Rozdział 73

106 7 0
                                    

– Idę z tobą. – zagrodziłam mu drzwi.

– Nie ma po co. Będą tylko grzebać mi w mózgu. – wskazał na głowę, chciał mnie znięchęcić – Nic ciekawego. Zresztą jesteś jedyną osobą, która mi wierzy w pełni po tym co się stało i możesz być nieobiektywna.

– W takim razie i ty nigdzie nie idziesz. Zresztą jak chcą grzebać ci w umyśle, skoro ja już w nim jestem? – oparłam się o drzwi.

– Uchylę im wejście. Nie mam nic do ukrycia. Puść mnie. – skrzyżował ręce na klatce piersiowej.

– Weź mnie ze sobą. Nie zostawię cie.

– W porządku. Wygrałaś, bo nie chce się spóźnić. Zakładaj buty. – wskazał na obuwie przy szafie.

– Podaj mi je. – wyciągnęłam rękę – Nie odejdę od drzwi, bo możesz mnie oszukać.

Podał mi buty, a potem nawet pomógł mi je założyć.

– Od kiedy twoje buty nie sięgają do kolana, co? – zaśmiał się sznurując buta na koturnie – I są na podwyższeniu?– uniósł brew do góry.

– Kupiłam jedną parę po namowach Purriry. – machnęłam reką – A zresztą szybciej się je zakłada, co przy moim obecnym stanie jest lepsze. – wskazałam na pierś i brzuch. – Nie mogę się za bardzo schylać.

– Gotowe. – wyprostował się – Jesteś prawie mojego wzrostu.

– Prawie - to słowo klucz. Chodźmy. – wyciągnęłam rękę.

– Ale się nie wywrócisz?– zaśmiał się chwytając pewnie moja dłoń, a ja wywróciłam tylko oczami.

Wyszliśmy z pokoju.

Wchodząc do sali obrad nie obyło się bez zdziwionych spojrzeń.

Muszę przyznać, że strażników było całkiem sporo jak na grzebanie w głowie jednej osobie.

Była tu chyba cała lśniąca straż...

– Skoro są tu wszyscy, czemu i ja nie zostałam zaproszona? – zapytałam nieco irytowana patrząc na Huang Hua.

– Zważając na twój stan zdrowia i to, że nie wychodziłaś z pokoju przez ostatni czas, pomyśleliśmy...– przerwałam jej.

– Jestem Zastępczynią Szefa Obsydianu. – podkreśliłam swój tytuł – Należy mi się chociaż odrobina szacunku.

– Nie chcieliśmy też byś była przy tej rozmowie. Nie powiedziałeś jej? – odezwał się Chrome.

– A coś się dzieje? – zapytałam wprost.

Lance puścił moją dłoń.

– Lance? – spojrzałam na niego.

Wypuścił powietrze z płuc.

– Chce się dobrowolnie poddać karze. Jest świadomy swoich czynów... – zaczęła Hunag Hua.

– Słucham? Żartujecie sobie? Jakie "dobrowolnie poddać się karze"? – uderzyłam rękoma w stół – Mieliście pogrzebać mu w głowie i na tym koniec, a nie go skazywać.

– Zamordował wiele istnień... – zaczęła szefowa.

– Nie pierwszy, kurwa, raz. Tamto mu wybaczyliście, a teraz?! – wydarłam się.

– Rozumiemy, że nie był sobą, ale jego wizerunek źle się kojarzy mieszkancom...

– I to jest powód? Ja też zabijałam, każdy z nas ma kogoś na sumieniu. A wy chcecie go skazać, bo tak jest łatwiej!

Aria || Eldarya LANCExOCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz