Rozdział 82

84 5 0
                                    

Wyjaśniłam Hunag Hua, że to co miałam jej już powiedzieć o wczoraj to powiedziałam, więc spotkanie trwało bardzo krótko.

Powiedziała mi tylko, żebym pomogła w czymś Jamonowi w kuźni, po czym będę wolna.

Wyszłam z pomieszczenia. Czekał tam, ku mojemu zdziwieniu, Khillis.

– Chyba mam coś co należy do ciebie.– uniósł moją blyskotkę na wysokość oczu.

– Prosiłabym o zwrot mojej własności.– wyciągnęłam dłoń w jego stronę.

– Nagle taka grzeczna?– prychnął mi w twarz.

Widziałam dziwny błysk w jego oku.

– Chyba nie myślisz, że pozwolę tobie chodzić sobie po głowie, co? Oddaj mi mój naszyjnik i każde z nas pójdzie w swoją stronę. Mam jeszcze coś do zrobienia.– nadal miałam wyciagnieta dłoń.

– Dziś, wieczór, ogród muzyki. Wtedy oddam ci te błyskotke.– schował ją tak po prostu do kieszeni.

– Wiesz, że to brzmi jak szantaż?

– Myślałem, że to dla ciebie ważne.

– To tylko rzecz. Nie przesadzajmy.– machnęłam ręką.

Prawda była taka, że był to naszyjnik od ojca, który zaprowadził by mnie do niego jakbym nie mogła go znaleźć.

Nie miała dla mnie za wielkiej sentymentalnej własności, wręcz był mi obojętny.

– A może to?– pokazał mi sztylet.

– Skad ty...– od razu sprawdziłam miejsce gdzie powinien być.

Nie było broni.

– Powiedzmy, że mam lepkie raczki. Fanty dostaniesz jak przyjdziesz,  inaczej utoną w odmentach pobliskoego morza.

– To już na prawdę szantaż, Khillis.

– Khill, wystarczy. Do zobaczenie później, Ario.– powiedział to i odszedł kręcąc na palcu mój sztylet.

Czego on ode mnie chciał?

To nie wydawało się normalne.

Fuknęłam sobie pod nosem, mrucząc potem przekleństwa na złodzieja i udałam się do kuźni.

Jamon wydawał się nieco zdziwiony widząc mnie.

– Aria, dziś pomagać?– zapytał dla pewności.

– Tak. Dziś ja mam Ci pomóc.

I tak o to zaczęło się pomaganie, targałam ciężki metal do przerobienia na broń.

Rozumiałam już zdziwienie orga gdy zobaczył akurat mnie.

Sama zaczęłam żałować, że się na to zgodziłam.

Całe ciało wręcz błagało o litość.

Moje dłonie gdy skończyliśmy wręcz chciały krwawić. Całe były czerwone, a w głowie się zaczynało kręcić ze zmęczenia.

Upadłam tyłkiem na podłogę.

Nigdy, kurwa, więcej.

– Aria, świetnie się spisać jak na kobieta.– Jamon uśmiechnął się chcąc mnie pocieszyć, ale machnęłam ręką, dając mu do zrozumienia żeby skończył i nawet tak nie mówił.

– Nie wiedziałam, że to takie ciężkie cholerstwo.

– Zazwyczaj Lance pomagać.

– A jako, że go nie ma... Obaj wiecie, że to jest strasznie ciężkie, tak? Chociaż co się dziwić, dla was to jest pewnie lekkie.– westchnęłam.

Aria || Eldarya LANCExOCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz