Ten rozdział jest nieco drastyczny, czytacie na własną odpowiedzialność.
(Przedstawia przemoc)
---
Kilka minut później usłyszałam duże poruszenie za drzwiami mojego pokoju. Ignorowałam je dopóki ktoś nie wszedł do pomieszczenia.
– Coś ty najlepszego zrobiła?! Zaprzepaściłaś szanse na idealnego męża, a tylko on chciał za ciebie wyjść. – zaczęła wrzeszczeć wręcz zrozpaczona Norah.
– Zrobiłam to co było konieczne! – podniosłam się z łóżka.
– Jakiej magii użyłaś? Co jest z twoimi oczami? – powiedziała uważnie się we mnie wpatrując.
– Nie wiem. – wzruszyłam ramionami i przelotnie spojrzałam w lustro. Moje oczy nadal były czarne – Może to sprawka twojego męża?
– Nie kłam, Aria!
– Nie kłamie! – wrzasnęłam.
Jakaś nieznana mi siła w tym momencie rozkrzaskała wszystko co było szklane w pomieszczeniu.
Okno roztrzaskało się z ogromną siłą raniąc swoimi odłamakami mnie i Norah.
W tym momencie nie czułam bólu, ale za to kobieta wrzasnęła, a do pomieszczenia wpadł jej mąż.
– Do cholery, nie mam pojęcia co się dzieje! Więc nie zarzucaj mi kłamstwa! – krzyknęłam, a w pomieszczeniu pojawiło się coś w rodzaju wiatru.
Wszystkie lżejsze rzeczy takie jak na przykład kartki, zaczęły wirować w powietrzu.
– Co się dzieje?! – powiedział Kofshel patrząc przelotne na żonę, a za chwilę skupiając swój wzrok na mnie.
– Coś z nią jest nie tak. – wyszeptała kobieta, a z jej oczu zaczęły płynąć łzy.
Kofshel wyciągnął przed siebie tylko dłoń i wszystko się uspokoiło, a ja upadłam na ziemię dusząc się.
– Wyjdź stąd.- powiedział brunet grobowym tonem do swojej żony, a ta trzymając się za krwawiącą rękę wyszła pośpiesznie z pomieszczenia – Wstań. – powiedział do mnie, a duszności w tym momencie ustały.
Zaczęłam ciężko oddychać, trzymając się za klatkę piersiową, nie mogąc wstać.
– Aria, wstań. – powtórzył grobowym wręcz tonem.
– Nie. – spojrzałam na niego i pokręciłam głową – Nie zrobię tego.
Westchnął i ponownie wyciągnął przed siebie rękę. Zaczęłam unosić się do góry, czując rękę na gardle, chociaż nikt mnie w tym momencie nie dotykał.
– Niewdzieczny mieszaniec. – uniosłam się kilkanaście cientymentow nad ziemię i zostałam puszczona jak szmaciana lalka.
– To jest znęcanie się. – warknęłam, łapiąc oddech. Miałam wrażenie, że serce to wyskoczy mi z piersi.
– Mam to gdzieś. Masz się stąd wynieść. Nigdy nie godziłem się by faelien, szczególnie taki jak Ty, mieszkał pod moim dachem. – powiedział z pogardą.
Miałam wrażenie, że chciał nawet na mnie splunać, ale się powstrzymał. Pokazywał mi swoją wyższość, uważał się za lepszego.
– Faelien? – wstałam chwiejąc się i nie rozumiejąc jego słów – mieszaniec? – dopiero po chwili dotarło do mnie co powiedział chwilę wcześniej.
– Takich jak ty powinno się zabijać. Pakuj się i wynoś się stąd.– wskazał na drzwi.
– Bardzo chętnie!
CZYTASZ
Aria || Eldarya LANCExOC
FanfictionTo nie tak, że wiecznie uciekałam. To nie tak, że wiecznie byłam więziona. Po prostu to było lepsze dla mnie. Prawdę mówiąc przez większość życia czułam się jak w klatce. Jednak zamiast smucić się czy pokazywać jakie to mogło być źle i okrutne, prag...