Rozdział 3

293 21 3
                                    

Ten rozdział jest nieco drastyczny, czytacie na własną odpowiedzialność.

(Przedstawia przemoc)

---

Kilka minut później usłyszałam duże poruszenie za drzwiami mojego pokoju. Ignorowałam je dopóki ktoś nie wszedł do pomieszczenia.

– Coś ty najlepszego zrobiła?! Zaprzepaściłaś szanse na idealnego męża, a tylko on chciał za ciebie wyjść. – zaczęła wrzeszczeć wręcz zrozpaczona Norah.

– Zrobiłam to co było konieczne! – podniosłam się z łóżka.

– Jakiej magii użyłaś? Co jest z twoimi oczami? – powiedziała uważnie się we mnie wpatrując.

– Nie wiem. – wzruszyłam ramionami i przelotnie spojrzałam w lustro. Moje oczy nadal były czarne – Może to sprawka twojego męża?

– Nie kłam, Aria!

– Nie kłamie! – wrzasnęłam.

Jakaś nieznana mi siła w tym momencie rozkrzaskała wszystko co było szklane w pomieszczeniu.

Okno roztrzaskało się z ogromną siłą raniąc swoimi odłamakami mnie i Norah.

W tym momencie nie czułam bólu, ale za to kobieta wrzasnęła, a do pomieszczenia wpadł jej mąż.

– Do cholery, nie mam pojęcia co się dzieje! Więc nie zarzucaj mi kłamstwa! – krzyknęłam, a w pomieszczeniu pojawiło się coś w rodzaju wiatru.

Wszystkie lżejsze rzeczy takie jak na przykład kartki, zaczęły wirować w powietrzu.

– Co się dzieje?! – powiedział Kofshel patrząc przelotne na żonę, a za chwilę skupiając swój wzrok na mnie.

– Coś z nią jest nie tak. – wyszeptała kobieta, a z jej oczu zaczęły płynąć łzy.

Kofshel wyciągnął przed siebie tylko dłoń i wszystko się uspokoiło, a ja upadłam na ziemię dusząc się.

– Wyjdź stąd.- powiedział brunet grobowym tonem do swojej żony, a ta trzymając się za krwawiącą rękę wyszła pośpiesznie z pomieszczenia – Wstań. – powiedział do mnie, a duszności w tym momencie ustały.

Zaczęłam ciężko oddychać, trzymając się za klatkę piersiową, nie mogąc wstać.

– Aria, wstań. – powtórzył grobowym wręcz tonem.

– Nie. – spojrzałam na niego i pokręciłam głową – Nie zrobię tego.

Westchnął i ponownie wyciągnął przed siebie rękę. Zaczęłam unosić się do góry, czując rękę na gardle, chociaż nikt mnie w tym momencie nie dotykał.

– Niewdzieczny mieszaniec. – uniosłam się kilkanaście cientymentow nad ziemię i zostałam puszczona jak szmaciana lalka.

– To jest znęcanie się. – warknęłam, łapiąc oddech. Miałam wrażenie, że serce to wyskoczy mi z piersi.

– Mam to gdzieś. Masz się stąd wynieść. Nigdy nie godziłem się by faelien, szczególnie taki jak Ty, mieszkał pod moim dachem. – powiedział z pogardą.

Miałam wrażenie, że chciał nawet na mnie splunać, ale się powstrzymał. Pokazywał mi swoją wyższość, uważał się za lepszego.

– Faelien? – wstałam chwiejąc się i nie rozumiejąc jego słów – mieszaniec? – dopiero po chwili dotarło do mnie co powiedział chwilę wcześniej.

– Takich jak ty powinno się zabijać. Pakuj się i wynoś się stąd.– wskazał na drzwi.

– Bardzo chętnie!

Aria || Eldarya LANCExOCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz