Rozdział 67

89 6 2
                                    

UWAGA!

ROZDZIAŁ ZAWIERA OPISY PRZEMOCY.

CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ.

W zasadzie, to od tego momentu to jest ostrzeżenie do kilku następnych rozdziałów (nie chce tego pisać przed każdym).

---

Nie mieliśmy czasu by pozwolić sobie na odpoczynek, dlatego też czym prędzej postanowiliśmy udać się do Farwy.

Byliśmy tam nad ranem. Byliśmy wymęczeni, ale każdy z nas dostał łyk eliksiru, który nas pobudził. Musieliśmy myśleć trzeźwiej, by nie przeoczyć żadnego szczegółu.

Gdy tylko przekroczyliśmy granicą miasta, była w szoku, na tyle, że wyprzedziłam swoją grupę o kilka kroków by się zatrzymać z niedowierzania.

Tętniącą niegdyś osada, była pozbawiona życia. Żaden z handlarzy nie wystawił swojego kolorowego stoiska, a na ziemi roiło się od plam krwi.

Widać było tylko kilkoro mieszkańców, którzy starali się ogarnąć cały bałagan.

– Cudnie się zapowiada, nie? Nie żałujesz, że tu jesteś?– usłyszałam nad uchem głos Illara, który chwile później wyprzedził mnie wraz z resztą oddziału.

– Illar podziel się i udaj na zwiad dookoła wioski, a reszta, w drodze wyjątku, uda się na samodzielne szukanie informacji o tym co się tu stało.– zarządził smok.

– Nie uważasz, że to zbyt niebezpieczne? Illar...– moje zdanie zostało mi przerwane.

– Potrafi się zmienić w kałuże. Wierzę, że podoła zadaniu. Do roboty. Nie mamy czasu.

Rozeszliśmy się w różnych kierunkach.

Nie obyło się bez dziwnych spojrzeń mieszkańców w nasza stronę.

Zaczęliśmy działać.

Na początku nie usłyszałam od osadników nic poza tym "że to straszne", "że oni wrócą" itp. Zero konkretów.

Aż nagle...

– Jestem ze straży Eel. Nazywam się Aria...

– Myślicie, że dacie im radę?– prychnęła kobieta wyglądająca jak syrena.

Spojrzała na mnie rozbawiona, po czym spowrotem wróciła wzrokiem do sporej kałuży krwi na ziemi, której się przyglądała.

– Jesteśmy tu by dowiedzieć się co tu się stało, oraz żeby ująć sprawców.– wyjaśniłam.

– Są za silni.– Po tych słowach wywróciłam oczami, myślałam, że to kolejna nic nie wnosząca rozmowa – Ale skoro chcecie próbować, jak samobójcy... Przyszli w środku dnia. Było ich kilkunastu, niektórzy mówili, że dziesięcioro, inni że pietnaścioro...

– Mieli jakieś znaki szczególne, skoro byliście w stanie ich policzyć?– przerwałam jej.

– Dasz mi dokończyć? Chcesz wiedzieć co się stało? To się zamknij i słuchaj.– warknęła – powtarzać nie będę. Każdy z nich miał na twarzy tatuaż w kształcie odwróconego trójkąta oraz fioletową szmate z piórami w tym samym kolorze zawiązana gdziekolwiek, na udzie, przedramieniu, głowie ‐ gdziekolwiek byle by było widać. Wyróżniało się to na tle ich ciemnych ubrań. Każdy z nich miał też broń. Zabijali z taką łatwością... Ciskali mieszkańcami o ściany, cieli ich ostrzami swoich mieczy. Doszło tu do rzeźi. Zabijali wszystko ci się rusza.

– A wam jak udało się przeżyć?

– Ci co mieli czas ukryli się w domach, chociaż i tak kilka splądrowali...

Aria || Eldarya LANCExOCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz