Rozdział 10

216 24 4
                                    

– Chodź, zbieramy się. – powiedział wychodząc z wody.

– Ja... Nie chce. – pokręciłam głową.

Spojrzał na mnie i przymknął oczy.

– Dobrze wiesz, że nie możemy tu być za długo.

– To miejsce jest poza iluzją?– zapytałam zdziwiona. Była to pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy.

Przytaknął.

Czym prędzej wyszłam z wody. W pośpiechu zaczęłam się ubierać. Było to ciężkie zadanie gdyż ubrania przez moje mokre ciało stawiały opór.

Na koniec wcisnęłam stopy w buty i byłam gotowa do powrotu.

– Przyjdziesz jutro? – zapytałam gdy przechodziliśmy między drzewami.

– Przyjdę jeszcze dziś. Będziemy kontynuować trening.– mówiąc to nie patrzył na mnie, jego wzrok utkwiony był na drodze.

– Znów tak długo? – mruknęłam niezadowolona.

– Musisz się nauczyć, więc tak. Będziemy ćwiczyć długo, ale musisz się najpierw wyspać.

– Ty nie powinieneś spać? W końcu jesteś przywódcą straży. Jesteś im czasami potrzebny...

– Tak, ale czasem są ważniejsze rzeczy. Zresztą nawet bez snu jestem w stanie cię bardzo łatwo pokonać.

– Myślę, że powinieneś się przespać. W ogóle... Nikt nie zauważa jak znikasz?

– Nawet jeśli, to co?

– Nie szukają Cię? A co jeśli zauważa to, że znikasz?

– Nie zawracaj sobie tym swojej małej, pustej głowy. Niedługo się wszystko rozwiąże.

Puściłam obrażający mnie tekst mimo uszu.

– Co chcesz przez to powiedzieć?

– Dowiesz się niedługo. Prześpij się, zjedz coś. Musisz mieć siły na potem.

Kiwnęłam tylko głową.

Intensywne trenowałam każdej nocy przez kilka tygodni pod okiem swojego nauczyciela. Potem doszły i samotne treningi w dzień...

Na wiotkich nogach stałam trzymając miecz przed sobą. Byłam tak zmęczona, że czułam jak stal ciągnie mnie w dół swoim ciężarem, jednak nie dawałam za wygraną i patrzyłam uważnie na swojego przeciwnika, chociaż nogi miałam jak z waty.

Lance chodził dostojnie wokół mnie z wyciągnięty przed siebie mieczem. Jedna rękę miał schowaną za sobą, by "ułatwić mi zadanie pokonania go". Nie było po nim widać ani odrobiny zmęczenia.

Zamachnęłam się mieczem na białowłosego. On od razu zablokował mój cios i wytrącił mi miecz z dłoni. Potem powoli zaczął się zbliżać do mnie z mieczem, przez co się potknęłam i upadłam na ziemię. Jego ostrze niemal dotykało mojego gardła. Bałam się przełknąć ślinę, żeby się nie skaleczyć.

– Miałaś się wyspać.– warknął wbijąc miecz w ziemię obok mojej głowy – Miałaś nie ćwiczyć beze mnie.

Zdecydowanie był wściekły, jeszcze trochę, a zaczął by pluć jadem...

– Sam mówiłeś, że czym szybciej tym lepiej. – warknęłam.

– Liczy się efektywna nauka. Nic mi po twoim zmęczeniu. Twoje samotne ćwiczenia nie przynoszą efektów, jest wręcz odwrotnie, zaczynasz się cofać. – fuknął z ogromną siłą wyciągając miecz – Trzeba wiedzieć kiedy dać sobie spokój z treningiem, a teraz się zbieraj i idź spać. Nie radzę ci znowu samej ćwiczyć.

Aria || Eldarya LANCExOCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz