Rozdział 69

80 10 0
                                    

Siedziałam na ziemi grzejąc się od ogniska rozpalonego przez smoka. Byłam cała morka, ale na szczęście pozbyłam się całego brudu.

Smok przygotowywał w tym czasie jakiś wywar do rytułalu.

Nie chciałam mu przeszkadzać, więc tylko się przyglądałam.

Cały pomysł wydawał się cholernie szalony. W końcu dopiero kilka godzin temu okazało się, że byłam oszukiwana, a prawdziwy Lance był zakładnikiem, lalką w rękach wroga.

Oczywiście nadaliśmy już list do Huang Hua objaśniając wszystko. Nie wiedziałam jak zareaguje na te wiadomości. Poinformowaliśmy ją również o naszej decyzji.

– Jestem gotowy. – stanął nade mną i podał mi wolną dłoń.

Chwyciłam ją i wstałam.

– Musisz mieć czysty umysł, bez wątpliwości. Gdy coś powiem musisz to zrobić. Chwyć sztylet w dłoń i natnij swój kciuk.

Przytaknęłam i od razu to zrobiłam.

– Teraz... czas na nieco obrzydliwą rzecz. Tym palcem narysuj linie dzielącą moją twarz na pół, schodząca po szyi aż do klatki piersiowej. Musisz to zrobić bardzo szybko zważając ma swoją regenerację.

Chciałam zadać pytanie, ale się ugryzłam w język i wykonałam polecenie.

Po tym chłopak zrobił to samo tylko ze swoją krwią na mnie.

Nie komentowałam tego.

Po tym podał mi miskę i naciął ponownie mój kciuk, który zdarzył się już zagoić. Pospiesznie splótł po tym nasze dłonie, tak by nasze kciuki stykały się ranami.

– Powtarzaj za mną. – W tym momencie zaczął wypowiadać sentencje w starożytnym języku, którego nie znałam. Na szczęście mówił na tyle wolno i wyraźnie bym mogła po nim powtarzać.

Musiało się w końcu udać, bo mieliśmy jedna próbę.

W końcu wziął łyk wywaru i mi podał bym zrobiła to samo.

Po tym złapał naczynie i wyrzucił je. Chwycił mnie w talii, skracając do minimum dystans między nami. Złączył nasze usta, a ja poczułam jak narysowana linia i kciuk zaczynają mrowić.

Po chwili oparł swoje czoło o moje i sam zaczął coś recytować. Szeptał i znów był to starożytny język, więc nie wiedziałam co mówi.

Moja i jego krew zaczęły świecić się na czerwono. Uważnie przyglądałam się twarzy chłopaka. Wydawal sie bardzo, ale to bardzo spokojny.

Po chwili wszystko zgasło, a Lance puścił mnie i odsunął się o kilka kroków wstecz.

Nie czułam różnicy, zaczynałam nawet myśleć, że nie wyszło, aż nagle...

Słyszysz mnie?

To był głos smoka.

Od razu na niego spojrzałam, a on na mnie.

– Udało się. – wyszeptałam, a on się uśmiechnął bardzo delikatnie.

– Miejmy nadzieję, że wszystko sie udało. – powedzial i westchnął.

Sięgnęłam po bukłak z wodą i swoją, i tak już do niczego, koszulkę.

– Co powiedziałeś na sam koniec? – zapytałam i podeszłam do niego.

– Tylko sentencje rytualną. Rytuału nie da się modyfikować, więc się nie martw. – nie patrzył na mnie mówiąc to.

– Chyba coś kręcisz. – odkręciłam bukłak i nalalam wody na materiał.

Aria || Eldarya LANCExOCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz