Rozdział 104 - Co było dalej? (4)

47 5 2
                                    

Wracam.

Zmieniłam nazewnictwo rozdziałów, bo wyjdzie ich trochę więcej niż początkowo zakładałam 😅

---

Wróciliśmy do domu i każde z nas się rozeszło się w swoją stronę.

Postanowiłam sprawdzić co u synów, mając nadzieję, że śpią.

Carris siedział na oknie i patrzył się w przestrzeń, a jego brata nie było widać.

– Gdzie Col?– zapytałam poprawiając zmierzwione włosy.

– Wyszedł.– wzruszył ramionami.

– Dokąd?– zmarszczyłam brwi.

– Nie wiem.– mruknął obojętnie.

– W porządku.

Wróciłam do salonu gdzie chwilę później pojawił się Lance po szybkim prysznicu i zmianie ubrań.

– Co tam?– zapytał widząc moją zmieszana minę.

– Colian gdzieś poszedł.

– Straż go nie wypuści poza mury.– powiedział pewnie zapinając karwasz na lewej ręce.

Podeszłam do niego i mu pomogłam mimo, że tego nie oczekiwał.

– On jest...

– Nic mu nie będzie. Nie denerwuj się. Przejdę się zaraz na brame i zapytam, co ty na to?– zapytał obserwując moje poczynania – Mocniej, nie zrobisz mi krzywdy.– powiedział gdy kończyłam zapinać.

– Martwi mnie, bo on stał się straszny odkąd poruszony został twój temat, najpierw chciał cie znaleźć, a teraz kompletnie się izoluje.

– Rozumiem go.– westchnął – Nie zna mnie, ma mnie za obcego, który wywraca jego życie do góry nogami. Nie pomaga fakt tego, że was odpuściłem.

Zabrałam swoje dłonie, a on sprawdził mocowanie. Po tym mogłam wziąć się za drugą rękę.

– To na prawdę są dobre dzieci. Może nieco problematyczne, wymykają się z domu i są problemy, ale są dobrzy.

– Wierze ci, Ario. Wszyscy jednak musimy się przyzwyczaić do życia ze sobą... O ile ty chcesz być ze mną...– spojrzał na mnie.

– Nasza relacja jest skomplikowana.

– Wiem.– westchnął – Na prawdę zdaje sobie z tego sprawę. Nasze wspólne życie było... skomplikowane.

– Chyba popaprane.– uśmiechnęłam się delikatnie.

– Aż za bardzo. Chciałbym jednak by wszystko było dobrze...

– Mhm... Ale takie nie będzie. Nadal mam Ci za złe to, że wybrałeś straż.– skończylam zapinać drugą rękę i w końcu na niego spojrzałam.

– Doskonale zdaje sobie sprawę z tego jak bardzo zjebałem, ale wolałem zadbać o waszą przyszłość, o to by była spokojna. Nie żałuję wyboru, mogłem to po prostu inaczej załatwić.– odgarnął moje włosy za uszy.

– Chciałabym o tym nie pamietać, ale zawsze mam to z tyłu głowy.

– Wiem, mieszańcu.– cmoknął mnie w czoło i się odsunął – Pójdę na bramę. Jakby coś się wydarzyło - dowiesz się.

– Może po prostu pójdę z tobą?– zaproponowałam.

Przez kilka sekund zastanawiał się czy się zgodzić.

– W porządku, chodź.– otworzył drzwi i przepuścił mnie pierwszą.

Ruszyliśmy do bramy. Weszliśmy na nią. Kobieta, która obecnie pełniła warte, była zdziowna widząc nas, ale ostatecsnie oblizała usta lustrując Lance'a.

Aria || Eldarya LANCExOCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz