71. Quiddich

43 0 0
                                    

*Nel*

Pierwsze kilka tygodni minęło w miarę spokojnie, jest dzisiaj 28 września i to jest czwartek. Pierwszy mecz Quidditcha jest za tydzień w sobotę w którym gra Gryffindor i Slitherin, a my nie mamy szukającego, pałkarza i ścigającego. I właśnie dzisiaj są eliminacje. James i Syriusz postanowili się zgłosić. James na szukającego, a Syriusz na pałkarza.

Właśnie z Remusem siedzę na trybunach i kibicuje przyjacielowi i chłopakowi. Nie rozumiem o co w tym całym zajęciu chodzi, ale wiem jedno chce by obaj się dostali.

Remus wyglądał jakby też za bardzo nie wiedział o co chodzi. W końcu było słychać kapitana, chyba Wood. Oznajmił, że dostał się James, Syriusz i Frank Longbottom. Zbiegłam z trybun i skoczyłam w ramiona James'a owijając nogi wokół jego bioder.

[N] Gratulacje!- pocałowałam go w policzek.

[J] Dzięki Neli. Ale więcej nie skacz bez ostrzeżenia, a jakbym cię nie złapał?

[N] Przecież ty mnie zawsze złapiesz. Przynajmniej ja ci ufam- pocałował mnie i po chwili zestawił mnie na ziemię- i tobie też gratuluję Łapciu- przytuliłam go

[S] Dzięki Nel- po chwili doszedł Remus

[R] Gratulacje chłopaki!- też się przytulili

[J,S] Dzięki Remus!

[N] To teraz mam chłopaka sportowca?- zaśmiałam się

[J] Dokładnie- James mnie podniósł i posądził na swoich ramionach.

[R] Idziemy do zamku? Trochę chłodno- spytał Remus

[S,J,N] Pewnie- chłopaki ruszyli i rozmawialiśmy. Siedzieliśmy w Pokoju Wspólnym i graliśmy w eksplodującego durnia. Wieczorem poszliśmy na kolację, po czym wróciliśmy na kanapy. Spędziliśmy tam cały wieczór do 23³⁰, chłopaki odprowadzili mnie do dormitorim i się pożegnaliśmy.

W dormitorim dziewczyny o czymś tam plotkowały. Poszłam wziąść prysznic i spać.

7 październik

Dzisiaj mecz Quidditcha pierwszy w tym sezonie. James był bardzo zestresowany od rana. Łapa wyglądał na zadowolonego i w ogóle nie zdenerwowanego.

Mecz zaczął się o 12⁰⁰. Razem z Remusem staliśmy na trybunach i oglądaliśmy jak 14 osób lata na miotłach tak jak reszta szkoły. Mecz trwał około dwie godziny i zakończył się zwycięstwem Gryfonów. James złapał znicz, po meczu poszli zawodnicy do szatni, a wszyscy schodzili na dół oprócz mnie.

James mi obiecał, że jak wygrają mecz to będzie mieć dla mnie niespodziankę i mam poczekać na trybunach. Siedziałam i patrzyłam jak to wyimaginowany smok lata nad boiskiem, był ogromny i czarny.

[J] Neli, jesteś tam?- z zamyślenia wybudził mnie głos James'a, siedział na miotle, przy barierce przede mną.

[N] Tak, jestem. Gratuluję udanego meczu- uśmiechnęłam się do niego

[J] Dziękuję kotku- pocałował mnie w czoło. Oparłam się o barierkę i patrzyłam mu w oczy- wiesz jak ja cię kocham Neluś?

[N] Chyba nie, chyba będziesz musiał mi pokazać- uśmiechnęłam się pod nosem

[J] A chyba, że tak- chwycił za mój podbródek i złączył nasze usta. Bardzo długo się całowaliśmy, ale czułam jakby to była sekunda.

[N] Teraz już wiem, kochasz mnie jak prawdziwy James Jeleń Potter- zaśmiałam się i cmoknęłam go w nos

[J] Dobrze, że nie "Łoś"- też się zaśmiał

[N] Ty mój Łosiu- śmialiśmy się

[J] Dobrze, teraz zapraszam- oznajmił chwytając mnie w talii, podnosząc i sadzając na miotle przed sobą.

*James*

Posadziłem Nel na miotle przed sobą. Moja drobna, piękna dziewczyna zaczęła się lekko trząść ze strachu.

[N] James, co ty robisz?!- bała się

[J] Hej Neli, jesteś bezpieczna, nie spadniesz, nie pozwolę ci na to. Kotku, przecież już latałaś ze mną na miotle i nawet sama już ci dobrze szło- przytuliłem ją.

[N] Ale ja nie przestałam się bać. Ja chcę na dół!- płakała

[J] Już dobrze kotku, za chwilę będziemy na ziemi- pomału, by nie czuła, że lecimy spuściłem nas na ziemię. Zeszliśmy z miotły, a Nel rozpłakała się w mój tors- Neluś już dobrze, co się dzieje?

[N] Gdy teraz tak blisko jest Ruby, to ten strach wzrósł. Przepraszam, to nie ma żadnego sensu.

[J] Nieprawda, to ma ogromny sens- przytulaliśmy się- przepraszam kotku- pocałowałem ją w czubek głowy

[N] To była ta niespodzianka?- otarła łzy

[J] Nie do końca. Idziemy?- spytałem patrząc w jej oczy

*Nel*

[N] Tak- James prowadził mnie za rękę, rozmawialiśmy i śmialiśmy się. Nagle się zatrzymał- co się stało Jamie?- spytałam zdziwiona

[J] Dalej cię nie prowadzę. Po płatkach do róży- zaśmiał się, a ja w tedy zobaczyłam, że mam pod stopami różowe płatki róż, a przed nami po jednym są porozrzucane. Teraz ja musiałam prowadzić. Trzymając się za ręce szliśmy ścieżką z różanych płatków.  W końcu płatki się skończyły przy schodach na wierze astronomiczną.

[N] Co dalej?- spytałam

[J] Ty już nie masz żadnego zadania- podniósł mnie i zaczął wchodzić na górę

[N] Kocham cię, wiesz?- spojrzałam w jego brązowe oczy

[J] Och naprawdę? Nie wiem- zrobił zadziorny uśmiech

[N] To jak już mnie postawisz to ci pokażę, może być?- uśmiechnęłam się pod nosem, a James się zaśmiał i po chwili byliśmy na wierzy astronomicznej. Tam zobaczyłam koce i poduszki. Zostałam postawiona na ziemi- jest cudownie!- założyłam ręce na jego szyję i stanęłam na palcach po czym pocałowałam namiętnie mojego chłopaka.

James podniósł moją jedyną nogę poczym skoczyłam owijając nogi wokół jego bioder. Ręce trzymałam na jego żuchwie i pogłębiłam pocałunek. Całowaliśmy się, aż nam zabrakło powietrza w płucach.

[J] Teraz już wiem jak ty mnie kochasz kotku- oznajmił

[N] To jak cię kocham?

[J] Bardzo, bardzo mocno- pocałował mnie w czubek nosa. Usiedliśmy na kocu i przytuliliśmy się.

[P.Mc] Panie Potter i panno Ross co wy tu robicie?!

Huncwoci || James Potter || Prawdziwa Miłość [WSTRZYMANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz