Rozdział 72

115 7 8
                                    

DLA CZYTAJĄCYCH NA BIĘŻACO:

To drugi rozdział, który dziś wrzucam! Upewnijcie się, że wiecie o jego istnieniu.

Znajomość go nie jest wymagana przez swoją ilość przemocy.

---

– Aria?! Aria, ocknij się, do chuja! – krzyczał mi ktoś nad uchem.

Uchyliłam oczy i zobaczyłam zapłakanego Lance'a nade mną.

– Ty żyjesz. – przytulił mnie delikatnie do siebie – Zabije ich za to co Ci zrobili.

Wyjął jeden ze śpiworów i mnie w niego włożył.

Spojrzałam na jego twarz.

Musisz złamać mi rękę. Proszę.

Spojrzał na mnie zszokowany.

– Czemu? Nie zrobię Ci tego. – od razu zaprotestował.

– Chyba się źle zrosła. Boli jak cholera. – odpowiedziałam cicho zgodnie z prawdą.

Wziął moją rękę i zaczął ją oglądać. Delikatnie ją zmacał, klnąc pod nosem.

Skrzywiłam się czując jego dotyk.

– Zdecydowanie. – warknął niezadowolony.

Złam ją i nastaw.

Łatwiej było mi mówić do niego w myślach. Bolały mnie język i szczęka.

– To będzie bolało.

Łamali ją kilka razy. Przyzwyczaiłam się.

Chciałam zażartować, nawwt sie lekko uśmiechnęłam, ale nie wyszło.

Smok zrobił to szybko i sprawnie, na koniec chłodząc moją kończynę swoimi zimnymi dłońmi.

– Tak bardzo cie przepraszam.– czuł się winny – Nie wybaczę sobie tego nigdy, że pozwoliłem im cię zabrać, że nie mogłem remu zapobiec. – po jego policzkach zaczęły lecieć łzy.

Uniosłam zdrową rękę i dotknęłam jego policzka ocierając je.

– Nie wiń się. To nie twoja wina.

– Kurwa, Aria. Wiesz jak ty wyglądasz? Jak zwłoki, kurwa. Nie wiem co by sie stało jakbym znalazł cię później.

– Oni chcieli byś mnie znalazł. Co z resztą?

– Odeszli na bok, skontaktować sie z Huang Hua. Musisz wrócić do K.G. i to pilnie.

- Nie. Nie wracam bez ciebie.– od razu zaprzeczyłam.

– Mają połowę mojej mocy. Muszę być tutaj. Nie daruje im. Kurwa oni...

– Żyje. To się liczy. – przytuliłam głowę do jego klatki piersiowej. W końcu czułam się bezpiecznie i... odpłynęłam zanim zdążyłam dalej protestować.

Po prostu usnęłam.

Obudziłam sie... W Kwaterze Głównej.

Czułam się znacznie lepiej. Znaczy miejscami ciało nadal bolało, ale nie to było najważniejsze.

Gdzie był Lance?

Czy na prawdę wysłał mnie samą?

Podniosłam się do siadu.

– Nie tak gwałtownie. – rozejrzałam się i mój wzrok trafił na mojego ojca.

Westchnęłam i spojrzałam znów w sufit.

Aria || Eldarya LANCExOCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz