Rozdział 66

70 6 0
                                    

Szef obudził nas rano i nakarmił jakaś papka.

Byłam pół przytomną, ale on za to wyglądał na nawet wypoczętego.

– Musicie się przyzwyczaić do tego trybu. Może się stać tak, że nie bedziemy mogli pozwolić sobie na sen. W takich przypadkach Ezarel da wam eliksir na pobudzenie, ale nie można z nim przesadzać, więc korzystajcie z każdej minuty snu, a to co jecie - to tylko paliwo. Nie liczcie na nic lepszego.

Mieszałam niechętnie w misce czując obrzydzenie do tej potrawy.

Dosłownie - zbierało mi się na wymioty.

– Chyba nie do każdego docierają te "argumenty". – zaśmiał się cicho żywiołak patrząc się ukradkiem na mnie.

– Nie będę nikogo zmuszać do jedzenia. – wzruszył ramionami.

– Czyli mogę to wyrzucić? Super. – od razu się podniosłam z miejsca z zamiarem pozbycia się tego czegoś.

– Daj to. – wyciągnął rękę w moją stronę, gdy już miałam wywalić te papkę.

Przejął ode mnie miskę i chwycil druga za nadgarstek.

– W drodze wyjątku, jednorazowo - możesz się posilić moją krwią. – odstawił miske i chwycił za materiał na swojej szyi i nieco go odciągnął, pokazując miejsce do posilenia się.

Rzadko dawał mi posilić się z szyi, a na pewno nie przy innych...

– Nie potrzebuje...– chciałam zaprzeczyć.

– Nie wybrzydzaj. – chwycił mnie żelaznym uściskiem za talię i przyciągnął do siebie bardzo blisko.

Stanęłam na palcach i odchyliłam znów materiał, po czym wbiłam swoje kły. Napiłam się trochę jego krwi po czym odpuściłam.

– Wystarczy. – oblizałam ustam by nie zmarnować ani kropli tego drogocennego wampirzego narotyku.

Jednak gdy dłużej jego krew przebywała w moich ustach, tym bardziej miałam wrażenie, że smakuje inaczej. Nie była tak słodka jak ja zapamiętałam, była wręcz gorzkawa i intensywniejszy metaliczny posmak.

Gdzie się podziała ta odurzającą słodycz?

Uznałam po chwili, że po prostu mogłam źle zapamiętać jego smak lub, że może to przez te cała magię związana z pierścieniem obecnie jest on inny.

Moje rozmysłania przerwało uczucie obserwacji. Gdy spojrzałam w jego strone spotkałam jednego z naszych towarzyszy. Obserwował uważnie mnie i Lance'a.

– Zbieramy się. – zarządził i zaczęliśmy sprzątać by wyruszyć w dalsza drogę.

– Czy to normalne by szef obsydianu tak traktował swojego zastępcę?– usłyszałam z boku głos fioletowowłosego.

Byłam zdziwowna, dlatego najpierw się wyprostowałam znad zbieranych rzeczy i stanęłam przodem do niego.

– Czyli nikt cie nie wtajemniczył? Nie znasz osób z którymi jesteś na misji?– skrzyzowałam ręce na klatce piersiowej.

– Mówiąc szczerze ich znam, ciebie - tylko z widzenia.

– Czyli to ja jestem tą zagadką? Odpowiadając na Twoje pytanie... Lance i ja jesteśmy parą.– powiedziałam patrząc ponad jego ramię na szefa.

Wbijał w nas nieco zirytowane spojrzenie.

– To tłumaczy niektóre rzeczy.

– Jednak w tym momencie, tylko on jest dowódca. Ja jestem takim samym szeregowcem jak ty czy Ezarel.

Aria || Eldarya LANCExOCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz