Rozdział 64

97 7 0
                                    

– Nic z tego nie rozumiem.– Ewelein wyglądała na zdezorientowaną – Badałam cie po twoim przybyciu i wszytsko było dobrze, a teraz... Twoje wyniki diametralnie się różnią.

– Jest źle?– zapytałam.

– Dobrze to nie wyglada.– spojrzała na siedzącego smoka.

– Było tak kombinować?– warknęłam w jego stronę łapiąc się za głowę.

Machnął tylko ręka i schował twarz w dłoniach.

– Nie jestem w stanie go zdiagnozować.– powiedziała przyglądając mu się.

– Ja za to chyba tak. Zbadaj jego maane.

– Aria...– już chciał zaprzeczyć, ale go uciszyłam.

– Zamknij się. Obiecałam twojemu bratu, że się tobą zajmę, do cholery, to to właśnie robię. Zbadaj go dokładnie, nie zapominając o maanie. Ja za niedługo wrócę.– zwróciłam sie do elfki, a potem podeszłam do niego i pocałowałam go w czoło – Nie utrudniaj jej pracy. Chcemy ci pomóc.– powiedziałam patrząc mu w oczy.

– Wiem.– przytaknął – Obiecuje, że grzecznie poddam się wszytskim badaniom, ale ty obiecaj, że będziesz ostrożna.– chwycił moją dłoń i splotl razem nasze palce.

Chwyt był słaby jak na niego.

– Będzie dobrze. Wrócę do ciebie.– uśmiechnęłam się przytulając go, a on też delikatnie mnie objął – wrócę najszybciej jak się da. Masz być tu lub ostatecznie w pokoju. Ewelein – spojrzałam na nią kątem oka – Poprosisz kogoś by przyniósł mu coś do jedzenia?

Elfka uniosła brew do góry, ale przytaknęła, a ja wyszłam z przychodni i ruszyłam na zewnątrz, żeby udać się do ojca.

Już po kilkunastu minutach byłam przed jego drzwiami. Weszłam do jego domu nie pukając.

Dość szybko wyszedł mi na spotkanie słysząc trzaśnięcie drzwiami.

– Nie sądziłem, że cie zobaczę...– uniosłam dłoń do góry, dawać mu do zrozumienia żeby skończył.

– Nie jestem tu by rozmawiać. Chcę tylko żebyś mi pomógł. Mi i Lance'owi. Tak możesz odpłacić w jakiejś części to co zrobiłeś.

Po tym pokrótce wyjaśniłam mu o co mi chodzi. O to, że przez niego mam problem z maaną, że żyje dzięki smokowi, a teraz to on ma problem z tego powodu i, że musi pomóc mi znaleźć sposób żeby mu pomóc.

Mężczyzna podrapał się po głowie i chwilę się na mnie patrzył milcząc.

– Na pewno sądzisz, że masz problem z maaną? Gdybyś go miała nawet przepływ sztucznie "wszczepionej" maany by ci nie pomógł. Brak wytwarzania maany jest równoważny ze śmiercią, a twój chłoptaś zrobił to jak żyłaś. To musi być inny problem. Musimy ściągnąć ten pierścień.– chwycił moją dłoń.

– Tylko Lance może to zrobić. Zabezpieczył go, żebym ja tego nie zrobiła.

– Może Cię okłamał?

– Nie.– od razu zaprzeczyłam.

– W takim razie musimy się do niego udać.– wstał z miejsca i poprawił ubranie, po czym wskazał gestem dłoni na drzwi.

Wyszliśmy i od razu udalismy się do K.G. Droga minęła nam w zupełnej ciszy, za co byłam wdzięczna. Nie miałam z nim o czym rozmawiać.

Weszliśmy do przychodni.

Od razu na spotkanie wyszła nam Ewelein.

– Jesteś już... Lance usnął nie dawno. Jego organizm z jakiegoś powodu nagle krytycznie wyczerpał się z energii.– zaczęła prowadzić nas do niego – Pierwszy raz widzę coś takiego...

Aria || Eldarya LANCExOCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz