Epilog

62 4 0
                                    

Pov. Kate

- ... schodzimy ze sceny i wtedy Mike obrzuca Cala mąką, a jak się zapewne domyślasz, Cal był mokry jak szczur i po wszystkim chyba z godzinę siedział pod prysznicem. - śmiech loczka niesie się po pokoju.

- Boże jak z dziećmi. - przewracam oczami, mimo że na usta ciśnie mi się uśmiech.

- Ale słuchaj mnie, to jeszcze nie koniec. Zgadnij co Calum zrobił w zemście.

- Nie wiem. Zjadł ostatni kawałek pizzy? Schował mu gitarę? - rzucałam pomysłami.

- Nie. Wytrzasną skądś proszki na przeczyszczenie i wsypał mu je do Coli. - głośny wybuch rechotu sam zmusza mnie do śmiechu.

- Powiedz chociaż, że przeczytał dawkowanie i nie wsypał mu całej porcji na raz.

- A gdzie tam. Mike dawno nie zaliczył takiego żołądkowego zgona.

- Czasami się zastanawiam czy wy się nie cofnęliście w rozwoju. - westchnęłam.

- Ej! Ale to nie ja! - zaczął się bronić.

- Oj bo uwierzę, że się nie śmiałeś.

- Sama nie mogłabyś ze śmiechu... - w moim pokoju zapanowała cisza. - A jak ty się trzymasz?

Zawahałam się przy wkładaniu ubrań do walizki. Koszulka z Batmanem nie wylądowała w środku tylko zwisała mi z ręki, rozplątując się z ładnej kosteczki, w którą ją złożyłam.

- Mam powiedzieć ci to co chcesz usłyszeć czy mam być szczera?

- Szczera. No może tak nie do końca. Nagnij delikatnie prawdę. - prychnęłam delikatnie na odpowiedź.

Wzięłam głęboki wdech żeby zastanowić się na czym tak na prawdę stoję. Nie krztuszę się już własnymi łzami, a koszmary zdarzają się coraz rzadziej. Zdarzy się że nawet ulegnę znajomym z uczelni i wyskoczę z nimi do kawiarni czy kina.

- Swój stan mogę określić jako całkiem niezły.

- Nie o to pytam. To wiem. Alan co jakiś czas mi raportuje co się z tobą dzieje.

- To o co pytasz? - zmarszczyłam brwi w konsternacji.

- Jak się czujesz?

- Wiesz gdzie uderzyć żeby zabolało.

- Przepraszam. Nie musisz odpowiadać. To i tak da mi jakiś zarys.

- Po prostu tego nie da się jednolicie określić... Jednego dnia wszystko jest super, wychodzę ze znajomymi, nie ma żadnych problemów. Drugiego nakładam na siebie od cholery zadań żeby tylko nie myśleć, a trzeciego poczucie winy kompletnie mnie dobija... Szukam sobie nowych zajęć, z nudów czytam podręczniki, ale pozwalam sobie na przepracowanie tego. Jest lepiej, to na pewno.

- W takim razie się cieszę. Ale dalej nie wychodzę z podziwu jak to ogarniasz.

- Lata praktyki. - skomentowałam, urywając temat. - Więc co macie następne na liście?

- Tydzień przerwy. - westchnął.

- Zasłużony. Słuchaj Ash, wiem że to są wasze marzenia i tak dalej, ale uważajcie na siebie okej? Świat biznesu potrafi być potężnym gównem.

- Wiem kocie... Dajemy sobie jakoś radę, a w razie coś ściągniesz nas do parteru gdy odlecimy. - zażartował, ale mi nie było do śmiechu.

Chłopacy już przed zespołem mieli problemy. Przecież poznaliśmy się w psychiatryku. Mając to wszystko z tyłu głowy nie mogłam przestać się martwić, że przez ciężką przeszłość którykolwiek z nich może łatwiej wpaść w kłopoty, albo co najgorsze wszyscy razem. Cały czas miałam rękę na pulsie. Co jakiś czas pomiędzy chłopakami wybuchały konflikty co było całkiem normalne, a ja robiłam za mediatora z innego kontynentu. Zazwyczaj powyzywali się jak dzieci z przedszkola, a później im przechodziło i się godzili. Jednak nie ich wewnętrzne problemy mnie martwiły. Najbardziej bałam się tego, że pomiędzy nimi pojawi się ktoś trzeci. Ktoś kto specjalnie namiesza między nimi, żeby mieć własne korzyści.

Will You Help Us?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz