Pov. Ashton
Poniedziałek, dzień po wielkim opijaniu prawa jazdy Kate, czuje się jakby ktoś przejechał po mnie walcem. Obudziła mnie straszna suchość w gardle. Przetarłem oczy i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Byłem w psychiatryku. Ale jak się tutaj znalazłem skoro byłem u Kate? Powoli podniosłem się z łóżka i powolnym krokiem ruszyłem w stronę łazienki. Przemyłem twarz zimną wodą i spojrzałem w lustro. Blada twarz, wory pod oczami, włosy w lekkim nie ładzie. A to wszystko przez to, ze wczoraj za dużo wypiłem. Wróciłem do pokoju po ubrania na dzisiaj i kiedy miałem wracać do łazienki, zauważyłem na stole kartkę. Podszedłem do stołu i wziąłem kartkę do rąk.
Pewnie nic nie pamiętasz i nie wiesz jak się znalazłeś w psychiatryku... Zamówiłam tobie i reszcie taksówkę, ale uparłeś się, że pojedziesz tylko w tedy, kiedy ja pojadę z tobą. Pamiętaj, że dzisiaj wychodzisz.
Kate
Spojrzałem na zegar w rogu pokoju. Dochodziła 12. Doktorek wspominał, ze przyjadą po mnie około 14. Westchnąłem cicho i ruszyłem do pomieszczenia, w którym byłem wcześniej. Rozebrałem się i wszedłem pod prysznic.
Po kilkunastu minutach wyszedłem spod prysznica. Dokładnie się wytarłem i założyłem ubrania,
które wcześniej ze sobą przyniosłem. Wyszedłem z łazienki, a moim oczą ukazała się bardzo mi znana kobieta, zwana także moja matką.-Witaj Ashton.
-Hej? Co ty tu robisz? Nie ma jeszcze 14.
-Przyszłam szybciej. -wzruszyła ramionami.
Staliśmy kilka minut w ciszy. Atmosfera była tak napięta, ze było można ją ciąć nożem.
-Ashton, porozmawiajmy. -zaczęła w pewnym momencie mama.
-Nie mamy o czym.
-Wydaje mi się, ze mamy.
-No to słucham. -warknąłem w jej stronę.
Nastała chwila ciszy. Jedyne co było słychać to śmiech jakiegoś typa, który był kilka sal dalej. Przekręciłem oczami i poszedłem po torbę, która była na dnie szafy.
-Ashton, nie ignoruj mnie.
-To nie ja wysłałem syna do zakładu zamkniętego tylko dla tego, że nie dawałem już rady.
-Ashton...
-Nie, teraz ty mnie posłuchaj. Myślisz, że po odejściu ojca było mi łatwo? Myślisz, ze było mi łatwo pracować w sklepie jak ty szlajałaś się po klubach? A pilnowanie Lauren i Harry'ego? Nie mogłem żyć jak normalny nastolatek tylko pracować, żebyś ty i dzieciaki mogli jeść.
Kolejne minuty znowu mijały nam w ciszy. Zacząłem wrzucać wszystkie moje ubrania do torby. Poszedłem do łazienki po kosmetyczkę, którą już wcześniej spakowałem, a matka jak stała w miejscu - tak stała.
Wrzuciłem kosmetyczkę i zapiąłem torbę. Założyłem ją na swój barek i popatrzyłem na matkę, która utkwiła wzrok w podłodze. Przekręciłem oczami i poszedłem w stronę wyjścia od mojego pokoju.
-Idziesz czy będziesz tak stać?
Przez chwile się nie ruszała, ale po kilku minutach zaczęła iść w moja stronę. Otworzyłem drzwi i ruszyłem w stronę wyjścia z wariatkowa. Wyszedłem przez drzwi frontowe i czekałem na matkę, która pewnie gada siebie teraz z doktorkiem. Po chwili wyszła ona z plikiem dokumentów. Popatrzyła na mnie i kiwnęła głową na parking koło psychiatryka. Poprawiłem torbę i wolnym krokiem szedłem za nią.
CZYTASZ
Will You Help Us?
FanfictionOsiemnastoletnia Katherine i jej najlepsza przyjaciółka Alexandra należą do wolontariatu. Zadanie do którego zostały przydzielone nie należało do normalnych, w końcu miały przez pewien czas pomagać w psychiatryku. Zgodziły się, nie wiedząc do końca...