84. To nie może być prawda!

47 1 0
                                    

*James*

Razem z profesorem Dumbledore'em pobiegliśmy do stołu nauczycieli, teraz zauważyłem, że siedzą tam aurorzy w tym Katnies i Tim.

[P.D] Dobrze trzeba ochronić Hogwart, wszyscy znacie i umiecie zaklęcie Patronusa?- wszyscy kiwnęli głowami- więc do roboty. Katnies i panie Potter zabierzcie roczniki 3 i 4 do Pokoju Wspólnego Hufflepuff 'u. A Tim i pan Black 5 rok do sali od Eliksirów.

Ruszyłem z Katnies do 3 i 4 klas. Siostro-matka mojej Neli ich poustawiała- ma naprawdę potężny głos, aż sam się wystraszyłem. Skierowaliśmy się do piwnicy Hufflepuff'u odganiając te potwory. Katnies znała hasło i wszystkich tam zostawiliśmy. Wróciliśmy do Wielkiej Sali.

*Nel*

Wróciłam biegiem razem z Lunatykiem z lochów i pierwsze co zobaczyłam to moich kochających rodziców. Katnies i Tim, stali i rozmawiali z profesorem Dumbledore'em. Podbiegłam i znalazłam się w ich ramionach.

[K] Neli tak się o ciebie martwiłam, ale Potter powiedział, że jesteś silna i sobie poradzisz razem z Remus'em- Katnies trzymała mnie w mocnym uścisku.

[N] Kocham was!- wtuliłam się w nich coraz bardziej.

[T,K] A my ciebie maluchu.

[P.D] Dobrze, ale to nie czas na przytulanie, czas chronić Hogwart- przerwał nam dyrektor. W Wielkiej Sali była chmara dementorów obroniłam Dorcas i Rose przed czterema. Mimo, że mnie nienawidzą, to tylko ludzie nie mogę pozwolić im zginąć.

Walka z czarnymi duchami trwała całą noc z każdym rzuceniem zaklęcia czułam się słabsza. W końcu profesor Dumbledore i profesor McGonagall przegonili ostatnie 20 dementorów, jakimś sposobem łącząc swoje dwa potężne Patronusy w jeden.

Miałam zranione ramię więc udałam się do skrzydła szpitalnego, gdzie leżeli wszyscy ranni. Tam byli chłopacy. Od razu do mnie podbiegli.

[J] Jak dobrze, że nic ci nie jest kochanie- pocałował moje usta.

[N] Gdzie jest Katnies i Tim?- spytałam, lecz wszyscy byli cicho. Nie podobało mi się to, nigdy tacy nie byli, zawsze kwapili się do pomocy w znalezieniu tego czego potrzebowałam- gdzie są moi rodzice?- spytałam ponownie.

W tedy zobaczyłam przez ich ramiona wystającą zza parawanu stopę Katnies. To na pewno była stopa Katnies, tylko ona ma takie trampki, bo jej je dałam na urodziny w wakacje, sama namalowałam wzorek.

Przecisnełam się między chłopakami, chociaż, że mi to utrudniali jak tylko mogli. Doszłam do łóżka, gdzie leżała moja siostro-mama. Na łóżku obok był Tim. Byli nie przytomni, a ich klatki piersiowe się nieruszały. Nikt nie robił maszarzu serca, nie podłączał dziwnych mugloskich wężyków z cieczą. Nikogo przy nich nie było. Zrozumiałam. Oni byli martwi.

Upadłam na kolana między ich łóżkami. Łzy mi się cisnęły do oczu. Niepowstrzymywałam ich, płynęły po moich policzkach. I w tedy zaczęłam krzyczeć. Krzyczałam wyzywając wszystkich od Merlina do profesora Dumbledore'a, że ich nie uratował. Potem zaczęłam błagać by mnie nie zostawiali lub by zabrali mnie ze sobą. Wypominałam im jakie mieliśmy plany na wakacje. Całe moje zmęczenie wyparowało jak i radość, że oboje tu przyjechali i spędzimy trochę czasu razem. Wszystkie pozytywne uczucia zmieniły się w żal, smutek i złość.

Byłam zła na wszystko i wszystkich.

Na siebie, że zamiast chronić najważniejsze mi osoby, broniłam te, które mnie nękały.

Na świat, że powstałam w nim.

Na dementorów, że napadli Hogwart.

Na Voldemorta, że im kazał przylecieć.

Na rodziców, że są potworami bez serca i przez nich zamieszkałam z Katnies i Tim'em.

Na Rose, że między innymi przez nią przeniosłam się do Hogwartu.

Na moją durną wyobraźnię, która mi pokazywała nie prawdę, przez co nie dostrzegłam, że odczytuję przyszłość.

Po krzykach nadszedł czas na cichość. Siedziałam na zimnej podłodze skrzydła szpitalnego, było już w nim ciemno i trzymałam zwisające ręce moich prawdziwych rodziców.

[N] I do kogo teraz w nocy będę przychodzić spać, gdy będę się bała w wakacje?- spytałam uśmiechając się przez łzy do siebie- już nigdy nie urządzimy takiej bitwy na poduszki Tim, ani nie będziemy jeść lodów w kuchni. Pamiętacie jak chodziliśmy na spacery nad jeziorem wieczorami albo pomagaliscie mi przywrócić pamięć za pomocą albumu ze zdjęciami? Lub mnie pocieszaliscie po rozstaniu z James'em w święta? Byliście najlepszymi rodzicami jakich miałam- nagle ktoś mi przerwał.

[P.Mc] Panienko Ross jest 4 nad ranem. Siedzi tutaj już panienka 12 godzin. Pańscy przyjaciele się o panienkę martwią jak i wszyscy nauczyciele. Rano po Katnies i Tim'a przyjedzie zakład pogrzebowy, niech panienka pójdzie już do dormitorim- McSztywna patrzyła na mnie z politowaniem.

[N] Nie mogę pani profesor moi rodzice mnie potrzebują, a ja potrzebuję ich, nie mogę ich zostawić- spojrzałam na nią.

[P.Mc] Nel, oni nie żyją, czy będziesz tutaj siedzieć tydzień czy miesiąc. Musisz się z tym pogodzić i żyć dalej bez nich- podeszła do mnie i położyła rękę na moim ramieniu.

[N] A jak ja nie chcę się z tym pogodzić? Nie chcę bez nich żyć? To moja jedyna rodzina!- moje łzy przyspieszyły.

[P.Mc] Dobrze Nel możesz tutaj zostać do rana jutro, gdy przyjedzie zakład pogrzebowy, panowie Potter, Lupin i Black zaprowadzą cię do dormitorim- odeszła.

[N] Jak już traficie tam na górę to pamiętajcie, że ja was ciągle kocham...- mówiłam dalej. Siedziałam trzymając ich za ręce aż do rana. Cały czas płakałam. Nie byłam gotowa by się pogodzić z tym, że oni odeszli.

*James*

Rano po śniadaniu McSztywna kazała nam iść ze sobą do skrzydła szpitalnego. Tam za parawanem siedziała jak wczoraj Neli. Była blada i wyglądała jak żywy trup.

[P.Mc] Weźcie ją do dormitorim chłopcy, później do was przyjdę. Nie chcę, by panienka Ross widziała jak przyjeżdża zakład pogrzebowy, to ją wykończy- stwierdziła.

Podeszłem bliżej, by wziąć ją na ręce. Podniosłem ją. Trzymała ręce Katnies i Tim'a pomogli mi z tym Syriusz i Remus. Nel była pół przytomna. Zanieśliśmy ją do dormitorim, postawiłem ją na nogach, a Neli od razu poszła do łazienki.

Po 15 minutach wyszła w piżamie i w warkoczach. Przez cały jej pobyt w łazience było stamtąd słychać gorzki szloch. Neli szła do łóżka, stanąłem przed nią by ją przytulić lecz mnie wyminęła. Położyła się, zmieniła się w kota i zasnęła.

[R] Jest z nią źle- stwierdził Lunio.

[J] Jak nie chce się przytulać to jest już bardzo źle- dodałem.

[S] I co z nią zrobimy?- spytał Syriusz.

[J] Nie mam pojęcia. Ale też jej się nie dziwię straciła swoją kochającą rodzinę. Pamiętacie jaka była szczęśliwa gdy Katnies i Tim ją zaadoptowali. Była najszczęśliwsza na świecie. Nigdy nie widziałem jej tak bardzo szczęśliwej.

[R] Miała szansę na normalny dom- westchnął.

[S] Teraz musimy jej dać sto procent wsparcia- dodał.

[J] Teraz jest wykończona, ale boję się, że jak się obudzi będzie chciała sobie coś zrobić.

[R] Trzeba o nią zadbać.

Do końca dnia leżeliśmy na swoich łóżkach. Bałem się o Nel bardzo. Ona jest za delikatna na tak okrutny świat.

Huncwoci || James Potter || Prawdziwa Miłość [WSTRZYMANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz