Arrowa. – Żartowałem, przestań!

– Każde wydanie ciebie wydaje się idealnym wydaniem ciebie – skomentował, aby zaraz znów pocałować Arrowa. Tym razem niespiesznie, delikatnie.

– Czyli pogodzeni, jak sądzę?

Zza pleców Gabriela doszedł ich głos Verity, wiec od razu obaj na nią spojrzeli. Dziewczyna miała na czubku głowy bardzo rozwalającego się koka, skórzana czarna kurtka sięgała jej ledwo bioder, a równie skórzane i obcisłe spodnie opinały jej szczupłe i długie nogi. Wyglądała jak milion dolarów nawet bez specjalnego starania się, aby tak właśnie wyglądać. Tak jak kiedyś Arrow powiedział, ona urodziła się kobietą sukcesu i nie pasowała do Gabriela. Teraz nawet rozumiał, dlaczego tak było. Gabriel po prostu nie wpisywał się w sławę, on się jej obawiał.

– Myślałem, że sobie pojechałaś – stwierdził zaskoczony, nie odsuwając się od chłopaka.

– Postanowiłam zaczekać i cię podwieźć. Musimy pogadać, więc nawet nie myśl o sadowieniu się w aucie Arrowa. Mam paskudny humor przez ciebie i musisz mi to wynagrodzić dobrym drinkiem przy piątku, G.

– Faktycznie brzmi na złą – szepnął konspiracyjnie do Arrowa.

Spojrzeli sobie w oczy i Arrow znów odczuł mały niepokój, gdy dostrzegł czerń zalewającą tęczówki. Jak bardzo zbliżył się do krawędzi Szaleństwa i jak mało brakowało, aby się mu oddał? Arrow naprawdę nie był psychicznie gotowy na kolejne takie spotkanie. Nie z Gabrielem.

Lost energy//bxb//✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz