Maraton 4/4
Pov. Kate
Po tym gdy Alex zwymiotowała na Clifford'a, oby dwoje poszli do domu się ogarnąć. Na ogrodzie zrobiła się napięta atmosfera i nikt nie wiedział czemu.
-Dokonałem niemożliwego! -Luke zaczął wymachiwać szklaną butelką. -Wypiłem całą Tequile!
-Ale Mike i Cal też pili. -powiedział Ashton.
-Nie przeszkadzaj mi w byciu dumnym z siebie.. -ziewnął blondyn po czym kontynuował. -Ale zrobię to leżą, będzie mi wygodniej. -ruszył w stronę namiotu, który miał dzielić z czerwonowłosym. Zaśmialiśmy się w trójkę, bo wiedzieliśmy, że Hemmings idzie spać, ale nie chce się do tego przyznać.
Potarłam dłońmi ramiona gdy zawiał delikatny wiatr a mi zrobiło się chłodniej. Irwin i Calum, którzy to zauważyli, od razu dołożyli drewna do ogniska. A mi nadal było zimno i nie zaprzestałam swojej czynności.
-Konar płonie, a tej nadal zimno. -powiedział poważnie Hood.
-Boże, Cal, jakie to było dwuznaczne.. -mruknęłam od niechcenia.
-Cieszę się. -uśmiechnął się głupio.
-Do spania gówniarzu, już dawno po dobranocce. -furknął lekko zirytowany loczek, poprawiając koc na swoich ramionach.
Możliwe, że siłą dałam mu ten koc, po tym gdy siedział w mokrych ciuchach. Nie chciałam, żeby później chorował.
-Dobrze, tatusiu. -zaśmiał się i wstał.
-Spadaj bo jeszcze cie zamorduje, a nie wiem czy Kate zniesie widok takiej ilości krwi. -uśmiechnął się chytrze. Może nie czułam się najlepiej jak z nosa Jones leciała krew, ale nie byłam jedyna, brunet też się źle poczuł.
-No dobra dobra, już idę.. -jęknął i wszedł do namiotu.
Z domu wyszła Alex i Mike, którzy wyglądali już o wiele lepiej.
-A tamta dwójka gdzie? -zapytała niebiesko oka.
-Poszli spać. -odpowiedział Ashton.
-Ja w sumie też się położę. -ziewnęła niebiesko włosa.
-A ja jestem po prostu zmęczony. -odparł chłopak o zielonych oczach. Po tym gdy wszyscy życzyli sobie dobrej nocy, wcześniej wspomniana dwójka poszła do namiotów.
-Zimno ci? -zapytał Irwin, przerywając niezręczną ciszę.
-Nie. -kłamałam. Myślałam, że zaraz zamarznę.
-Widzę jak się trzęsiesz.. Chcesz koc?
-Jeśli go ściągniesz to cię owieje i będziesz chory.
-Ciebie też może owiać. -nie zareagowałam na to. -Skoro jesteś tak uparta, to razem będziemy chorować. -ściągnął koc i położył obok.
-I to niby ja jestem uparta?
-W takim razie zabieram to. -sięgnęłam po materiał.
-Teraz to już za późno. -zaśmiał się Ashton i tak właśnie zaczęła się nasza szarpanina.
Co chwilę, któreś z nas mocniej przeciągało koc na swoją stronę, powodując śmiech drugiej osoby. W końcu za którymś razem, Irwin pociągnął mocniej materiał, a ja przez to, że się go kurczowo trzymałam, poleciałam razem z nim, prosto klatkę piersiową chłopaka.
Podparłam się dłońmi po obu jego bokach. Patrzyłam w te hipnotyczne oczy, nie umiejąc określić ich barwy, a co dopiero wstać.
-Od zawsze wiedziałem, że na mnie lecisz. -uśmiechnął się głupio.
-Wiesz co Irwin, ty to jednak potrafisz zniszczyć wszystko. -furknęłam.
-Oj no powiedz, że nie jest ci wygodnie. -powiedział pewnie.
-Nie jest. Ani trochę. -syknęłam. Loczek położył jedną swoją rękę na moje plecy jednocześnie nas odwracając. Teraz to on był na górze.
-A teraz? -zapytał chytrze, opierając się rękami o oby dwóch stronach mojej głowy.
Zarypiście, teraz nie mam żadnej drogi ucieczki.
-Ta, normalnie tryskam radością. -powiedziałam sarkastycznie. Twarz chłopaka zaczęła się zbliżać, odwróciłam swoją głowę na prawo. -Tym na pewno mnie nie przekonasz. -prychnęłam, starając się by mój głos nie zadrżał.
-Wkurwiasz mnie. -syknął, podnosząc się.
-I vice versa. -furknęłam.
-Walona cnotka. -no i w tej chwili przesadził.
-Wiesz, to że któraś nie ma ochoty, może też oznaczać, że to z tobą jest coś nie tak.
Zdenerwowany Ashton wstał, odwracając się do mnie tyłem. Zapewne żeby się uspokoić. Zrobiłam to samo stając przed nim.
-Wiesz co ci powiem? -na moją twarz cwany uśmieszek.
-Dawaj, gorzej być nie może. -furknął.
-Wygrałam zakład, misiek. -klepnęłam go po klatce. -Dobranoc. -mrugnęłam jednym okiem.
-Jak chcesz, żeby była dobra to chodź ze mną.
-Oj Irwin. Takie teksty to nie do mnie. -uśmiechnęłam się sztucznie.
I w tedy zdarzyło się coś, czego się w ogóle nie spodziewałam. Zaczęło grzmieć. A prawdą jest to, że strasznie boję się burzy. Usłyszałam huk, przez co automatycznie moje ciało się spięło.
-Wszystko w porządku. -syknęłam.
-Nie lubisz burzy? -zapytał, a w tej samej chwili znowu zagrzmiało, co równało się z dziwną reakcją mojego organizmu.
-Nie przepadam.. -zamknęłam oczy czując narastający strach.
Otworzyłam oczy dopiero gdy poczułam silne ramiona i materiał na plecach. Usiedliśmy znowu przy tlącym się ognisku.
-Dzięki. -odezwałam się gdy chłopak przytulił mnie jedną ręką.
-Nie ma sprawy. -uśmiechnął się delikatnie.
Nie wiem ile tak siedzieliśmy, ale na pewno nie więcej niż godzinę. Na zmianę rozmawialiśmy o głupotach i cieszyliśmy się ciszą.
-Chyba powinnam się położyć.. -ziewnęłam po raz kolejny. Burza skończyła się jakiś czas temu, a my nadal tu siedzimy.
-Nie wygodnie ci? -zaśmiał się, przypominając sytuacje z wcześniej.
-Nie jest. Ani trochę. -również się zaśmiałam, nakrywając szczelniej kocem.
Ashton przysunął mnie bliżej siebie i niedługo po tym zasnęłam. Później czułam tylko jak przenosił mnie, jak zgaduję, do namiotu. A tam zasnęłam twardym snem....
~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ogłaszam koniec maratonu
Ten rozdział jest trochę w innym stylu, możecie dać znać czy od czasu do czasu robić coś takiego
CZYTASZ
Will You Help Us?
FanfictionOsiemnastoletnia Katherine i jej najlepsza przyjaciółka Alexandra należą do wolontariatu. Zadanie do którego zostały przydzielone nie należało do normalnych, w końcu miały przez pewien czas pomagać w psychiatryku. Zgodziły się, nie wiedząc do końca...