Pov. Alex
-Co ty tak kurwa jęczysz? Zapierdalaj się ubrać i idziesz ją przeprosić. I mam w dupie, że ci się nie chce. Masz pięć minut Irwin! -pośpiesznie wyszłam z jego pokoju, kierując się do gabinetu doktorka.
Zapukałam i nie czekając na pozwolenie weszłam do gabinetu. Smith siedział za biurkiem i przeglądał jakieś papiery. Zerknął na mnie i po chwili wrócił do zapisków.
-Co cię do mnie sprowadza Alexandro? -nienawidzę mojego pełnego imienia i on o tym dobrze wie. Ughhh...
-Mogłabym dostać przepustki dla Kudłatego i Azjaty? -zapytałam, robiąc przy tym maślane oczy.
-Musisz ich tak nazywać? -westchnął kładąc papiery na stół i zaczął szukać czegoś po szufladach.
-No wie doktor... muszę. -uśmiechnęłam się, czekając nadal na świstki papieru.
-Co ja z wami mam... Do godzimy 20 mają być z powrotem.
-Dziękuje i dowiedzenia! -zabrałam papierki i ruszyłam do pokoju najstarszego z nich.
-Jeśli jest ktoś goły, zakryj się czymś! -krzyknąłem, otwierając drzwi jak zwykle z hukiem. Mocne mają zawiasy.
-Musisz się tak drzeć?
-Przeszkadza Irwin?
-Tak Jones.
-Mam to w dupie. Zbierać się. Wychodzimy.
-Od kiedy tak rządzisz? -pyta się Luke.
-Od kiedy z mamuśką jest źle. Gotowi? Nie mam całego dnia.. -prychnęłam.
Rzuciłam w nich przepustkami i sama ruszyłam w stronę wyjścia. Nie czekając na resztę debili, usiadłam na pobliskiej ławce.
-Gdzie się spieszysz Lexi? -pyta mnie Luke, siadając koło mnie.
-Lexi? Co to za zdrobnienie?
-Przed chwilą wymyśliłem. To jak? Powiesz? -pyta, dźgając mnie palcem w żebra.
-Ała! To bolało pajacu! -trzepnęłam go w tył głowy. -Po prostu mam nadal wkurwia na Irwina.
-No już kotek.. -wciągnął mnie na swoje nogi i mnie przytulił. -Będzie dobrze. Zobaczysz, że za niedługo mamuśaka i ojciec będą razem.
-Mhm. Tak. -wtuliłam się w jego klatkę. -Dobra, koniec miziania. Idziemy do kwiaciarni. -wstaje z jego kolan i poszłam w stronę najbliższego sklepu z kwiatami.
-Jeśli chciałaś kwiaty to mogłaś powiedzieć. Kupiłbym ci.. -mówi Luke, podchodząc do mnie i łapiąc mnie za rękę.
-Nie dla mnie ćwoku. Irwin nie ma jaj to mu pomogę. Ashton zapierdala przepraszać na kolanach Kate. -wzruszyłam ramionami i pociągnęłam chłopaka do pozostałej trójki.
-Gdzie idziemy?- burczy najstarszy z nich.
-Nie interesuj się Irwin bo kociej mordy dostaniesz. A nie sorry, już ją masz. -uśmiechnęłam się złośliwie i gestem ręki pokazałam kierunek, w którym będziemy szli.
Po kilkunastu minutach zatrzymaliśmy się przed kwiaciarnią. Wszyscy oprócz mojego chłopaka patrzeli na mnie ze zdziwionym wzrokiem.
-Po co tu przyszliśmy? -odzywa się pierwszy Azjata.
-Po kwiaty? -przewróciłam oczami. -Lecisz Kudłaty. Bukiet niebieskich róż, raz! -zaczęłam pchać chłopaka w stronę drzwi?
-Czemu ja?! Nie może iść Luke jak chcesz kwiaty?
CZYTASZ
Will You Help Us?
FanfictionOsiemnastoletnia Katherine i jej najlepsza przyjaciółka Alexandra należą do wolontariatu. Zadanie do którego zostały przydzielone nie należało do normalnych, w końcu miały przez pewien czas pomagać w psychiatryku. Zgodziły się, nie wiedząc do końca...