70. Miła odmiana

37 0 0
                                    

*Nel*

Obudziły mnie koszmary o 6³⁰. Znowu te o rodzicach, bardzo często mi się śnią te traumatyczne wspomnienia. Poszłam do łazienki oparłam się o umywalkę i płakałam, już nie mogę wytrzymać z tym, że osoby, które kochałam nad życie torturowały mnie dla zabawy i by sobie ulżyć po kłótni. Byłam ich zabawką, a po tych wszystkich zaklęciach zadawajcych ogromny ból modyfikowali mi pamięć.

Na szczęście i nieszczęście większość tych wspomnień wróciła przez częste oglądanie zdjęć z mojego dzieciństwa i opowiadanie o tym Katnies i Tim'owi. Mimo, że te wspomnienia są straszne chce je pamiętać i wiedzieć jak wyglądało moje życie. Wiem, że powinnam o tym powiedzieć choćby James'owi, ale to ciężkie. Nie chcę by się mną jeszcze bardziej przejmował.

Gdy się uspokoiłam wyszłam z łazienki i wzięłam album, który tego lata Katnies i Tim przynieśli z mojego byłego"domu".

Lubiłam patrzeć jak mała Nel stroi miny, lub się uśmiecha. W tedy twierdziłam, że moje życie jest cudowne, miałam bardzo pożądanie przyspawane różowe okulary.

Po skończeniu oglądania poszłam się ubrać w szatę. Wzięłam szkicownik i znowu zaczełam widzieć wiele magicznych stworzeń. Moja wyobraźnia, gdy mam blisko osoby, które się nade mną znęcają wzrasta. Narysowałam chyba trzy szkice zwierząt. Gdy skończyłam była już 7³⁰. Wstały dziewczyny.

[Ru] Ross brzmi jak...- nie usłyszałam reszty, bo trzasnęłam drzwiami, poszłam do chłopaków. Weszłam bez pukania, bo miałam się czuć jak u siebie. Wszystkie księżniczki spały oprócz Remus'a.

[N] Hej!- zawołałam i skoczyłam na James'a

[R] Hej Nel!- James przetarł oczy i na mnie spojrzał

[J] Neli!- przytulił mnie mocno- jak noc?- spytał

[N] Mogło być gorzej, ale też mogło być lepiej- oznajmiłam. Gdy chłopaki się ubrali poszliśmy na śniadanie.

I w tedy go zobaczyłam- Michel Simon. Siedział przy stole ślizgonów, jeszcze bardziej przystojny niż na drugim roku. Byliśmy razem przez pół roku, lecz okazało się, że byłam zwykłym zakładem. Założył się z kumplami, że mnie poderwie, a później się mną bawił.

Aż mnie dreszcz przeszedł na jego widok. Usiedliśmy na naszych miejscach. Wmusiłam w siebie tosta i wypiłam herbatę.

Po śniadaniu poszliśmy na pierwszą lekcję, czyli zielarstwo. Jak zawsze było nudno, ale wolę zielarstwo niż wróżbiarstwo. Profesor Sprout omawiała dzisiaj skrzelo ziele.

Wszystkie lekcje minęły w miarę szybko, bo było ich tylko cztery i udaliśmy się do Pokoju Wspólnego. Śmialiśmy się jak zawsze, o 15³⁰ razem z James'em udałam się do gabinetu profesor McGonagall.

Po zapukaniu i odpowiedzi "proszę" weszliśmy do środka.

[J,N] Dzień dobry pani profesor!

[P.Mc] O pan Potter i panna Ross, zapraszam- usiedliśmy przed jej biurkiem- a więc dlaczego nie jechaliście powozem?

[J] Otóż...

[N] To tylko i wyłącznie moja wina pani profesor. Siedzieliśmy w czwórkę i po chwili przyszła Dorcas, Lily i Ann. W siedmiu byśmy się nie pomieścili, a wszystkie inne powozy już pojechały. Dodatkowo wkurzyła mnie Dorcas więc wyszłam i postanowiłam dotrzeć do zamku pieszo- oznajmiłam

[P.Mc] Więc jakim sposobem pan Potter też nie zdążył na kolację?

[J] Nie chciałem, by Nel szła sama przez las więc wyskoczyłem- wyjaśnił

[P.Mc] Dobrze rozumiem, to będzie ten jeden raz kiedy wam nie dam szlabanu, ani nie odejmę punktów. To w końcu dopiero pierwszy dzień. Dziękuję.

[N,J] Dziękujemy pani profesor, dowodzenia!- uśmiechneliśmy się i wyszliśmy z gabinetu profesor McGonagall.

Huncwoci || James Potter || Prawdziwa Miłość [WSTRZYMANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz