Rozdział 31

142 14 0
                                    

Po kilku dniach w końcu coś się zmieniło. Lance pojawił się na plaży, a wraz z nim prawie cała KG. Dopiero po chwili zauważyłam jak bialowłosy idzie z jakaś dziewczyną...

Trzymał sztylet przy jej szyi.

W jakiś sposób czułam strach, ale nie wiem czy był to strach o jego życie, czy o życie tej dziewczyny...

Przełknęłam śline i chciałam wyjść na pokład, ale ktoś zamknął mnie w kajucie i byłam zmuszona obserwować wszystko z okna, czyli tak jak to robiłam do tej pory, bo nie chciałam tracić czasu na szarpanie się z cholernymi drzwiami.

Weszli na pokład, a ja słyszałam tylko zrozpaczony głos dziewczyny i co jakiś czas głos smoka.

Kpił z niej.

Przez kilka godzin starałam się wydostać, ale na marne.

Moje ciało było wycieńczone, a każda część ciała bolała mnie od wojowania. W końcu usiadłam na ziemi i oparłam plecy o ścianę, spojrzałam na swoje dłonie. Były poranione, a pod paznokciami były małe fragmenty drewna.

Poczułam się senna, nie miałam siły wstać.

W tym momencie drzwi od kajuty się otworzyły i ktoś wszedł do środka.
Nie miałam odwagi, ani siły, spojrzeć w górę na jego twarz.

– Co tu robisz?– westchnął i zamknął drzwi, o dziwo nie był zły, nie był nawet zdziwiony. Tak na prawdę ciężko było mi odczytać w tym momencie jego emocje.

– To chyba oczywiste...– przymknęłam oczy.

– Czemu zmuszasz mnie, do martwienia się o Ciebie?– dotknął mojego policzka, co oznaczało, że musiał kucnąć.

– Martwiłam się o Ciebie.– otworzyłam oczy, a on mnie objął.

– Ja o Ciebie też, mieszańcu.– pocałował mnie we włosy.

Po tym nastała cisza.

Dziwił mnie jego gest, dziwiła mnie nagła troska.

– Co planujesz?– zapytałam w końcu, przerywając ciszę.

– Nic o co twoja mała głową powinna się martwić.– podniósł mnie, zrobił to z taka łatwością jakbym nic nie ważyła.

– Chce pomóc...– położyłam dłoń na jego klatce piersiowej.

– Możesz to zrobić idąc spać.

– A co z tą dziewczyną? Tą, którą przyprowadziłeś ze sobą.

Na to pytanie jego szczęka się zacisnęła. Nie patrzył na mnie.

– Nic. – położył mnie w hamaku – Jest mi potrzebna. Dzięki niej mogę spotkać się z przodkami.

– Nie rób tylko głupot.– dotknęłam jego policzka, opuszkami palców, a on od razu wtulił twarz w moja dłoń.

– Musisz być wypoczęta. Czeka nas wojna, Ario. – położył swoją dłoń na mojej.

– Nie będę w stanie...

– Rozmawialiśmy o tym... Będziesz musiała podjąć decyzję, czy jesteś ze mną czy przeciw.– cofnął się.

– Będąc po drugiej stronie, nigdy nie będę przeciw tobie. Pamiętaj...– wyszeptałam i w tym momencie usnęłam.

Sen mnie pokonał.

Do dziś żałuję, że usnęłam w tamtym momencie.

Obudziłam się w pełni wypoczęta. Jedzenie czekało na mnie na stoliku obok, ale drzwi nadal były zamknięte.

Aria || Eldarya LANCExOCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz