Rozdział 107 - Co było dalej? (7)

26 2 1
                                    

Po kilku godzinach ustaliliśmy szczegóły całej akcji. Ustaliliśmy kto otwiera portal, kto bedzie po drugiej stronie pilnował Arii i był w pogotowiu na otwarcie portalu gdy się nie pojawimy, kto idzie...

Po prostu wszelkie szczegóły.

Ustaliliśmy, że wyruszamy za godzinę. Mieliśmy chwilę przed spotkaniem by nabrać sił, a nie mogliśmy dalej tracić czasu.

Plan był taki by wyruszyć małą grupą, po ciemku.
Mimo pory nie chcieliśmy rzuca się w oczy dlatego dostosowaliśmy się do świata, do którego wyruszaliśmy.

– Po przejsciu przez portal możecie czuć się dziwnie. Może krecić wam się w głowie i może zrobić się wam nie dobrze. To normalne.– uprzedziła nas Koori.

Przytaknęlismy po czym jedno po drugim zaczęliśmy przychodzić.

Czułem jak jeździ mi w żołądku i wnętrzności podchodząc do gardła. Byłem pewny, że je wypluje, jednak po stanięciu po drugiej stronie objawy minęły.

Odetchnąłem głęboko świeżym powietrzem. Było nieco inne niż to Eladryjskie.

– Lance.– podszedł do mnie faery, który pełnił rolę tropiciela.

– Tak?

– Do miejsca docelowego mamy kilka kilometrów. Jest tam sporo strażników...

– Damy sobie radę.

– Musieli się dowiedzieć, że weszymy, bo zwiększyli ilość ludzi i patrole.

– Miejmy nadzieję, że niezaszkodzilo to moim synom.– fuknąłem – Ruszamy.

I tak też się stało.

Faktycznie informator miał rację, straży było multum.

– Tak jak ustaliliśmy- wchodzimy po cichu.– przypomniałem, a grupa przytaknęła – Wartownicy powinni zminić się za jakieś dziesięciu minut. Wtedy szybko musimy dostać się w pobliże budynku i wejść przez otwarte okno na parterze.– wskazałem odpwiednie wejście.

Wszystko poszło gładko.

Można powiedzieć, że aż za łatwo.

Gdy dyrygowałem ludźmi "co dalej", usłyszeliśmy leniwe klaskanie.

– Brawo! Brawo! Jak cudownie! – krzyczał mężczyzna, na którego wszyscy od razu spojrzeliśmy przygotowywując się do ataku – Spokojnie...

– Porwałeś dzieci.– wysyczał ktoś z naszej grupy.

Od razu zgromiłem wzrokiem te osobę.

– A! Czyli wy z Eldaryi, tak? Jeszcze lepiej.

– Przyszliśmy po chłopców. Nie chcemy rozlewać krwi.– oznajmiłem uważnie patrząc na mężczyznę.

Jeden jego niewłaściwy ruch abym się na niego rzucił, byłem gotowy.

– A ty pewnie jesteś tatusiem, tak? Cudnie, chodź coś ci pokaże.– odwrócił się i machnął ręką wołając mnie bym szedł za nim.

Nie taki był nasz plan.

– O swoich ludzi się nie martw. Nie interesują mnie na razie, liczysz sie w zasadzie tylko ty, tatuśku.

– Zostańcie.– warknąłem.

Nie mogłem wprowadzic grupy ludzi w nieznane. Sam mogłem zaryzykować, ale nie mogłem ryzykować swoimi towarzyszami.

Mężczyzna tylko spojrzał na mnie przez ramie i się uśmiechnął.

– Pozwoliłem wam wejść. Inaczej by nic z was nie zostało.

Aria || Eldarya LANCExOCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz