Mimo, że chłopak był skomplikowany... Nie chciałam go opuszczać.
A przynajmniej nie teraz.
Wstałam z łóżka i ruszyłam w jego kierunku mając papkę zamiast mózgu. Co on tym razem wymyślił?
Przecież...
To było równie skomplikowane co on. Nie wiedziałam co myśleć.
Gdy wyszłam, zauważyłam w jakim miejscu się znajdujemy. Do tej pory miejsca były... ukryte. A tym razem? Baza znajdowała się przy pięknym wpdospadzie, po którego skałach rosła śliczna, kolorowa roślinność.
Byłam zachwycona, jednak nie miałam za dużo czasu na myślenie o otoczeniu.Zaczęłam rozglądać się za białowłosym.
Dopiero po dłuższej chwili go zauważyłam.
Siedział na jednym z brzegów wody i rzucał w nią kamieniami, A one odbijaly się chwilę od tafli, żeby w końcu zniknąć pod powierzchnią.– Lance?– wyszeptałam cicho podchodząc do niego bliżej.
Chłopak nie zareagował tylko dalej rzucał te cholerne kawałki skał do wody.
– Lance, przepraszam. Nie powinnam była... Nie powinno być tej kłótni. Przepaszam, na prawdę.– usiadłam obok niego i złapałam jego dłoń nim zdarzył rzucić.
Westchnął i przymknął oczy.
– Nie zamierzam odchodzić, słyszysz?– ścisnęłam jego dłoń.
Niespodziewanie położył swoją drugą dłoń na mojej i też ją ścisnął po czym otworzył oczy.
– To ja przepraszam. Nie powinienem...
– Już dobrze.– oparłam głowę na jego ramieniu i zaczęłam wolną ręka głaskać jego biceps.
Czułam jak jego mięśnie się spinaja, ale nie poruszył się przez to ani o milimetr.
– Nie chce byś wszczynał wojnę. Nie da to nikomu pożytku, tylko straty.– powiedziałam spokojnie, a on zabrał swoją dłoń z mojej.
– Huang Hua zrobiła ci pranie mózgu? – w jego głosie nie było ani grama chamstwa czy złośliwości.
– Nie, po prostu... Nie chce żeby stała ci się krzywda, nie chce cię stracić. Nie po to cię szukałam, żeby zaraz znów stracić.– nieświadomie ścisnęłam skórę na jego ręce, wbijając w nią swoje paznokcie.
Milczał.
Nie byłam pewna czy myśli nad odpowiedzią czy po prostu nie chce odpowiedzieć.
– Rozumiem, ale nie chce musieć wybierać między Tobą, a reszta ludzi.
– Nie rozumiesz.– prychnął – Jestem gotów umrzeć w imię własnych przodków, żeby ratować ich duszę.
– O czym Ty bredzisz?!– uniosłam głos – Przodków? Lance, oni nie żyją. To absurd.
– A wiesz czemu?– spojrzał na mnie – żeby ten świat mógł istnieć, by utworzyć ten świat oni się poświęcili.
– Nie przywrocisz ich tak do życia, a pogrzebiesz tylko to o co walczyki.– puściłam jego rękę i osunęłam się kawałek.
– Ich duszę uwięzione są w krysztale.
– Ale ich samych już nie ma. Za to jest ten świat. Jak zniszczysz kryształ, zniknie wszystko. Nawet ja...– w tym momecie złapał moją twarz w swoje dłonie i pocałował.
Byłam zdziwiona, ale oddałam pocałunek i przymknęłam oczy. Nasze usta poruszały się w tym samym rytmie.
Nie wiedziałam z jakiego powodu to zrobił, bo zdarzają się różne powody w jego przypadku.
CZYTASZ
Aria || Eldarya LANCExOC
FanfictionTo nie tak, że wiecznie uciekałam. To nie tak, że wiecznie byłam więziona. Po prostu to było lepsze dla mnie. Prawdę mówiąc przez większość życia czułam się jak w klatce. Jednak zamiast smucić się czy pokazywać jakie to mogło być źle i okrutne, prag...